NAUCZYCIELU, CO MAMY CZYNIĆ? (ŁK 3, 12b) i moje Świę­ta Boże­go Narodzenia

Moją rodzi­nę sta­no­wią dzie­ci i wnu­ki moje­go nie­ży­ją­ce­go od daw­na bra­ta, bo wszy­scy inni już ode­szli do wiecz­no­ści. Ta rodzi­na to 3 pary, z któ­rych tyl­ko jed­na to mał­żeń­stwo sakra­men­tal­ne. Cho­ciaż wszy­scy są ochrzcze­ni, nikt z nich nie cho­dzi do kościo­ła i nie ado­ru­je Boga, a wręcz igno­ru­je Go. I tak jest od co naj­mniej kil­ku­na­stu lat.

Jako oso­ba samot­na, zosta­łam zapro­szo­na do nich do sto­li­cy na Wigi­lię 2024. Wzię­łam ze sobą poświę­co­ny opła­tek, świe­cę i odpo­wied­ni tekst z Nowe­go Testa­men­tu. Moim wybra­nym na ten czas Sło­wem Życia było: Nauczy­cie­lu, co mamy czy­nić? Bar­dzo oba­wia­łam się, czy zechcą zacząć od modli­twy, dla­te­go na roz­po­czę­cie Wigi­lii szyb­ko wzię­łam do rąk tekst Ewan­ge­lii by czy­tać, gdy nagle ode­zwał się 40-let­ni gospo­darz domu ze związ­ku nie­for­mal­ne­go: ja chciał­bym prze­czy­tać Ewan­ge­lię. Byłam tak zasko­czo­na, że chy­ba musia­łam śmiesz­nie wyglą­dać. A on czy­tał powo­li, wyraź­nie i ze zrozumieniem.

W duchu z rado­ścią nazwa­łam ten moment I‑szym świą­tecz­nym aktem Bożej łaski.

Po Wigi­lii zosta­łam u gospo­da­rzy na nocleg.

Rano po prze­bu­dze­niu cze­ka­ło mnie nowe zada­nie, by zapro­sić nie­prak­ty­ku­ją­cych na Mszę św. Przy­po­mnia­łam sobie swo­je gorz­kie odczu­cia w chwi­li, gdy ktoś w prze­śmiew­czy spo­sób odrzu­cił moją zachę­tę do odby­cia spo­wie­dzi, czy uczest­nic­twa we Mszy św. Teraz oba­wia­łam się tej samej gory­czy. Tym­cza­sem w trak­cie świą­tecz­ne­go śnia­da­nia, dość nie­ocze­ki­wa­nie, domow­ni­cy wyda­li coś jak­by wła­sne roz­po­rzą­dze­nie: jedzie­my do świą­ty­ni Opatrz­no­ści Bożej.

Prze­ży­łam kolej­ne zdu­mie­nie i był to II-gi świą­tecz­ny akt Bożej łaski.

Ale posta­no­wie­nia cza­sem nie wcho­dzą w życie. Przez dłu­gą poran­ną toa­le­tę pani domu wyjazd na Mszę św. opóź­nił się. Nie mie­li­śmy żad­nych szans na punk­tu­al­ne przy­by­cie do tego odle­głe­go kościo­ła. Pomi­mo moje­go sprze­ci­wu, by jaz­dę kon­ty­nu­ować, usły­sza­łam: a co takie­go się sta­nie jeśli się tro­chę spóź­ni­my. Musia­łam twar­do zaopo­no­wać i wpły­nąć na wybór bli­skie­go kościo­ła, któ­rym osta­tecz­nie była kate­dra Św. Jana na Sta­rym Mie­ście. Przy­by­li­śmy tam przed cza­sem (bez spóź­nie­nia!) i mogli­śmy wygod­nie zasiąść w pobli­żu ołtarza.

I to był III-ci świą­tecz­ny akt Bożej łaski. 

Kaza­nie wygło­szo­ne na Mszy św. było jak­by skro­jo­ne dla ludzi nie­prak­ty­ku­ją­cych. Usły­sze­li, aby nie palić za sobą mostu, po któ­rym ode­szli od Boga. Jeśli obec­nie jest prze­szko­da w peł­nym korzy­sta­niu z sakra­men­tów świę­tych, to utrzy­ma­nie kon­tak­tu z Bogiem może spra­wić, że On Sam wyj­dzie naprze­ciw i usu­nie tę prze­szko­dę. A co ma być tym kon­tak­tem? np. conie­dziel­ne uczest­nic­two we Mszy św., modli­twa z proś­bą o pomoc w roz­wią­za­niu powi­kła­nych spraw. Tych słów słu­cha­li tak­że moi współtowarzysze.

To był IV-ty objaw Bożej łaski głów­nie dla nich.

Co do mnie — reali­zu­jąc Sło­wo Życia Nauczy­cie­lu, co mam czy­nić? uwa­ża­łam, że moja rola w poboż­nym prze­ży­ciu Świąt przez rodzi­nę jest abso­lut­nie nie­zbęd­na. Praw­da oka­za­ła się zupeł­nie inna, co moż­na stwier­dzić na pod­sta­wie powyż­szych wyda­rzeń. Bóg miał swój zamysł i plan dzia­ła­nia, a ja zro­zu­mia­łam, że tyl­ko nie­wie­le zale­ża­ło ode mnie, i że po pro­stu mia­łam być tego świadkiem.

Prze­ży­łam V akt Bożej łaski tyl­ko dla mnie.                                                                 BKJ! D.