Świadectwo siostry Danusi.
W moim bloku mieszkała bardzo trudna sąsiadka, był to taki typ osoby, który zawsze miał coś do powiedzenia na temat drugiego człowieka; do tego stopnia, że sąsiedzi „bali się” przechodzić obok ławki, na której często siedziała, żeby nie być powodem do usłyszenia niemiłego komentarza na swój temat. Trwało to przez wiele lat. Pewnego dnia trudny charakter mojej sąsiadki dopadł i mnie, kiedy przechodziłam koło ławki, na której siedziała p. Maria rzuciła we mnie reklamówką ze śmieciami… Było mi przykro, ale ze słowami Jezusa w sercu: „co żeście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych mnieście uczynili”, schyliłam się i podniosłam tą reklamówkę i podałam jej bez żadnego komentarza. Po pewnym czasie dowiedziałam się, że p. Maria dostała udaru a jej stan zdrowia jest ciężki. Był to trudny czas zarówno dla mojej sąsiadki jak i jej całej rodziny, z którą miała bardzo trudne relacje. Miałam ich w swoim sercu i modlitwie. Kiedy dowiedziałam się, że p. Maria wyszła ze szpitala mimo strachu i obaw postanowiłam, że będę do niej zaglądać, by zobaczyć czy czegoś jej nie potrzeba. Przed każdym pójściem do Niej modliłam się prosząc o ochronę dla siebie i o światło Ducha Świętego, bym potrafiła Jej służyć i dostrzec w Niej cierpiącego Jezusa. Na początku wykonywałam zwykłe czynności takie jak zrobienie herbaty, pościelenie łóżka, otwarcie okna, wysłuchanie narzekania na ból, użalania się na swój los czy na córkę, wnuków, których nie znała i nie akceptowała. Ale to nie przeszkadzało mi w dalszym przychodzeniu. Początkowo trudno nam było rozmawiać więc po prostu z nią byłam. Powoli stan zdrowia p. Marii się poprawiał a my do naszych spotkań dołączyłyśmy modlitwę. Zapraszałyśmy Ducha Świętego, Maryję (oddanie 33) , Michała Archanioła i przyzywałyśmy mocy Przenajdroższej Krwi Chrystusa przez modlitwę Litanią do Krwi Chrystusa. W modlitwie powierzałyśmy swoje intencje, a zwłaszcza te osoby, o których p. Maria źle mówiła, szczególnie tą trudną relację z jej córką i wnukami. Z każdym kolejnym spotkaniem łatwiej było nam o rozmowę, w której coraz częściej mówiłam Jej o Bogu, Jego obecności w naszej codzienności, Jego miłości pomimo naszych upadków i grzeszności. Pani Maria słuchała tego jakby po raz pierwszy słyszała o Bożym Miłosierdziu, o tym, że jesteśmy Jego umiłowanymi dziećmi, które kocha pomimo naszych odejść, naszej nędzy. Często z niedowierzaniem powtarzała „kocha? Tak kocha, naprawdę kocha?” słowo „tak” było częstym pytaniem. Pewnego dnia zobaczyła, że mam na szyi medalik i też chciała taki mieć. Nie kazałam jej długo czekać, od razu pojechałam go kupić, później ksiądz go poświęcił a ja z radością założyłam jej go na szyje. Nie mogła pojąć jak można coś komuś dać, tak po prostu dać. Cieszyła się jak dziecko, nosiła go na wierzchu ubrania żeby każdy kto przyjdzie widział że go ma. Pewnego dnia do sąsiedniej parafii przyjechał ksiądz egzorcysta, po skończonej Mszy Świętej i wygłoszonej katechezie można było wziąć obraz ukazujący twarz Pana Jezusa. Wzięłam dwa i choć pierwotnie nie wiedziałam dla kogo on będzie, to szybko przyszła mi myśl że jest on dla p. Marii, oprawiłam go w ramkę i z przepisaną modlitwą zaniosłam. Pani Maria pomimo swojej niemocy uklęknęła na kolana i płacząc powtarzała tylko Jezus – było to jakby wołanie, wyszłam wtedy z mieszkania, bo wiedziałam, że jest to prawdziwe zjednoczenie z Bogiem. Od tej pory, pani Maria zawsze witała mnie z uśmiechem, kiedy nie przychodziłam stukała młotkiem w kaloryfer, a „pani” z którą dawniej przesiadywała na ławce powiedziała żeby więcej do niej nie przychodziła.
Podczas rekolekcji wielkopostnych poprosiła o księdza, żeby przyjąć sakrament spowiedzi i Komunię Św. Kolejne spotkanie z Bogiem było w niedziele Miłosierdzia Bożego. Choć ksiądz przyjechał później niż miał być, czekała, bardzo czekała, nawet się cieszyła mówiąc „nawet się nie denerwowałam”.
W tygodniu biblijnym wspólnie czytałyśmy Słowo Boże, które bardzo poruszało jej serce do tego stopnia że p. Maria poprosiła, żeby kupić jej Pismo Święte z dużymi literami aby sama mogła czytać. Przed zesłaniem Ducha Świętego odmawiałyśmy nowennę. Kiedy przyszłam w tym dniu p. Maria losowo otworzyła Pismo Święte właśnie na drugim rozdziale Dziejów Apostolskich – to nie mógł być przypadek, to było działanie Ducha Świętego.
Choć nasza relacja pierwotnie była trudna, to z Bożą pomocą udało mi się pomóc Pani Mari w powrocie w Miłosierne ramiona Ojca. Pani Maria zaprosiła Pana Jezusa do swojego życia, do swojej rodziny, zranień i pragnień. Uznała Go za swojego Zbawiciela i podziękowała Mu za to, czego w jej życiu dokonał. Jej serce ogrzane miłością Boga i bliźniego topniało i łamało lody, które przez wiele lat nagromadziły się w ich rodzinie. Bardzo ważnym momentem dla całej rodziny było spotkanie p. Marii z córką i adoptowanym wnukiem. I tak zakończyła się ziemska droga p. Marii, w której po części mogłam uczestniczyć i być świadkiem jak Boża miłość przemienia i leczy zranione ludzkie serce.
Błogosławiona Krew Jezusowa.
You must be logged in to post a comment.