Wrze­sień

Temat I
Modlitwa Pańska „Ojcze nasz”


„Modli­twa Jezu­sa tak bar­dzo poru­sza­ła ser­ca uczniów, że pro­si­li, aby ich jej nauczył. Jezus powie­dział: «Wy zatem tak się módl­cie» (Mt 6, 8; Łk 11, 2), po czym odmó­wił modli­twę roz­po­czy­na­ją­cą się od słów: „Ojcze nasz”, przy­ję­tą i zna­ną jako Modli­twa Pań­ska. Po wezwa­niu skie­ro­wa­nym do Boga („Ojcze nasz, któ­ryś jest w nie­bie”), zawie­ra ona sie­dem próśb: 1. „święć się imię Two­je”; 2. „przyjdź kró­le­stwo Two­je”; 3. „bądź wola Two­ja, jako w nie­bie, tak i na zie­mi”; 4. „chle­ba nasze­go powsze­dnie­go daj nam dzi­siaj”; 5. „odpuść nam nasze winy, jako i my odpusz­cza­my naszym wino­waj­com”; 6. „i nie wódź nas na poku­sze­nie”; 7. „ale nas zbaw od złe­go”. Sie­dem próśb ma zna­cze­nie sym­bo­licz­ne: ozna­cza dosko­na­łość modli­twy, w któ­rej wyra­ża się to, co naj­waż­niej­sze: uwiel­bie­nie Boga, pra­gnie­nie zapro­wa­dza­nia Jego ładu w świe­cie, wola współ­pra­cy z Bogiem w docze­sno­ści, woła­nie o dar prze­ba­cze­nia i gło­śna proś­ba o wyba­wie­nie od tego, co złe i nam szko­dzi” (ks. Wal­de­mar Chro­stow­ski, Dro­go­wska­zy biblij­ne, s. 91–92). Modli­twa „Ojcze nasz” według Ewan­ge­lii św. Mate­usza 6, 7–15 zaczy­na się od słów: Ojcze nasz, któ­ry jesteś w nie­bie: niech się świę­ci Two­je imię! Zatem Jezus każ­de­mu z nas zezwa­la nazy­wać Boga naszym Ojcem, a jed­no­cze­śnie przy­po­mi­na, że Bóg, Jego Ojciec, jest też naszym Ojcem. Do Nie­go więc każ­de­go dnia może­my i powin­ni­śmy zwra­cać się jak do Ojca; Ojca, któ­ry jest w nie­bie, któ­re­go imię ma się świę­cić. Te sło­wa modli­twy, przy­po­mi­na­ją nam też, że każ­dy nasz brat w Chry­stu­sie, każ­da sio­stra w Nim, ma – tak samo jak my – wiel­ką god­ność dziec­ka Boże­go, więc nale­ży się im sza­cu­nek i bra­ter­ska, sio­strza­na miłość, nawet, jeśli zbłą­dzi­li, nawet jeśli ich życie teraz jest grzesz­ne. Moż­na sobie wyobra­zić, że w tych spra­wach dzie­cięc­twa Boże­go jest podob­nie jak z dzieć­mi. Czy np. jakiś ojciec lub mat­ka opusz­cza lub prze­sta­je kochać dziec­ko, któ­re zro­bi kupę i nie­ład­nie pach­nie? Czy po pro­stu je umy­je, prze­bie­rze i znów jest dziec­ko czy­ste i pach­ną­ce? Lub też czy w przy­pad­ku star­sze­go dziec­ka, jeśli np. ono popeł­ni jakiś błąd lub oble­je rok w szko­le, czyż nadal nie prze­sta­je być kocha­nym dziec­kiem? – wyma­ga tyl­ko jesz­cze wię­cej tro­ski, jesz­cze wię­cej cier­pli­wo­ści. My, ludzie, mamy róż­ne meto­dy wycho­wa­nia, któ­re sto­su­ją się do róż­nych dzie­ci, ale spo­śród tych wszyst­kich metod naj­waż­niej­sza jest ta, któ­ra wycho­wa­nie opie­ra na czy­stej, pięk­nej, peł­nej poświę­ce­nia miło­ści. Dzie­ci też róż­nie reagu­ją. Jed­nym wystar­czy deli­kat­nie zwró­cić uwa­gę lub nawet zna­czą­co spoj­rzeć, a już dziec­ko samo się reflek­tu­je. Innym trze­ba dłu­go i cier­pli­wie tłu­ma­czyć, innym opo­wia­dać o podob­nych sytu­acjach nawet w for­mie baj­ki, a do nie­któ­rych prze­ma­wia tyl­ko nagro­da lub kara. Zatem my cza­sem szu­ka­my metod wycho­wa­nia wła­ści­wych dla naszych dzie­ci meto­dą prób i błę­dów. Bóg zaś zna ser­ce każ­de­go czło­wie­ka i sam uczy indy­wi­du­al­nie naj­lep­szy­mi meto­da­mi. Wystar­czy Mu zaufać i robić to, co jest zale­ca­ne przez Nie­go same­go – miło­wać miło­ścią ofiar­ną i modlić się za tych, któ­rzy naj­bar­dziej potrze­bu­ją Boże­go miło­sier­dzia. Potem sło­wa: Niech przyj­dzie Two­je kró­le­stwo. Wyra­ża­ją zarów­no wiel­kie zaufa­nie do Boga, że Jego kró­le­stwo jest dobre, spra­wie­dli­we i nie ma lep­sze­go na tym świe­cie, jak i pra­gnie­nie tego kró­le­stwa już teraz na tej zie­mi. Dalej w naszej modli­twie mamy sło­wa: niech Two­ja wola się speł­nia na zie­mi, tak jak w nie­bie. Wła­śnie w tych sło­wach wyra­ża­my swo­je bez­gra­nicz­ne uzna­nie dla Boga jako Kró­la i zaufa­nie dla Jego woli, jak rów­nież sza­cu­nek i goto­wość jej wypeł­nia­nia. Moż­na też powie­dzieć, że pra­gnąc wypeł­nia­nia się woli Bożej, uzna­je­my, że Bóg naj­le­piej wie, co jest dla nas naj­lep­sze i Jego Boży plan jest naj­do­sko­nal­szy z moż­li­wych, mimo że cza­sem zupeł­ne nie rozu­mie­my, dla­cze­go w danej sytu­acji dzie­je się wła­śnie tak, a nie ina­czej, i to nie tyl­ko w życiu indy­wi­du­al­nych osób, ale nawet spo­łe­czeństw, i dla­cze­go zezwa­la na róż­ne prze­ja­wy zła w świe­cie. Może jest tak wła­śnie dla­te­go, że Bóg ze swej per­spek­ty­wy widzi lepiej i wię­cej niż czło­wiek ogra­ni­czo­ny swy­mi ziem­ski­mi doświad­cze­nia­mi i ogra­ni­cze­nia­mi. Oprócz tego wie­lu z nas jest tak bar­dzo przy­wią­za­nych do tego świa­ta i tak nie­cier­pli­wych, że nie potra­fi wyjść poza ziem­ską rze­czy­wi­stość. Nie potra­fi cze­kać na przej­ście z tego świa­ta, do wiecz­nej, boskiej rze­czy­wi­sto­ści w nie­bie. „W naj­bar­dziej decy­du­ją­cych chwi­lach Jezus zano­sił modli­twę do Ojca, pro­sząc o moc do wypeł­nie­nia Jego woli. Tak było w Ogrój­cu, gdy «pogrą­żo­ny w udrę­ce jesz­cze usil­niej się modlił» (Łk 22, 44). Tak było rów­nież na krzy­żu, gdy umie­ra­jąc, modlił się sło­wa­mi Psal­mu 22: „«Eli, Eli, lema sabach­tha­ni», to zna­czy «Boże mój, Boże mój, cze­muś Mnie opu­ścił» (Mt 27, 46), a tak­że Psal­mu 31: «Ojcze, w ręce Two­je powie­rzam ducha moje­go» (Łk 23, 46). Zna­mien­ne, że pierw­sze sło­wa Psal­mu zapo­wia­da­ją­ce­go mękę i śmierć Mesja­sza, zosta­ły przez Jezu­sa wypo­wie­dzia­ne w języ­ku ara­mej­skim. Ponie­waż gdy czło­wiek cier­pi i umie­ra, posłu­gu­je się języ­kiem swej mat­ki, może­my powie­dzieć, że modli­twa na krzy­żu sło­wa­mi Psal­mu 22 zwień­czy­ła życie modli­twy zapo­cząt­ko­wa­ne w Naza­re­cie u boku Maryi” (ks. Wal­de­mar Chro­stow­ski, Dro­go­wska­zy biblij­ne, s. 91–92). Dalej w modli­twie mamy mówić: Nasze­go chle­ba powsze­dnie­go daj nam dzi­siaj; i prze­bacz nam nasze winy, tak jak i my prze­ba­cza­my tym, któ­rzy prze­ciw nam zawi­ni­li… Jako chleb powsze­dni może­my też rozu­mieć wszyst­ko, co jest nam nie­zbęd­ne do życia – jak powsze­dni chleb. Takie rozu­mie­nie słów może nasu­wać też inny frag­ment Ewan­ge­lii, gdzie Jezus mówi: Nie troszcz­cie się zbyt­nio o swo­je życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swo­je cia­ło, czym się macie przy­odziać. Prze­cież Ojciec wasz nie­bie­ski wie, że tego wszyst­kie­go potrze­bu­je­cie (Mt 6, 25.32). Potem wyja­śnia, jak to pta­ki powietrz­ne nie sie­ją ani żną, a Ojciec je kar­mi. Podob­nie lilie polne są pięk­ne bez pra­cy. Może ktoś zapy­ta, sko­ro tak, to po co jesz­cze pro­sić? Wła­śnie, ani lilie, ani pta­ki nie są obda­rzo­ne takim bogac­twem zmy­słów jak czło­wiek. Nie są też obda­rzo­ne wol­ną wolą, jak my rodza­ju ludz­kie­go. Zatem choć Bóg wie, cze­go nam trze­ba i jest w sta­nie zara­dzić naszym potrze­bom, to jed­nak ze wzglę­du na naszą wolę powin­ni­śmy pro­sić o potrzeb­ne rze­czy, jak rów­nież o pomoc w roz­wią­zy­wa­niu naszych ludz­kich pro­ble­mów, np. z inny­mi ludź­mi. War­to zauwa­żyć, że wraz z proś­bą o potrzeb­ne rze­czy, w modli­twie mamy od razu proś­bę o prze­ba­cze­nie win. I prze­bacz nam nasze winy, jak i my prze­ba­cza­my tym, któ­rzy prze­ciw nam zawi­ni­li. Zatem prze­ba­cze­nie w naszym życiu jest nie­mal­że koniecz­ne na rów­ni z chle­bem powsze­dnim. Ono nie­ja­ko wyróż­nia chrze­ści­jań­stwo spo­śród innych reli­gii. Sam Jezus Chry­stus w pro­ce­sie prze­ciw Nie­mu, na dro­dze krzy­żo­wej, a w koń­cu na krzy­żu, dał przy­kład bez­gra­nicz­nej, prze­ba­cza­ją­cej miło­ści – dla zba­wie­nia innych, a tak­że nas. Zatem czy war­to trwać w upo­rze nie­prze­ba­cze­nia, podzia­łu, izo­la­cji? Prze­cież taka zatwar­dzia­łość ser­ca zamy­ka na otrzy­ma­nie prze­ba­cze­nia od Boga. To też jasne, że nie jest pro­ble­mem uwa­żać, że jest się czło­wie­kiem goto­wym na wyba­cza­nie, jeśli nie dozna­ło się od kogoś przy­kro­ści. Pró­bę prze­cho­dzi się dopie­ro wte­dy, gdy napraw­dę jest co wyba­czyć, gdy zada­na rana ser­ca, nie­spra­wie­dli­wość lub inna krzyw­da jest wiel­ka. Myślę, że nie popeł­nię więk­sze­go błę­du, gdy powiem, że każ­dy czło­wiek ma jakąś gra­ni­cę, poza któ­rą już bar­dzo trud­no jest wyba­czyć, mimo chę­ci wyba­cze­nia. Jeśli jed­nak głę­biej się zasta­no­wić, to moż­na powie­dzieć, że w per­spek­ty­wie zba­wie­nia dobrze jest spo­tkać się z ludź­mi, któ­rzy nas ranią, bo wów­czas prze­ba­cza­jąc, może­my ocze­ki­wać, że i nam Bóg wyba­czy wszyst­ko. „W tra­dy­cji żydow­skiej zna­na była ta zależ­ność – zwią­zek pomię­dzy prze­ba­cze­niem otrzy­ma­nym od Boga a prze­ba­cze­niem udzie­la­nym dru­gie­mu. Syrach wzy­wa: «Odpuść prze­wi­nę bliź­nie­mu, a wów­czas, gdy bła­gać będziesz, zosta­ną ci odpusz­czo­ne grze­chy» (Syr 28, 2). Przy­po­mi­na się przy­po­wieść o nie­mi­ło­sier­nym dłuż­ni­ku (Mt 18, 23–35), w któ­rej Jezus zobra­zo­wał ową zależ­ność: ktoś, kto nie odpu­ścił mniej­szych prze­wi­nień dru­gie­mu, nie może liczyć, że jemu zosta­ną odpusz­czo­ne więk­sze” (Mar­cin Majew­ski, O co cho­dzi w „Ojcze nasz”, Tygo­dnik Powszech­ny 11/2024, s. 42–44). Trze­ba też pro­sić o ochro­nę, aby­śmy nie ule­gli poku­sie, ale by Bóg nas zacho­wał od złe­go. Dal­sze sło­wa modli­twy: i nie dopuść, aby­śmy ule­gli poku­sie, ale nas zacho­waj od złe­go, wska­zu­ją na real­ność wal­ki ducho­wej w życiu każ­de­go z nas. Nie powin­no to nas dzi­wić, gdyż jak wie­my z Ewan­ge­lii, sam Jezus był kuszo­ny przez dia­bła pod­czas swe­go czter­dzie­sto­dnio­we­go postu na pusty­ni. On zwy­cię­żył i nie uległ poku­sie. Z Księ­gi Rodza­ju wie­my też, że Ewa była kuszo­na przez sza­ta­na i nie­ste­ty, ona ule­gła poku­sie i stąd grzesz­ność naszej natu­ry – mówiąc w ogrom­nym skró­cie. Zatem trze­ba pomo­cy Boga w prze­zwy­cię­ża­niu pokus, w wal­ce ze złem. „Ostat­nie wezwa­nie Modli­twy Pań­skiej, ale nas zbaw ode złe­go, kie­ru­je nas w stro­nę escha­to­lo­gii. W juda­izmie cza­sów Jezu­sa sil­ne było prze­ko­na­nie o pułap­kach, któ­re sza­tan zasta­wia na czło­wie­ka, by zyskać nad nim wła­dzę. Dla­te­go popu­lar­no­ścią cie­szy­ły się modli­twy chro­nią­ce przed dzia­ła­niem Złe­go. Jed­nak naj­więk­szą trwo­gę wzbu­dza­ły prze­po­wied­nie o osta­tecz­nym ata­ku sza­ta­na, któ­ry skie­ru­je na ludzi wie­rzą­cych. Ci, któ­rzy ocze­ki­wa­li rychłe­go koń­ca cza­sów i modli­li się o przyj­ście kró­le­stwa Boże­go, bła­ga­li jed­no­cze­śnie o wyzwo­le­nie z mocy sza­ta­na i uchro­nie­nie od jego final­ne­go ata­ku na ludz­kość” (Mar­cin Majew­ski, O co cho­dzi w „Ojcze nasz”, Tygo­dnik Powszech­ny 11/2024, s. 42–44). Zatem może dziś ktoś podob­nie jak apo­sto­ło­wie popro­si o naukę modli­twy? Wte­dy, podob­nie jak przed 2000 lat, usły­szy tę samą odpo­wiedź, a mia­no­wi­cie sło­wa modli­twy Ojcze nasz, któ­ra, choć tak krót­ka, zawie­ra jed­nak wszyst­ko, co jest istot­ne dla czło­wie­ka w życiu codziennym.


ks. Andrzej Szy­mań­ski CPPS



Paź­dzier­nik

Temat II
Formy i rodzaje modlitwy


(kon­fe­ren­cja przy­go­to­wa­na na podst.: Kate­chi­zmu Kościo­ła Kato­lic­kie­go, Lek­sy­ko­nu Ducho­wo­ści Kato­lic­kiej i Teo­lo­gii życia ducho­we­go ks. A. Słom­kow­skie­go)

Modli­twa jest dla mnie wznie­sie­niem ser­ca, pro­stym spoj­rze­niem ku Nie­bu, okrzy­kiem wdzięcz­no­ści i miło­ści, zarów­no w cier­pie­niu, jak i rado­ści” (św. Tere­ska od Dzie­ciąt­ka Jezus, Ręko­pi­sy auto­bio­gra­ficz­ne).

Jak może­my prze­czy­tać w Kate­chi­zmie Kościo­ła Kato­lic­kie­go, modli­twa jest darem Boga. Pod­sta­wą modli­twy jest poko­ra: Pokor­nym i skru­szo­nym ser­cem Ty Boże nie gar­dzisz (Ps 51, 19). Poko­ra jest dys­po­zy­cją do dar­mo­we­go przy­ję­cia daru modli­twy: Czło­wiek jest żebra­kiem wobec Boga: Z głę­bo­ko­ści wołam do Cie­bie, Panie (Ps 130, 1) (por. KKK 2559). O, gdy­byś zna­ła dar Boży! (J 4, 10). Chry­stus wycho­dzi na spo­tka­nie każ­dej ludz­kiej isto­ty; On pierw­szy nas szu­ka i to On pro­si, by dać Mu pić. Jezus odczu­wa pra­gnie­nie, Bóg, któ­ry nas pra­gnie. Modli­twa jest spo­tka­niem Boże­go i nasze­go pra­gnie­nia. Bóg pra­gnie, aby­śmy Go pra­gnę­li. Bóg pierw­szy wzy­wa czło­wie­ka. Bóg nie­stru­dze­nie wzy­wa każ­de­go czło­wie­ka do tajem­ni­cze­go spo­tka­nia z Nim na modli­twie. W modli­twie wier­ny Bóg zawsze pierw­szy wycho­dzi z miło­ścią do czło­wie­ka; zwró­ce­nie się czło­wie­ka do Boga jest zawsze odpo­wie­dzią (por. KKK 2560).

I. For­my modlitwy

1.Modlitwa ust­na

Bóg przez swo­je Sło­wo mówi do czło­wie­ka. Przez sło­wa, wypo­wia­da­ne w myśli lub na głos, nasza modli­twa nabie­ra kształ­tu” (KKK 2700). Modli­twa ust­na jest naj­bar­dziej pod­sta­wo­wą, codzien­ną naszą modli­twą, np. Ojcze nasz, róża­niec, modli­twa litur­gicz­na, to są wszyst­ko przy­kła­dy modli­twy ust­nej. Ponie­waż jeste­śmy byta­mi ducho­wo-cie­le­sny­mi, potrze­bu­je­my włą­czyć nasze zmy­sły w modli­twę, mamy potrze­bę wyra­że­nia na zewnątrz tego, co jest w naszym wnę­trzu. Waż­na jest jed­nak nasza świa­do­mość, do kogo się zwra­ca­my na modli­twie. Modli­twa ust­na poma­ga nam rów­nież wte­dy, kie­dy jest nam trud­no modlić się wewnętrz­nie, kie­dy nie potra­fi­my w danym momen­cie skie­ro­wać naszych myśli i nasze­go ser­ca do Boga. Wte­dy modli­twa ust­na może być wiel­ką pomo­cą, aby nam uła­twić wznie­sie­nia swych myśli do Boga. Wypo­wia­da­my sło­wa modli­twy, któ­re zawie­ra­ją treść, któ­ra pozwa­la nam wznieść nasze myśli i nasze pra­gnie­nia ku Bogu, pobu­dza naszą wolę, roz­grze­wa ser­ce. W modli­twie ust­nej trze­ba uwa­żać na tzw. wie­lo­mów­stwo, przed któ­rym prze­strze­ga nas Jezus. To, „czy nasza modli­twa będzie wysłu­cha­na, nie zale­ży od ilo­ści słów, lecz od zapa­łu naszych dusz”, mówi św. Jan Chry­zo­stom. Nato­miast św. Tomasz z Akwi­nu daje nam cen­ną wska­zów­kę, że „nale­ży się tak dłu­go posłu­gi­wać sło­wa­mi i gesta­mi, jak dłu­go jest to poży­tecz­ne dla pobu­dze­nia umy­słu i do sku­pie­nia. Gdy­by nato­miast modli­twa ust­na, czy jakieś gesty mia­ły powo­do­wać roz­tar­gnie­nie i prze­szka­dzać w sku­pie­niu, nale­ży ich zaprzestać”.

2.Rozmyślanie

Kate­chizm wyja­śnia, że „roz­my­śla­nie pole­ga przede wszyst­kim na poszu­ki­wa­niu. Czło­wiek szu­ka zro­zu­mie­nia pytań życia chrze­ści­jań­skie­go. Potrzeb­na jest do tego trud­na do osią­gnię­cia uwa­ga. Zazwy­czaj poma­ga­ją w tym księ­gi, któ­re chrze­ści­ja­nie mają do dys­po­zy­cji: Pismo Świę­te, zwłasz­cza Ewan­ge­lia, świę­te obra­zy, tek­sty litur­gicz­ne z dnia i dane­go okre­su litur­gicz­ne­go, pisma mistrzów ducho­wych, dzie­ła z zakre­su ducho­wo­ści” (KKK 2705). W modli­twie wewnętrz­nej – jak pisze ks. A. Słom­kow­ski – „cho­dzi o oso­bi­sty kon­takt z Bogiem, roz­mo­wę z Nim, wznie­sie­nie się do Nie­go, wsłu­chi­wa­nie się w Jego głos, odda­nie Mu się cał­ko­wi­cie, aby wiel­bić i peł­nić Jego wolę”. W modli­twie myśl­nej cho­dzi o roze­zna­nie woli Pana, o posta­wie­nie sobie pyta­nia: „Panie, cze­go ode mnie chcesz, jaki jest Twój plan wobec mnie?”, nie tyl­ko ten na całe życie, ale na dziś, na teraz. Modli­twa myśl­na pozwa­la nam na więk­sze sku­pie­nie, na głęb­szą reflek­sję, pobu­dza naszą myśl, wyobraź­nię, uczu­cia, pra­gnie­nia. A to jest nam potrzeb­ne, aby pogłę­bić oso­bi­stą więź z Chry­stu­sem, naszą wia­rę. Isto­tą życia wewnętrz­ne­go jest modli­twa myśl­na, któ­rej nie zastą­pią naj­pięk­niej­sze tek­sty psal­mów i modlitw litur­gicz­nych. Litur­gia jest dopie­ro wów­czas dosko­na­ła, kie­dy łączy się z rozmyślaniem.

3.Medytacja i kon­tem­pla­cja

Medy­ta­cja jest czę­ścią modli­twy myśl­nej, ale jest to modli­twa jak­by już ukie­run­ko­wa­na na wgłę­bia­nie się w Sło­wo Boże, na roz­ko­szo­wa­nie się tym Sło­wem, na pozwo­le­nie, aby to Sło­wo mnie czy­ta­ło, aby mnie prze­mie­nia­ło. Naj­bar­dziej zna­ną meto­dą medy­ta­cji jest medy­ta­cja igna­cjań­ska, ale rów­nież i nasza meto­da, któ­rą sto­su­je­my we Wspól­no­cie Krwi Chry­stu­sa (o ile jest prak­ty­ko­wa­na wła­ści­wie), jest rów­nież dobrą i poży­tecz­ną for­mą medy­ta­cji. Tak nawia­sem mówiąc, uwa­żam, że gdy­by­śmy sto­so­wa­li prak­ty­kę codzien­ne­go, oso­bi­ste­go roz­wa­ża­nia Sło­wa Boże­go, gdy­by­śmy choć pięt­na­ście minut dzien­nie w mil­cze­niu czy­ta­li i roz­wa­ża­li Sło­wo Boże, to na pew­no wzro­sła­by jakość naszych roz­wa­żań w gru­pach WKC. Jeże­li cho­dzi o kon­tem­pla­cję, to trud­niej jest ją opi­sać i zro­zu­mieć. Chy­ba każ­dy mistyk i świę­ty miał swój oso­bi­sty spo­sób na kon­tem­pla­cję. Św. Tere­sa mówi na przy­kład: „Kon­tem­pla­cja myśl­na nie jest, według mnie, niczym innym, jak głę­bo­kim związ­kiem przy­jaź­ni, w któ­rym roz­ma­wia­my sam na sam z Bogiem, w prze­ko­na­niu, że On nas kocha”. Takie było jej doświad­cze­nie kon­tem­pla­cji, ale tak napraw­dę, kto z nas te sło­wa do koń­ca może zro­zu­mieć, kto z nas wie, jak to się dzie­je, jak to się doko­nu­je, jak reali­zu­je i prze­ży­wa? Ktoś kie­dyś powie­dział, że do tej for­my modli­twy docho­dzą tyl­ko nie­licz­ni i być może tak jest. Przyj­rzyj­my się, jak Kate­chizm Kościo­ła Kato­lic­kie­go pró­bu­je opi­sać, czym jest kon­tem­pla­cja: „Wej­ście w kon­tem­pla­cję pole­ga na sku­pie­niu ser­ca; pod­da­niu całej naszej isto­ty tchnie­niu Ducha Świę­te­go; pobu­dze­niu wia­ry, by wejść w obec­ność Tego, któ­ry nas ocze­ku­je; zrzu­ce­niu wszel­kich masek i zwró­ce­nie ser­ca do kocha­ją­ce­go nas Pana, aby oddać się Mu jako ofia­ra” (2711). „Kon­tem­pla­cja jest modli­twą dziec­ka Boże­go, grzesz­ni­ka, któ­re­mu prze­ba­czo­no, któ­ry zga­dza się na przy­ję­cie miło­ści, jaką jest kocha­ny, i chce na nią odpo­wie­dzieć jesz­cze bar­dziej kocha­jąc. (…) Kon­tem­pla­cja jest pokor­nym i ubo­gim powie­rze­niem się miłu­ją­cej woli Ojca i coraz głęb­szym zjed­no­cze­niem z Jego umi­ło­wa­nym Synem” (2712). „Kon­tem­pla­cja jest darem, łaską; nie moż­na przy­jąć jej ina­czej jak tyl­ko w poko­rze i ubó­stwie. Kon­tem­pla­cja jest komu­nią: Trój­ca Świę­ta kształ­tu­je w niej czło­wie­ka na swo­je podo­bień­stwo (por. 2713). „Kon­tem­pla­cja jest spoj­rze­niem wia­ry utkwio­nym w Jezu­sa Chry­stu­sa. Ja wpa­tru­ję się w Nie­go, a On wpa­tru­je się we mnie – mówił do swe­go świę­te­go pro­bosz­cza wie­śniak z Ars modlą­cy się przed taber­na­ku­lum. Ta uwa­ga zwró­co­na na Nie­go jest wyrze­cze­niem się wła­sne­go ja. Jego spoj­rze­nie oczysz­cza ser­ce. Świa­tło spoj­rze­nia Jezu­sa oświe­ca oczy nasze­go ser­ca; uczy nas widzieć wszyst­ko w świe­tle Jego praw­dy” (2715). „Kon­tem­pla­cja jest słu­cha­niem sło­wa Boże­go. Słu­cha­nie to nie jest bier­no­ścią, jest posłu­szeń­stwem wia­ry, bez­wa­run­ko­wym przy­ję­ciem go” (2716). „Kon­tem­pla­cja jest mil­cze­niem, lub mil­czą­cą miło­ścią. (św. Igna­cy Loy­ola, Ćwi­cze­nia ducho­we) Sło­wa w kon­tem­pla­cji są niczym iskry, któ­re zapa­la­ją ogień miło­ści” (2717).

II . Rodza­je modlitw

Na pew­no jest wie­le rodza­jów modlitw, tutaj opi­sze­my tyl­ko te, któ­re są pod­sta­wo­we i któ­re są opi­sa­ne zarów­no w Kate­chi­zmie Kościo­ła Kato­lic­kie­go, jak i w Lek­sy­ko­nie Ducho­wo­ści Kato­lic­kiej, któ­ry dodat­ko­wo wpro­wa­dza jesz­cze podział tych rodza­jów modlitw ze wzglę­du na róż­ne kryteria.

A. Ze wzglę­du na adre­sa­ta modlitwy

1.Adoracja

Mówiąc o ado­ra­cji nie mamy tutaj na myśli nabo­żeń­stwa wysta­wie­nia Naj­święt­sze­go Sakra­men­tu, któ­re raczej jest jed­nym ze spo­so­bów modli­twy wspól­no­to­wej, litur­gicz­nej, a któ­re zwy­cza­jo­wo nazy­wa­my ado­ra­cją. Ado­ra­cja jest wewnętrz­ną posta­wą czło­wie­ka modli­twy i wia­ry. Jak naucza Kate­chizm: „Ado­ra­cja jest zasad­ni­czą posta­wą czło­wie­ka, któ­ry uzna­je się za stwo­rze­nie przed swo­im Stwór­cą. Wysła­wia wiel­kość Pana, któ­ry nas stwo­rzył oraz wszech­moc Zba­wi­cie­la, któ­ry wyzwa­la nas od zła. Jest uni­że­niem się ducha przed Kró­lem chwa­ły i peł­nym czci mil­cze­niem przed Bogiem, któ­ry jest zawsze więk­szy. Ado­ra­cja trzy­kroć świę­te­go i miło­wa­ne­go ponad wszyst­ko Boga napeł­nia nas poko­rą oraz nada­je pew­ność naszym bła­ga­niom” (KKK 2628). W ado­ro­wa­niu Boga przyj­mu­je­my posta­wę poko­ry: „ja jestem niczym, Ty – wszyst­kim”. Może­my trwać w ado­ra­cji Boga nie tyl­ko w koście­le, ale przez cały dzień, pokła­da­jąc cał­ko­wi­tą ufność, jak dziec­ko wobec ojca, że On może wszyst­ko, bo jest więk­szy od wszyst­kie­go i od wszyst­kich, a ja w Nim rów­nież mogę wszyst­ko, jak pisał św. Paweł w swo­im Liście do Fili­pian (Flp 4, 13).

2.Modlitwa proś­by

Pan Jezus powie­dział: „Pro­ście, a będzie wam dane” (Mt 7, 7). W modli­twie Ojcze nasz, któ­rą nam Pan zosta­wił, rów­nież zawar­te są proś­by. Kate­chizm uczy, że „przez modli­twę proś­by wyra­ża­my świa­do­mość nasze­go związ­ku z Bogiem: jako stwo­rze­nia nie decy­du­je­my o naszym począt­ku, nie jeste­śmy pana­mi nasze­go losu; nie sta­no­wi­my sami dla sie­bie celu…” (KKK 2629). Dla­te­go czło­wiek, pro­sząc o coś Boga, uzna­je Jego wyż­szość, a zara­zem swą cał­ko­wi­tą zależ­ność od Nie­go. Ks. A. Słom­kow­ski, opie­ra­jąc się na nauce św. Toma­sza, przy­po­mi­na, że „Bóg posta­no­wił nie­któ­re rze­czy dać czło­wie­ko­wi bez jego współ­pra­cy, udzie­le­nie zaś innych uza­leż­nił od tzw. przy­czyn wtór­nych. I tak np. plo­ny uza­leż­nio­ne są od ziar­na i nikt w lecie nie może ocze­ki­wać żniw, jeże­li ziar­no nie było zasia­ne. Tak też Bóg posta­no­wił od wie­ków dać pew­ne rze­czy czło­wie­ko­wi, ale uza­leż­nił to od modli­twy (…), posta­no­wił bowiem dać pew­ne rze­czy czło­wie­ko­wi na jego proś­bę”. Wie­my, że aby nasza modli­twa była wła­ści­wa, nale­ży pro­sić Boga z ufno­ścią i poko­rą, jed­no­cze­śnie pod­da­jąc się osta­tecz­nie Jego woli, Jego decy­zjom co do naszych próśb. Dla­te­go trze­ba nam zawsze modlić się z pomo­cą Ducha Świę­te­go, jak pisał św. Paweł, że „Duch przy­cho­dzi z pomo­cą naszej sła­bo­ści, gdy nie umie­my się modlić tak, jak trze­ba” (Rz 8, 26). Może­my skon­klu­do­wać ten punkt za Kate­chi­zmem: „Proś­ba chrze­ści­jań­ska sku­pia się na pra­gnie­niu i poszu­ki­wa­niu Kró­le­stwa, któ­re przy­cho­dzi, zgod­nie z naucza­niem Jezu­sa. Ist­nie­je hie­rar­chia próśb: naj­pierw Kró­le­stwo, następ­nie to, co jest koniecz­ne, by je przy­jąć i współ­dzia­łać w jego przyj­ściu” (KKK 2632).

3.Modlitwa wsta­wien­ni­cza

Modli­twa wsta­wien­ni­cza jest czę­ścią modli­twy proś­by. Jezus jest jedy­nym pośred­ni­kiem mię­dzy Bogiem a ludź­mi, On wsta­wia się u Ojca za wszyst­kich, a w szcze­gól­no­ści za grzesz­ni­ków. Chry­stus jest Tym, któ­ry „zba­wiać na wie­ki może cał­ko­wi­cie tych, któ­rzy przez Nie­go zbli­ża­ją się do Boga, bo zawsze żyje, aby się wsta­wiać za nimi” (Hbr 7, 25). Kate­chizm uczy: „W cza­sie Kościo­ła wsta­wien­nic­two chrze­ści­jań­skie uczest­ni­czy we wsta­wien­nic­twie Chry­stu­sa. We wsta­wien­nic­twie ten, kto się modli, niech ma na oku nie tyl­ko swo­je wła­sne spra­wy, ale też i dru­gich (Flp 2, 4)” (KKK 2635). Dla­te­go tak czę­sto podej­mu­je­my modli­twę za innych, w ich róż­nych spra­wach i potrze­bach, dla­te­go na każ­dej Eucha­ry­stii wspól­no­ta Kościo­ła modli się w wie­lu róż­nych inten­cjach: za wszyst­kich ludzi, za kró­lów i za wszyst­kich spra­wu­ją­cych wła­dzę (1 Tm 2, 1–2), za tych, któ­rzy prze­śla­du­ją, za zba­wie­nie tych, któ­rzy odrzu­ca­ją Ewan­ge­lię (por KKK 2636). Św. Jakub w swo­im Liście zachę­ca nas do takiej wza­jem­nej modli­twy w wie­lu róż­nych sło­wach, m.in.: „Módl­cie się jeden za dru­gie­go, byście odzy­ska­li zdro­wie. Wiel­ką moc posia­da wytrwa­ła modli­twa spra­wie­dli­we­go” (Jk 5, 16).

4.Modlitwa dzięk­czy­nie­nia

Jak wspo­mi­na Kate­chizm Kościo­ła Kato­lic­kie­go, „Listy św. Paw­ła czę­sto zaczy­na­ją się i koń­czą dzięk­czy­nie­niem i zawsze jest w nich obec­ny Jezus Chry­stus” (2638): „W każ­dym poło­że­niu dzię­kuj­cie, taka jest bowiem wola Boża w Jezu­sie Chry­stu­sie wzglę­dem was” (1 Tes 5, 18). „Trwaj­cie gor­li­wie na modli­twie czu­wa­jąc na niej wśród dzięk­czy­nie­nia” (Kol 4, 2). Rów­nież samo spra­wo­wa­nie Eucha­ry­stii jest dzięk­czy­nie­niem Bogu za dzie­ło stwo­rze­nia i odku­pie­nia czło­wie­ka. Wie­le jest słów dzięk­czy­nie­nia, któ­re wypo­wia­da­my na każ­dej Mszy św. Każ­da tzw. pre­fa­cja zaczy­na się dia­lo­giem, w któ­rym mówi­my: „Dzię­ki skła­daj­my Panu Bogu nasze­mu. God­ne to i spra­wie­dli­we”. W dru­giej modli­twie eucha­ry­stycz­nej pada­ją sło­wa, któ­re czę­sto prze­ocza­my, a któ­re mnie oso­bi­ście bar­dzo poru­sza­ją: „Dzię­ku­je­my, że nas wybra­łeś, aby­śmy sta­li przed Tobą i Tobie słu­ży­li”. Zachę­ta św. Paw­ła, aby w każ­dym poło­że­niu dzię­ko­wać, przy­na­gla nas, aby­śmy w ogó­le nie zapo­mi­na­li o dzięk­czy­nie­niu i codzien­nie dzię­ko­wa­li Bogu za wszyst­ko, nie tyl­ko za to, co było dla nas dobre, ale też może za to, co było nie­ła­twe, co było jakimś krzy­żem, cier­pie­niem. War­to, aby­śmy wyro­bi­li w sobie nawyk dzię­ko­wa­nia Bogu, aby­śmy naj­pierw nauczy­li się dostrze­gać dzia­ła­nie Pana Boga w naszym codzien­nym życiu i wte­dy będzie­my mie­li napraw­dę za co dzię­ko­wać. Modli­twa dzięk­czyn­na powin­na stać się czę­ścią nasze­go życia, dla­te­go nie zapo­mi­naj­my o niej.

5.Modlitwa uwiel­bie­nia

Tu rów­nież przy­cho­dzi nam z pomo­cą Kate­chizm, któ­ry już na samym począt­ku opi­su tego rodza­ju modli­twy, jakim jest uwiel­bie­nie, wyja­śnia nam, czym ona powin­na być: „Uwiel­bie­nie jest tą for­mą modli­twy, w któ­rej czło­wiek naj­bar­dziej bez­po­śred­nio uzna­je, iż Bóg jest Bogiem. Wysła­wia Go dla Nie­go same­go, odda­je Mu chwa­łę nie ze wzglę­du na to, co On czy­ni, ale dla­te­go że ON JEST” (por. KKK 2639). Modli­twę uwiel­bie­nia nale­ży odróż­nić od modli­twy dzięk­czy­nie­nia, bo w modli­twie uwiel­bie­nia nie uwiel­bia­my Boga za to, że wysłu­chał naszych próśb, bo to robi­my w modli­twie dzięk­czy­nie­nia. W modli­twie uwiel­bie­nia uwiel­bia­my Go za to, że jest, uwiel­bia­my Jego przy­mio­ty Boskie, uwiel­bia­my Jego dzie­ła zbaw­cze. To jest modli­twa uwiel­bie­nia. Św. Paweł pisze w Liście do Efe­zjan: „Prze­ma­wiaj­cie do sie­bie wza­jem­nie w psal­mach i hym­nach, i pie­śniach peł­nych ducha, śpie­wa­jąc i wysła­wia­jąc Pana w waszych ser­cach” (Ef 5, 19). W wie­lu psal­mach jest zawar­ta modli­twa uwiel­bie­nia, któ­rą Kościół się modli codzien­nie w litur­gii godzin. W wie­czor­nej modli­twie nie­szpo­rów uwiel­bia­my Boga sło­wa­mi pie­śni Maryi „Magni­fi­cat”. W uro­czy­stych momen­tach Kościo­ła uwiel­bia­my Boga pod­czas Mszy św. w pie­śniach „Chwa­ła na wyso­ko­ści Bogu” czy „Cie­bie Boga wysła­wia­my”. Litur­gia nie­biań­ska uka­za­na nam przez apo­sto­ła Jana w jego Apo­ka­lip­sie poka­zu­je nam modli­twy i śpiew uwiel­bie­nia Boga w niebie.

B. Ze wzglę­du na pod­miot modlitwy

1.Modlitwa wspól­no­to­wa

Ta modli­twa może się reali­zo­wać w ramach litur­gii, jak i poza nią, zgod­nie ze sło­wa­mi Chry­stu­sa: „Gdzie są dwaj albo trzej zebra­ni w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20).Modlitwa litur­gicz­na Kościo­ła, jak uczy Sobór Waty­kań­ski II, jest źró­dłem i szczy­tem życia chrze­ści­jań­skie­go, jest naj­bar­dziej sku­tecz­na, bo w Koście­le modlą­cym się wraz z jego paste­rza­mi jest obec­ny Chry­stus na spo­sób sakra­men­tal­ny. Dla­te­go nie mają racji ci, któ­rzy twier­dzą, że Bóg jest wszę­dzie i nie muszą cho­dzić do Kościo­ła, aby spo­tkać Boga. To praw­da, że Bóg jest wszę­dzie, ale nigdzie indziej tak nie spo­tka­ją Boga, jak na modli­twie litur­gicz­nej Kościo­ła, nigdzie indziej Bóg tak nie jest obec­ny i tak nie dzia­ła, jak wła­śnie tam, na zebra­niu liturgicznym.

2.Modlitwa indy­wi­du­al­na

Jak pisze ks. A. Słom­kow­ski, w modli­twie litur­gicz­nej nie wyczer­pu­je się życie modli­twy wier­nych. I tu rów­nież nauka Sobo­ru Waty­kań­skie­go II jest jasna. Mówi, że: „życie ducho­we nie ogra­ni­cza się do udzia­łu w samej tyl­ko litur­gii. Chrze­ści­ja­nin bowiem, choć powo­ła­ny jest do modli­twy wspól­nej, powi­nien mimo to wejść do swe­go miesz­ka­nia i w ukry­ciu modlić się do Ojca, a nawet, jak uczy apo­stoł, powi­nien modlić się nie­ustan­nie” (SC 12). Nie­któ­rzy teo­lo­go­wie stwier­dza­ją, że bez modli­twy wewnętrz­nej nie ma modli­twy litur­gicz­nej, a ci, któ­rzy spe­cjal­nie odda­ją się modli­twie litur­gicz­nej, muszą się w szcze­gól­ny spo­sób sta­rać o modli­twę osobistą.

ks. Daniel Rafał Mokwa CPPS



Listo­pad

Temat III
Modlitwa jako dialog z Bogiem


W życiu waż­ne jest świa­do­me posta­wie­nie celu, a po dru­gie, waż­ny jest plan. Zatem celem jest osią­gnię­cie głę­bi modli­twy przez dia­log z Bogiem. Plan? W tym naj­lep­szy jest Jezus, więc idź­my do Ewan­ge­lii: Gdy Jezus prze­by­wał w jakimś miej­scu na modli­twie i skoń­czył ją, rzekł jeden z uczniów do Nie­go: Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swo­ich uczniów. A On rzekł do nich: Kie­dy się modli­cie, mów­cie: Ojcze, niech się świę­ci Two­je imię; niech przyj­dzie Two­je kró­le­stwo! Nasze­go chle­ba powsze­dnie­go dawaj nam na każ­dy dzień i prze­bacz nam nasze grze­chy, bo i my prze­ba­cza­my każ­de­mu, kto nam zawi­ni; i nie dopuść, byśmy ule­gli poku­sie (Łk 11, 1–4). Ten ewan­ge­licz­ny tekst jest abso­lut­ną pod­sta­wą modli­twy w każ­dym wymia­rze. Gdy ktoś zapy­ta cię, jak się modlić albo co waż­ne­go jest w modli­twie i na co poło­żyć akcent, otwórz Ewan­ge­lię św. Łuka­sza i przy­tocz proś­bę uczniów Jezu­sa, a następ­nie Jego odpo­wiedź. To waż­na spra­wa, ale jak się łatwo domy­ślić, nie wyczer­pu­je tema­tu bo „Ojcze nasz” to dopie­ro począ­tek przy­go­dy z modli­twą, jej pod­sta­wa, fun­da­ment. Sko­ro w tema­cie mamy uwzględ­nio­ne sło­wo „DIALOG” Z BOGIEM, to tu wcho­dzi­my już na wyż­szy poziom. Wyma­ga­nia są o tyle wyż­sze, że docho­dzi do rela­cji, kon­tak­tu, wyda­rza się spo­tka­nie z dru­gą oso­bą, a kon­kret­nie z Bogiem Ojcem. To jest dokład­nie tak, jak­byś usiadł z przy­ja­cie­lem i chciał poga­dać.

Kto w prak­ty­ce dia­lo­gu­je z Bogiem?

Prze­cież naj­czę­ściej Boga zaga­du­je­my, zale­wa­my mnó­stwem słów i może nie tyle wła­snych, co modlitw nauczo­nych z dzie­ciń­stwa czy póź­niej­szych lat na róż­nych szcze­blach edu­ka­cji, a póź­niej for­ma­cji ducho­wej każ­de­go eta­pu. I to się tyczy zarów­no laika­tu, jak i ducho­wień­stwa. Z cza­sów wcze­snej kate­che­zy pamię­tam jed­ną z naj­prost­szych defi­ni­cji modli­twy: Modli­twa to roz­mo­wa z Bogiem. Jak ktoś na lek­cji kate­che­zy chciał bły­snąć wie­dzą, to mówił to jed­no zda­nie i dosta­wa­ło się pochwa­łę, nie­kie­dy z wpi­sem oce­ny bar­dzo dobrej. I naj­czę­ściej na tym koń­czy­ła się łatwość tema­tu, a zaczy­na­ła trud­ność. Bo łatwo jest powie­dzieć, a trud­niej jest żyć, wia­do­mo to nie od wczo­raj. Dla­te­go uznaj­my w ser­cu, że bar­dzo potrze­bu­je­my tego tema­tu nie tyl­ko w bie­żą­cym roku for­ma­cyj­nym, ale jako sta­łe­go ele­men­tu kształ­to­wa­nia ducha, naszej psy­chi­ki i cia­ła. Choć wyda­je się on tak zna­ny, to jed­nak war­to na nowo spoj­rzeć, by odświe­żyć sobie nie­któ­re myśli, z nie­któ­ry­mi się poznać i oswo­ić, nie wyklu­cza­jąc może nowych inspi­ra­cji w naszym modli­tew­nym „emploi” (fran. ãplua – cha­rak­te­ry­sty­ka danej oso­by, oso­bi­ste pre­dys­po­zy­cje, wize­ru­nek nace­cho­wa­ny). Czym jest dia­log? Wymia­ną myśli, poglą­dów, poro­zu­mie­niem, a nie­jed­no­krot­nie sta­nię­ciem w kontrze. Są to naj­bar­dziej i naj­szyb­ciej nasu­wa­ją­ce się syno­ni­my dia­lo­gu. Gdy jed­nak wej­dzie­my w głę­bię tego sło­wa, odkry­je­my jesz­cze jed­ną bar­dzo waż­ną cechę, mia­no­wi­cie – słu­cha­nie. W naj­prost­szych sło­wach, żeby dia­log mógł speł­niać kry­te­rium dia­lo­gu, potrze­ba naj­pierw słu­chać, a póź­niej mówić. Dla­te­go we współ­cze­snym świe­cie jesz­cze bar­dziej niż pięt­na­ście czy dwa­dzie­ścia lat temu nasi­la się kry­zys dia­lo­gu. Tra­ci­my tę pięk­ną i war­to­ścio­wą ludz­ką cechę i umie­jęt­ność przez brak uważ­ne­go słu­cha­nia. Gdy każ­dy ma coś do powie­dze­nia, a nie znaj­dzie się choć jeden, któ­ry będzie słu­chał i wyłu­ska to, co jest waż­ne dla ogó­łu, by móc to póź­niej powtó­rzyć, to ubo­że­je­my w naszym czło­wie­czeń­stwie. Lekar­stwem na tę anty­hu­ma­ni­tar­ną koro­zję nasze­go czło­wie­czeń­stwa jest powrót do słu­cha­nia. A żeby móc zacząć słu­chać, nale­ży naj­pierw polu­bić się z ciszą. Dość czę­sto powta­rza­ny dziś slo­gan to „prze­bodź­co­wa­nie”. Czu­ję się prze­bodź­co­wa­ny. Albo: dziś było za dużo atrak­cji dla dzie­ci, są prze­bodź­co­wa­ne i teraz nie mogą zasnąć. No i faj­nie, bo znów uda­ło nam się zdia­gno­zo­wać pro­blem i psy­cho­lo­gicz­nie go nazwać, ale jak to leczyć? Modli­twą! Modli­twą, któ­ra nie będzie tyl­ko „zaga­dy­wać” Pana Boga. Modli­twą, któ­ra nie będzie kom­pul­syw­nym i neu­ro­tycz­nym zarzu­ca­niem Panu Bogu winy za wszyst­kie nie­szczę­ścia świa­ta, nie wyłą­cza­jąc naszych lęków. Modli­twą, któ­ra nie będzie się bała ciszy i obec­no­ści Pana. Prze­by­wa­jąc w bli­sko­ści Bożej i cicho­ści ser­ca, łatwiej się sku­pia­my na tym, co istot­ne. Posta­wa sku­pie­nia z kolei współ­gra ze słu­cha­niem. Słu­cha­jąc, przyj­mu­je­my naj­lep­szą posta­wę do modli­twy jako dia­lo­gu z Bogiem. W Biblii Sta­re­go Testa­men­tu w Księ­dze Samu­ela znaj­dzie­my potwier­dze­nie tego poglą­du, gdzie mały Samu­el, zanim sta­nie się wiel­kim pro­ro­kiem, musi nauczyć się słu­chać gło­su Boga (1 Sm 3, 1–10). Dru­gim cha­rak­te­ry­stycz­nym frag­men­tem dla potwier­dze­nia i wzmoc­nie­nia potrze­by ciszy i słu­cha­nia jest dom Mar­ty i Marii z Beta­nii. Pierw­sza z nich, jak pamię­ta­my, uwi­ja­ła się koło domo­wych posług, a dru­ga sie­dzia­ła u nóg Jezu­sa i przy­słu­chi­wa­ła się sło­wom Mistrza (por. Łk 10, 38–42). Daj­my sobie czas, aby prze­czy­tać te frag­men­ty Sło­wa o Samu­elu i sio­strach z Beta­nii, wszak wia­ra rodzi się ze słu­cha­nia, jak poucza św. Paweł w liście do Rzy­mian: Prze­to wia­ra rodzi się z tego, co się sły­szy, tym zaś, co się sły­szy, jest sło­wo Chry­stu­sa (Rz 10, 17). Po kil­ku istot­nych uwa­gach roz­waż­my to, co sta­no­wi sed­no spra­wy, a więc modli­twa jako dia­log z Bogiem w uję­ciu chrześcijańskim.

Modli­twa ustna

Sta­no­wi cechę cha­rak­te­ry­stycz­ną dla wie­lu reli­gii i nawet wie­rzeń poza­re­li­gij­nych, ale w te nie chce­my wcho­dzić dla­te­go, że nie czas i miej­sce o tym na teraz. Nie ucie­kał­bym jed­nak od tej kwe­stii w sen­sie reli­gio­znaw­czym i w celu pogłę­bie­nia wie­dzy, któ­re wie­le może pomóc i dużo wyja­śnić, ale dla pogłę­bie­nia wia­ry będzie to mia­ło nie­wiel­kie zna­cze­nie. Nam jed­nak przy­świe­ca cel ducho­wy, poprzez wej­ście w rela­cję oso­bo­wą z Bogiem. I tu doty­ka­my sed­na spra­wy i wyż­szo­ści chrze­ści­jań­stwa nad pozo­sta­ły­mi reli­gia­mi, gru­pa­mi wyzna­nio­wy­mi czy inny­mi wie­rze­nia­mi – rela­cja oso­bo­wa! Nie ma takiej reli­gii, w któ­rej Bóg chciał­by kon­tak­tu ze swo­imi wier­ny­mi w spo­sób tak dotkli­wy i nama­cal­ny jak w naszej wie­rze. Nie ma takiej reli­gii, w któ­rej Bóg chciał­by prze­by­wać ze swo­im ludem, by go nauczać, uzdra­wiać i być tak bli­sko. Nie ma wresz­cie takiej reli­gii, w któ­rej Bóg umarł­by za swój lud, a potem zmar­twych­wstał i nadal jest ze swo­im ludem w mocy swe­go Ducha Świę­te­go. To w mocy tego Ducha może­my mówić naszy­mi usta­mi, ale zawsze win­ni­śmy pamię­tać o tej waż­nej pro­por­cji, że mamy jed­ne usta, aby mówić i dwo­je uszu, aby słu­chać. Na modli­twie nie bądź­cie gada­tli­wi jak poga­nie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wie­lo­mów­stwo będą wysłu­cha­ni. Nie bądź­cie podob­ni do nich! (Mt 6, 7–8a). Nie jest za dobrze mówić dużo na modli­twie, a więc jak uświę­cić nasze sło­wa, by były przy­ję­te, wysłu­cha­ne i by nie było ich za dużo? Naj­waż­niej­szym punk­tem odnie­sie­nia jest ser­ce. Usta niech mówią modli­twy, niech śpie­wa­ją psal­my i inne pie­śni, ale po to, by ser­ce przy­lgnę­ło do Boga. Jeśli po kil­ku minu­tach modli­twy czu­jesz, że za dużo słów albo nie­od­po­wied­ni śpiew nie tyl­ko nie poru­sza ser­ca, nie poma­ga się sku­pić i wejść w obec­ność Bożą, ale czu­jesz, że jesteś roz­pro­szo­ny i że jesteś dalej niż byłeś na począt­ku, to nie idź dalej tą dro­gą. Wyrzekł Pan: Ponie­waż ten lud zbli­ża się do Mnie tyl­ko w sło­wach i sła­wi Mnie tyl­ko war­ga­mi, pod­czas gdy ser­ce jego jest z dala ode Mnie; ponie­waż cześć jego jest dla Mnie tyl­ko wyuczo­nym przez ludzi zwy­cza­jem, dla­te­go wła­śnie Ja pono­wię nie­zwy­kłe dzia­ła­nie cudów i dzi­wów z tym ludem: zgi­nie mądrość jego myśli­cie­li, a rozum jego mędr­ców zanik­nie (Iz 29, 13–14). Wypo­wia­daj sło­wa z roz­wa­gą i przy­słu­chuj się ser­cu. Nasze ser­ca potrze­bu­ją zatrzy­ma­nia się cza­sem na jed­nej myśli. Może to być frag­ment Sło­wa Boże­go. Wypo­wiedz to sło­wo, jed­no zda­nie, zatrzy­maj się. Zwróć uwa­gę na poru­sze­nie wewnętrz­ne. Spró­buj je opi­sać. To jest bycie w cichej, ale widocz­nej i odczu­wal­nej rela­cji z Bogiem. Czy­li krót­ko, ale kon­kret­nie „mów na modli­twie, ale wię­cej słu­chaj”. Nawet jeśli odma­wiasz róża­niec czy lita­nię, war­to w tym modli­tew­nym ryt­mie zatrzy­mać się, pomy­śleć, po co odma­wiam tę czy inną modli­twę, war­to wra­cać do oma­dla­nej inten­cji, ale naj­waż­niej­sze do Kogo ją kie­ru­jesz. Kto jest Adre­sa­tem moich słów czy śpie­wów? Myśl o tym, co mówisz i robisz pod­czas modli­twy i Kogo wychwalasz.

Modli­twa myślna

Cho­ciaż zawsze jeste­śmy przed Bogiem – wyda­je mi się, że na inny spo­sób są ci, któ­rzy zaj­mu­ją się modli­twą myśl­ną, bo widzą, że On na nich patrzy – św. Tere­sa Kolej­na for­ma modli­twy, modli­twa myśl­na. Wyma­ga pra­gnie­nia prze­by­wa­nie w Bożej obec­no­ści, samo­dy­scy­pli­ny, ale tak­że, w takiej wol­no­ści ser­ca, wewnętrz­nej zgo­dy na to, by Duch prze­ma­wiał. Tu już nie mówi­my my, nie czy­ta­my ani nie odma­wia­my powta­rza­ją­cych się wezwań. Modli­twa myśl­na jest dia­lo­giem z Bogiem o ducho­wych spra­wach, o waż­nych praw­dach wyni­ka­ją­cym z uprzed­nie­go przy­go­to­wa­nia, uspraw­nie­nia wnę­trza do tego, by myśleć o Bogu, a nie trzy­mać się swo­ich spraw czy modlitw lub inten­cji, któ­re mam. Dzię­ki modli­twie myśl­nej jest szan­sa choć tro­chę wejść w Boży zamysł, bo jak uczy Kate­chizm, Duch poma­ga nam poszu­ki­wać tych Bożych zamy­słów i wyja­śnia nam te spra­wy, odpo­wia­da­jąc na pyta­nia „dla­cze­go?” i „jak?”. Ile to razy sły­szy­my takie pyta­nia, któ­re sta­wia­ją Boga w złym świe­tle i pod­da­ją w wąt­pli­wość Jego dzia­ła­nie? Gdzie był Bóg, gdy…? Woj­na? Wypad­ki? Cho­ro­by? Śmierć? Tych pytań i róż­nych przy­pad­ków, gdzie Bóg powi­nien reago­wać, a w ludz­kim ocze­ki­wa­niu tego nie robi, moż­na zada­wać jesz­cze wie­le. W modli­twie myśl­nej jed­nak czło­wiek sta­je wobec Boże­go zamy­słu i choć­by był trud­ny do przy­ję­cia, przyj­mu­je to ze zgo­dą i poko­jem ser­ca. Oczy­wi­ście, że po ludz­ku jest to nie­mal­że nie­moż­li­we, ale tej odpo­wie­dzi może­my szu­kać mię­dzy inny­mi w Bożym Obja­wie­niu (czy­li w Piśmie Świę­tym), w naukach ojców Kościo­ła i Tra­dy­cji, a tak­że w życio­ry­sach świę­tych i bło­go­sła­wio­nych Pań­skich. A fun­da­men­tem odpo­wie­dzi na pyta­nia ludz­ko­ści o wszyst­ko jest doj­ście do Praw­dy, do któ­rej pro­wa­dzi Dro­ga, by osią­gnąć Życie. Dro­ga, Praw­da i Życie, czy­li Jezus Chry­stus, jest tą odpo­wie­dzią. Aby dojść do tego pozio­mu, potrze­ba codzien­ne­go lub czę­ste­go roz­my­śla­nia na modli­twie o Bożych spra­wach. Nie­zmier­nie poma­ga w tym proś­ba o poko­rę i ćwi­cze­nie się w upo­ko­rze­niach. Trud­no by je było znieść, gdy­by nie wia­ra. Przez poko­rę i wia­rę dojść do Boga jako źró­dła świa­tła w świe­cie. Niech nam pomo­że w tym roz­my­śla­niu tak­że ta myśl, że Jezus, choć Syn Boży i mógł czy­nić cuda, to jed­nak zanim to uczy­nił, szu­kał w każ­dym czło­wie­ku wia­ry, „two­ja wia­ra cię uzdro­wi­ła”, „według wia­ry two­jej niech ci się sta­nie” etc. Jeże­li two­ja modli­twa myśl­na dopro­wa­dzi cię do tego pozio­mu w rela­cji z Bogiem i wobec świa­ta, to nie­da­le­ko jesteś od zjednoczenia 😉

Modli­twa kontemplacyjna

Czy­li modli­twa zjed­no­cze­nia. Nazy­wam ją dla oso­bi­stych potrzeb „modli­twą, któ­ra sama się modli”, dla­te­go jest tak trud­no osią­gal­na, ale nie nie­moż­li­wa. Wię­cej niech na ten temat powie nam Kate­chizm, bo jak ktoś kie­dyś powie­dział: po co wywa­rzać otwar­te drzwi? A zatem niech prze­ma­wia do nas Mądrość Kościo­ła. Mała tyl­ko uwa­ga ode mnie: poszcze­gól­ne punk­ty nie zawie­ra­ją peł­nej tre­ści. Wybra­łem z nich głów­ne myśli.

2710

Gdy cho­dzi o czas trwa­nia kon­tem­pla­cji; Nie kon­tem­plu­je­my wte­dy, kie­dy mamy czas: znaj­du­je­my czas, by być dla Pana, z sil­nym posta­no­wie­niem, aby Mu go póź­niej nie odbie­rać, nie­za­leż­nie od doświad­czeń czy oschło­ści spo­tka­nia. Nie zawsze moż­na roz­my­ślać, ale zawsze moż­na wejść w kon­tem­pla­cję, nie­za­leż­nie od warun­ków zdro­wia, pra­cy czy uczu­cio­wo­ści. Ser­ce jest miej­scem poszu­ki­wa­nia i spo­tka­nia, w ubó­stwie i w wierze.

2711

Wej­ście w kon­tem­pla­cję wymaga:

  • Sku­pie­nia serca
  • Pod­da­nia się Ducho­wi Świętemu
  • Obu­dze­nia wia­ry, by wejść w obec­ność Tego, któ­ry nas oczekuje
  • Zrzu­ce­nie wszel­kich masek i zwró­ce­nie ser­ca do kocha­ją­ce­go
    nas Pana, aby oddać się Mu jako ofia­ra, któ­ra zosta­nie
    oczysz­czo­na i przekształcona

2712

Kon­tem­pla­cja jest modli­twą dziec­ka Boże­go, grzesz­ni­ka, któ­re­mu prze­ba­czo­no. Jest on jed­nak świa­do­my, że jego odwza­jem­nia­ją­ca miłość jest tą miło­ścią, któ­rą Duch roz­le­wa w jego ser­cu, albo­wiem wszyst­ko jest łaską od Boga. Kon­tem­pla­cja jest pokor­nym i ubo­gim powie­rze­niem się miłu­ją­cej woli Ojca w coraz głęb­szym zjed­no­cze­niu z Jego umi­ło­wa­nym Synem.

2713

Kon­tem­pla­cja jest więc naj­prost­szym spo­so­bem wyra­że­nia tajem­ni­cy modli­twy. Jest ona darem, łaską; nie moż­na przy­jąć jej ina­czej, jak tyl­ko w poko­rze i ubó­stwie. Kon­tem­pla­cja jest komu­nią: Trój­ca Świę­ta kształ­tu­je w niej czło­wie­ka – obraz Boży – „na swo­je podobieństwo”.

2714

Kon­tem­pla­cja jest tak­że naj­bar­dziej inten­syw­nym cza­sem modli­twy. W niej Ojciec spra­wia w nas „przez Ducha swe­go wzmoc­nie­nie siły wewnętrz­ne­go czło­wie­ka”, by Chry­stus zamiesz­kał przez wia­rę w naszych ser­cach i aby­śmy zosta­li „wko­rze­nie­ni i ugrun­to­wa­ni” w miło­ści (Ef 3, 16–17).

W tych punk­tach Kate­chi­zmu Kościo­ła Kato­lic­kie­go nie znaj­dzie­my wyczer­pu­ją­cej odpo­wie­dzi co do modli­twy kon­tem­pla­cyj­nej, ale trze­ba przy­znać, że i tak jest to dość duży mate­riał do prze­my­śleń i do prak­ty­ki, aby wcie­lić go w życie. Niech zatem posłu­żą nam te wska­zów­ki do pra­cy nad sobą i for­ma­cją ser­ca, wszak­że nie jest to opra­co­wa­nie aka­de­mic­kie i nie do celów nauko­wych, ale zosta­ło zebra­ne i poda­ne jako pro­gram ducho­wej odno­wy życia modli­tew­ne­go chrze­ści­ja­ni­na for­mu­ją­ce­go się we Wspól­no­cie Krwi Chrystusa.

ks. Filip Pię­ta CPPS