Tematy formacyjne 2023/2024 „Robotnicy winnicy Pańskiej”
Wrzesień
MIŁOŚĆ CHRYSTUSA PRZYNAGLA NAS.
„Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał. Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto stało się nowe” (2 Kor 5, 14–17). Wyznanie św. Pawła „miłość Chrystusa przynagla nas” (2 Kor 5,14) pochodzi z Listu skierowanego do mieszkańców Koryntu, w którym uzasadnia on swe apostolskie działania. Grecki czasownik, tłumaczony jako „przynagla” (synechein), posiada konotacje otaczania zewsząd czy ogarniania, wypełniania całkowicie przestrzeni. Można by więc Pawłowe stwierdzenie przetłumaczyć jako „miłość Chrystusa otacza nas zewsząd” lub „miłość Chrystusa wszechogarnia nas” czy też „obejmuje nas”. To właśnie miłość, którą po łacinie określamy terminem caritas, miłość przyjęta od Chrystusa przynagla chrześcijan do okazywania jej innym. Najwyższą normą etyki chrześcijańskiej jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. Ewangelista Mateusz umieszcza przykazanie miłości bliźniego posuniętej aż do miłości okazywanej wrogom w Kazaniu na górze, które zawiera najbardziej istotne elementy nauczania etycznego Jezusa. Wzorem miłości chrześcijańskiej wobec drugiego człowieka jest miłość, jaką Bóg ma ku ludziom. Jest to miłość wszechogarniająca, czyli obejmująca wszystkie szczegóły życia; miłość przebaczająca nawet największe zło, jeśli następuje po nim skrucha i mocne postanowienie poprawy; miłość uniwersalna, czyli obejmująca wszystkich ludzi wszystkich czasów; i wreszcie miłość największa, czyli taka, że człowiek nie może uczynić nic, by Bóg kochał go bardziej, gdyż kocha go miłością największą. Właśnie takiej miłości, posuniętej do granic heroizmu, miłości okazywanej nieprzyjaciołom, uczy Jezus swych naśladowców. Tak rozumiana caritas nie jest przede wszystkim uczuciem. Jest decyzją – świadomym aktem woli, by nawet na zło odpowiadać dobrem i towarzyszyć modlitwą tym, którzy są prześladowcami, a także wyświadczać im dobro. W ostatnim swoim Liście, napisanym niedługo przed męczeńską śmiercią, Apostoł Narodów zauważa, że otrzymaliśmy Ducha miłości (2 Tm 1, 7). „Współpracując zaś z Nim napominamy was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej. Mówi bowiem [Pismo]: W czasie pomyślnym wysłuchałem ciebie, w dniu zbawienia przyszedłem ci z pomocą. Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor 6, 1–2). Paweł wzywa wspólnotę do dostrzeżenia, że właściwym czasem do pojednania, do odpowiedzi na Boże wezwania jest „teraz”. Wykorzystując fragment z Księgi Izajasza, próbuje zachęcić wspólnotę do zdania sobie sprawy z faktu, że oto teraz jest czas upragniony, w którym należy odpowiedzieć. Święty Paweł, Apostoł Narodów, jest niedoścignionym przykładem gorliwego robotnika winnicy Pańskiej. Jego działalność apostolska, głoszenie Dobrej Nowiny i rozszerzanie nauki Jezusa jest aktualne w każdym czasie. „Dzieje najpierw Szawła, a potem Pawła to dzieje jego miłości. On spotkał Pana, poznał Jego miłosierdzie i zabrał się energicznie do głoszenia Jego Ewangelii; idzie jak czołg i nic ani nikt nie zdoła go już z tej drogi zawrócić. A równocześnie prowadzi pracę organizacyjną: zakłada kolejne gminy, troszczy się o nie i czuwa nad nimi; chwali, karci, prostuje poglądy – znamy tę pracę z jego listów, z których zachowała się przecież tylko część. Wszystko to czyni w imię miłości Jezusa, którego prześladował, a który mimo to powołał go do swojej służby. Mówimy o tym jego dynamizmie i aktywizmie, ale często przeoczamy jedno zdanie: po nawróceniu udał się do Arabii, na pustynię, a przebywał tam kilka lat. Co tam robił? Były to jego długie rekolekcje, spotkanie twarzą w twarz z Tym, który go powołał. I w świetle tych rekolekcji rozumiemy lepiej jego dalszą działalność. Do działania bowiem, do aktywności trzeba się przygotować, naładować się modlitwą i kontemplacją, i wtedy dopiero można zaczynać głosić Boga. Tam, na pustyni, Paweł nauczył się z Nim obcować, a potem już tylko niósł Tego, którego umiłował, i głosił Jego nauki aż do końca, do śmierci męczeńskiej” (Odpoczynek ze św. Pawłem, ks. prof. Marek Starowiejski). Paweł ogłasza, że tym, co ożywia jego posługę i nią kieruje, jest miłość Jezusa – miłość ukazana nam przez Jego śmierć na krzyżu. Odpowiedzieć na Bożą miłość, która nas ogarnia, której doświadczamy, to znaczy już nie żyć dla siebie, lecz dla Tego, który nas tą miłością ogarnia i dla tych, do których nas pośle, aby im ją zanieść. Darmo dostaliśmy, darmo dawajmy innym. Jest tylu ludzi wokół nas, którzy nie doświadczyli Bożej miłości, nie wiedzą o niej. Przynależymy do Wspólnoty Krwi Chrystusa, a tym samym uczestniczymy w charyzmacie i misji Misjonarzy Krwi Chrystusa. W Konstytucji Zgromadzenia w pierwszym artykule jest napisane: „Przynaglony miłością Chrystusa, w szczególności wyrażonej w przelaniu Jego Krwi oraz wrażliwy na misję i potrzeby Kościoła…”. Są to dwie siły napędowe, które motywowały pracę św. Kaspra i jego następców: KREW CHRYSUSA i MISJA. Krew Chrystusa, która została za wszystkich przelana, przynagla nas do bycia głosicielami oraz świadkami w sytuacjach, gdzie są oddaleni od Boga ludzie, aby dać im poznać miłość Bożą im ofiarowaną. Formacja, którą otrzymujemy, rozważanie Słowa Bożego i życie Słowem Życia, sakrament pokuty i pojednania, codzienne lub częste uczestnictwo w Eucharystii, modlitwa – czynią nas „nowym stworzeniem”. Czy tak jest w rzeczywistości? Czy pozwalamy Jezusowi, aby nas przemieniał przez Słowo, Ciało i Krew, które przyjmujemy, by stać się nowym człowiekiem i teraz dać się posłać z Dobrą Nowiną, z Bożą miłością, do ludzi, którzy tego potrzebują, choć sami może tego nie wiedzą? W ewangelizacji ważne są słowa wypowiadane do drugiego człowieka, niech dobrą wskazówką będzie dla nas cytat znaleziony w czasie Wielkiego Postu na jednym z blogów: „Niech wasza mowa zawsze was zdradza, że byliście razem z Nim”.
Czesława Nowak
Październik
PRZYGOTOWANIE DO APOSTOLSWA WE WSPÓLNOCIE KRWI CHRYSTUSA.
W tym temacie podejmę tylko niektóre myśli dotyczące przygotowania do apostolstwa we Wspólnocie Krwi Chrystusa. Pisząc tutaj o apostolstwie, mam na myśli zaangażowanie się w różne zadania szczególnie na zewnątrz grup WKC, np. na terenie swojej parafii i w innych środowiskach, również wobec ludzi będących bardzo daleko od Boga, by szerzyć wiarę chrześcijańską, nadzieję i miłość do Boga i bliźnich. Temat jest bardzo szeroki i otwarty: możemy bowiem wyróżnić nie tylko działanie na zewnątrz grupy, ale też apostolstwo wewnątrz grupy, wspólnotowe czy choćby apostolstwo modlitwy, cierpienia… Zachęcam po przeczytaniu do dalszej refleksji. Brak przygotowania do apostolstwa powoduje różne błędy. Bez przygotowania będziemy np. nieskuteczni albo skazani na słuszną krytykę, co może prowadzić do zniechęcania się i ostatecznie do odstąpienia od realizacji dobrych celów apostolskich. Na przygotowanie, czyli formację potrzebny jest jednak czas. Nawet nasz Pan, Jezus Chrystus, potrzebował przed podjęciem publicznej działalności czasu przebywania na pustyni, by się przygotować do swojej misji. Potrzebny jest i nam czas osobistych spotkań z Bogiem i czas spotkań w grupie z innymi, gdzie wspólnie rozmawiamy i rozeznajemy jaka jest wola Pana wobec podjęcia wspólnych działań na zewnątrz grupy. Chciałbym też podkreślić, że nie tylko duchowni mają obowiązek i prawo do apostolstwa. Świeccy otrzymują je na mocy samego zjednoczenia swojego z Chrystusem przez chrzest, przez utwierdzenie mocą Ducha Świętego w bierzmowaniu i są oni przeznaczeni przez samego Pana do apostolstwa (Sobór Watykański II, Apostolicam Actuositatem, 2). Za Chrystusem chodziło nie tylko dwunastu apostołów (którzy dziś są reprezentowani przez biskupów i ogólnie hierarchię), ale też liczna grupa innych uczniów – kobiet i mężczyzn, którzy wspierali Pana w rozmaity sposób. Wszyscy mieli więź z Chrystusem, ponieważ On mówił: „beze mnie nic uczynić nie możecie” (J 15, 5). Jak przygotować się do apostolstwa? Po pierwsze: Mamy być uczniami w szkole Chrystusa i stawać się jak On. Jezus przygotowywał swoich uczniów przez kilka lat zanim sami zaczęli działać w Jego imieniu. Musimy zrozumieć podstawową rzecz: Jezus niczego nie robił na pokaz, żeby coś innym pokazać. Jezus wychowywał uczniów kochając Boga i ludzi. Uczył przez swoją codzienną postawę i przez sytuacje, które razem przeżywali, np. gdy wstawał wcześniej, aby modlić się, gdy walczył w Ogrójcu do Krwi, aby wypełnić wolę Ojca. W ten sposób swoją modlitwą i swoim szczerym, nieobłudnym życiem ukazywał uczniom, na czym polega miłość do Boga. Uczył ich też miłości do ludzi, gdy opuszczał komfort swojego mieszkania, w którym była choćby wspierająca Go Maryja, i przemierzał z uczniami dziesiątki kilometrów, by dotrzeć do tych, „którzy się źle mają”, najpierw do swoich rodaków, a następnie do obcokrajowców. Czynił to z poświęceniem i często w trudnych warunkach: „Syn człowieczy nie ma gdzie głowy skłonić”. Jego misja była nie tylko pełna ofiarnej miłości, ale też skierowana do wszystkich ludzi bez wyjątku. Nikogo nie wykluczył z dostępu do siebie: nawet celników, którzy byli na usługach okupujących ich ojczyznę Rzymian. Wręcz przeciwnie – spotkania z ludźmi przez większość społeczeństwa pogardzanymi, „nieczystymi” czy wykluczonymi często owocowały łaską przemiany myślenia i życia tych ludzi, czyli ich nawróceniem. Po nawróceniu celnik Lewi, Mateusz, stał się najbliższym współpracownikiem – apostołem Chrystusa. Jego talenty i umiejętności służyły odtąd szerzeniu królestwa Bożego, prawdy, dobra i łaski. Może to być dla nas pewien model postępowania w apostolstwie. Jezus nie unikał również trędowatych, choć wszyscy się ich bali, gdyż nie znano lekarstwa na trąd. Pomagał chorym, nie czekając na ich wdzięczność. Uczył ich zaś wdzięczności Bogu. Szedł też, o ile to było możliwe, do często wrogo do niego nastawionych uczonych w Piśmie czy faryzeuszy i już od najmłodszych lat wchodził z nimi w dialog. Z tych kontaktów nie było wielu owoców, ale nielicznych pozyskał… Wszystkim jednak uświadamiał ich stan duchowy. Pozostawiał wolność wyboru. Nikogo nie zmuszał, by szedł za Nim czy był Jego uczniem. Nie ma w działaniach apostolskich Chrystusa żadnej manipulacji czy dwulicowości. Jest za to stawianie ludzi przed jasnymi wyborami i ukazywanie perspektywy szczęścia – rozszerzonej nawet do szczęścia życia wiecznego. Np. św. Piotrowi ukazuje perspektywę: „Odtąd ludzi będziesz łowił…”, „Tobie dam klucze Królestwa”…Pokazywał miłość do bliźnich i swoje miłosierdzie nawet w sytuacji, gdy był upokorzony, osłabiony i wisiał na krzyżu – nie myślał o sobie, ale o zbawieniu bliźniego, łotra, który uczciwie stanął w prawdzie i poprosił Go o pomoc… Właściwie każdy fragment Ewangelii uczy nas miłości do Boga i bliźnich na wzór Chrystusa, a to jest kluczowa podstawa we wszystkich działaniach apostolskich. Apostołowie więc przez kilka lat chodzili z Jezusem. Mieli możliwość przyglądania się Mistrzowi, słuchania Go, rozmowy z Nim i naśladowania Go zanim sami stali się liderami wspólnot. Dla najbliższych uczniów, którzy później staną się apostołami, sam Chrystus był punktem odniesienia. On był i jest nadal w centrum Kościoła, który ma być wspólnotą Jego uczniów. To w Niego mamy być wpatrzeni jako Wspólnota i Jego miłość do Ojca i do ludzi naśladować. Również ojcowie Kościoła, można powiedzieć, parafrazując słowa św. Augustyna, „karmili nas tym, czym sami żyli” („indepasco, undepascor”, św. Augustyn, kazanie 329, 3 PL 38,1481). My również chcemy karmić innych tym, czym sami żyjemy. Dobrą zasadą jest, by nie mówić o Bogu, dopóki ludzie nie pytają. Żyć jednak tak, by pytali. By nasze szczere życie wiarą poruszało innych. Gdy jednak ludzie nas zapytają, dlaczego tak czynimy, wtedy powinniśmy być gotowi dać świadectwo wiary, „nadziei, która jest w nas”, i umieć wyjaśnić w trzech punktach swoje działanie. Te punkty są znane: ukazać, jaki problem przeżywaliśmy, jak zadziałał Bóg i jakie są dobre owoce tego działania w naszym życiu. Ludzie w naszym życiu powinni widzieć to trzecie – dobre owoce. My mamy im wyjaśnić pierwszy i drugi punkt. Takie świadectwo lub doświadczenie budzi zwykle szacunek wobec Boga i ukazuje Jego działanie. Dobrze jest –myśląc o przyszłych akcjach apostolskich – założyć notatnik doświadczeń naszej wiary i spisywać w powyższych trzech punktach ważniejsze doświadczenia po wymianie doświadczeń w grupie WKC, by w przyszłości się nimi dzielić na zewnątrz. Taki notatnik powinien mieć każdy spotykający się w grupie członek lub kandydat do WKC. W spotkaniach z ludźmi nie mamy wyrzucać z siebie zgorzknienia, jadu czy krytyki, ale dzielić się naszą chwalebną historią, historią naszego zbawienia. Jeśli tylko żyjemy wiarą i dzielimy się z innymi tym, że nasze zachowanie to nie przypadek i że to właśnie Bóg działa w nas – że to, co zmieniliśmy w naszym nastawieniu i życiu dokonuje się przez Niego – wtedy już jesteśmy apostołami Chrystusa. Nasze życiowe doświadczenia mogą zachęcić innych do podobnych działań wynikających z wprowadzania w życie Ewangelii. W ten sposób pozyskujemy ucznia Chrystusa i wprowadzamy go do grupy. Liturgia niedzielna powinna być źródłem i szczytem naszego życia chrześcijańskiego. Właśnie do tej niedzielnej Eucharystii przygotowuje nas spotkanie w grupach. W grupie WKC nie chodzi tylko o „jakąś modlitwę”, ale o tworzenie grupy, która ŻYJE wiarą. Tak jak sportowiec musi mieć swój trening, tak my, jeśli cały tydzień żyjemy Słowami Chrystusa, możemy w niedzielę to wszystko przynieść Mu i złożyć duchowo na ołtarzu: razem Z CHLEBEM przynoszonym do ołtarza – złożyć dziękczynienie za różne konkretne momenty tygodnia w których działał; a sprawy trudne i otwarte oddawać DO KIELICHA, by On to przemienił. Tak więc regularną formacją Wspólnoty Krwi Chrystusa i przygotowaniem się do apostolstwa jest rozważanie Ewangelii, życie na co dzień Słowem Pana i wymiana doświadczeń. To przygotowuje nas do niedzielnego słuchania Jezusa w Eucharystii, przyjęcia Go do serca odnowionego przez trud szczerego życia Słowem (oczywiście jeśli mocno tkwimy w grzechach, naszym przygotowaniem powinna być pokuta i spowiedź). Naszą formację bycia uczniem Pana możemy rozszerzyć o codzienne rozważanie w modlitwie Słowa Bożego, o codzienne pytanie: „co Bóg chce mi powiedzieć”, np. pomagając sobie książką „Żyć Ewangelią”. Inaczej mówiąc: tak, jak apostołowie spotykali się z Chrystusem i słuchali Jego Słowa, a następnie starali się je wypełniać, tak i my staramy się zrozumieć to, co dziś w naszej sytuacji Chrystus do nas mówi przez Ewangelię i w naszym życiu, i w naszych środowiskach wprowadzamy te Słowa w życie (w rodzinie, pracy, parafii, szkole, w podróży, wobec napotkanych ludzi…). Nasze cotygodniowe spotkania WKC są w centrum naszego formowania się do bycia uczniami Chrystusa, żywymi członkami Kościoła w parafii i są podstawą przygotowania do dalszych apostolskich działań w Kościele i dla Kościoła. Podjęcie się zadania animatora grupy lub innych zadań jest szkołą apostolstwa. Nie trzeba się ich bać. Warto spróbować. Branie odpowiedzialności za małą, przyjazną nam grupę, może pomóc nam wziąć odpowiedzialność za większe projekty apostolskie we Wspólnocie lub wspólne działania jako WKC w parafii lub w mniej przyjaznym środowisku. Inną formą przygotowania do apostolstwa są modlitwy do Krwi Chrystusa. W nich rozważamy trudne momenty życia Chrystusa i Maryi. Dzięki modlitwie do Krwi Chrystusa zdobywamy ważne postawy i sprawności. Np. rozważając o Bogu, który przelewał fizycznie krew, możemy bardziej zdobyć się na ofiarną miłość, cierpliwość, wytrwałość, przebaczenie, podejmowanie trudów, otwartość i wiele innych cnót i wartości. Są to dziś coraz bardziej unikalne sprawności (cnoty), które jako Wspólnota Krwi Chrystusa musimy promować w świecie, gdyż świat ich bardzo potrzebuje. Kto wychodzi do ludzi z Dobrą Nowiną Chrystusa, może spotkać się z odrzuceniem. To spotkało Chrystusa – On przelał swoją Najdroższą Krew, więc i nas, Jego uczniów mogą spotkać trudności. Musimy być na to przygotowani. Pamiętam zdziwienie, gdy – będąc klerykiem –pierwsze dni chodziłem w sutannie. Gdy wychodziłem na miasto, większość ludzi nie zwracała na mnie uwagi, ale był i ktoś nieznajomy, kto znienacka podszedł i mnie opluł. W pierwszym roku kapłaństwa, w 1994 roku, uczyłem już w liceum. W kurii nie mieli żadnych podręczników do religii, bo były to początki katechizacji w Polsce. Z naiwnością dziecka przygotowałem temat o aborcji, bo przeczytałem o tym książkę. Spotkałem się z agresywnym sprzeciwem większości klas. W jednej z klas wszyscy naraz wstali z miejsc i zaczęli krzyczeć na mnie lub do innych uczniów swoje argumenty. Usłyszałem wtedy wszystkie hasła, które i do dzisiaj można usłyszeć w dyskusjach na ten temat. Ja jednak usłyszałem je po raz pierwszy i nie byłem gotowy do takiej konfrontacji. Tylko nieliczni ze wszystkich klas opowiedzieli się za życiem. Byłem tą agresją zdruzgotany, byłem w szoku. Uświadomiłem sobie wtedy jak ważne jest przygotowanie się do apostolstwa i do pracy z daną grupą. Przypomniałem sobie, że „Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za mną, nie jest mnie godny” (Mt 10, 38). Trudno było mi w ogóle iść jeszcze raz do tej szkoły. Postawienie Chrystusa na pierwszym miejscu w życiu może spotkać się z niezrozumieniem nawet najbliższych i innych osób, które nas spotykają. Doświadczenie wielu lat pracy w szkole i z ludźmi nauczyło mnie, że najbardziej krzyczą ci, których dany problem dotyczy. W tej krzyczącej licealnej klasie były osoby, które już dokonały aborcji, nie mając wsparcia od nikogo, by przyjąć dziecko. O tym wtedy nie wiedziałem. Bardzo ważne jest, by nie zniechęcać się – by zobaczyć w agresywnych ludziach poranionych ludzi. W ich zranieniach zobaczmy Krew Chrystusa, która woła o miłosierdzie. Rozważając o Krwi Chrystusa, znajdziemy siłę i światło wobec naszych krzyży. Z drugiej strony przez dialog warto usłyszeć argumenty innych, w modlitwie wszystko przemyśleć, pozwolić, by Duch Święty nas oświecał w takich trudnych sytuacjach. Z drugiej strony w takich sytuacjach ujawniają się też ludzie, którzy nas wspierają, prawdziwi przyjaciele. Jezus mówi: „Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje” (Mt 10, 40). My mamy zatroszczyć się by być jak Chrystus – być żywym znakiem miłosiernego Chrystusa w świecie, szukać Jego królestwa. Wtedy nie tylko my, ale też wszyscy ci, którzy nas przyjmą lub w jakikolwiek sposób pomogą, dostaną nagrodę. „Jeżeli ktoś poda choćby kubek zimnej wody jednemu z tych najmniejszych ze względu na to, że jest moim uczniem, nie utraci swojej zapłaty” (Mt 10, 42). Bóg nas zna i nagrodzi każdy nasz najmniejszy trud i gest dobra dla innych, który czynimy dla Niego. Pełny udział w Eucharystii, spotkaniach tygodniowych i modlitwach do Krwi Chrystusa, adoracjach Najświętszego Sakramentu itp. ma nas prowadzić do BYCIA CHRYSTUSEM DLA INNYCH. Mamy, inaczej mówiąc, być piątą Ewangelią dla wszystkich, ale szczególnie dla tych, którzy już nie czytają Ewangelii. Po drugie: Grupy WKC mają być doświadczeniem małej wspólnoty żywego Kościoła, która czuje się częścią Kościoła powszechnego. Bardzo ważnym aspektem apostolstwa jest świadomość, że należymy do jednego, świętego, powszechnego (skierowanego do wszystkich ludzi) i apostolskiego Kościoła. W tym temacie chciałbym tylko zwrócić uwagę na to, że choć fundamentem jest sam Chrystus, Kościół jest apostolski, to znaczy oparty na fundamencie apostołów. Następcami dwunastu apostołów są biskupi. Ich współpracownikami są kapłani i diakoni. Kościół jest charyzmatyczny, są w nim rozmaici ludzie, np. świeccy obdarzeni różnymi darami Ducha Świętego, talentami (np. my, dostrzegający wartość Krwi Chrystusa). Jest jednak też część hierarchiczna w Kościele i to oznacza, że w naszych działaniach musimy uwzględnić jedność eklezjalną, to znaczy jedność z tymi, którzy jako przełożeni kierują Kościołem powszechnym (np. przez zapoznawanie się z nauczaniem papieskim, Kościoła). Uszanować też tych, którzy kierują Kościołem lokalnym (diecezją i parafią). Nasze grupy nie są oderwane od hierarchii, ale należymy do konkretnej diecezji i W spólnota Krwi Chrystusa, aby działać na danym terenie, powinna mieć zgodę i błogosławieństwo swojego lokalnego biskupa diecezjalnego. Każda grupa Wspólnoty należy też terytorialnie do jakiejś parafii. Planując apostolstwo i jakiejkolwiek działania skierowane do ludzi na terenie parafii, powinniśmy o nich poinformować proboszcza parafii, na terenie której planujemy działać lub wyznaczonego przez niego opiekuna Wspólnoty, o ile taki jest przez księdza proboszcza wyznaczony. Taka informacja powinna zakończyć się również prośbą o błogosławieństwo. Wymaga to też przedstawienia podstawowych i przejrzystych informacji na temat tego, jakie zadania apostolskie chcemy podjąć. W tych różnych sprawach apostolstwa możemy też radzić się Moderatora Podregionu lub odpowiednich animatorów WKC na terenie diecezji czy parafii. Jeśli jednak biskup, proboszcz czy odpowiedzialni w WKC nie zgadzają się na dane działanie, nie podejmujemy apostolstwa. Powinniśmy oczywiście zapytać i starać się dokładnie zrozumieć, dlaczego proboszcz czy animator nie chce, by podejmować daną akcję na jego terenie. Nikt nam jednak nie może zabronić osobistego życia wiarą, Ewangelią. Może tylko zabronić działania grupy lub nie pozwolić na jakiś nasz pomysł co do apostolstwa. Jeśli nie ma zgody, powinniśmy zaangażować się w te działania parafii, które już istnieją lub są możliwe i przez naszą aktywność dać się poznać np. księdzu proboszczowi od jak najlepszej strony. Czasami proboszcz najlepiej wie, gdzie są największe potrzeby charytatywne czy inne potrzeby w parafii. Jeśli w nie się zaangażujemy, po pewnym czasie można ponowić prośbę o powstanie grupy czy naszego projektu apostolstwa jako grupa czy innych akcji na terenie parafii. Bardzo ważny jest dialog. W dialogu zaś słuchanie i otwartość. Czasami trzeba dać sobie czas do namysłu i rozeznania przed Bogiem różnych pomysłów i również przedyskutować wszystkie pomysły z innymi w grupie i odpowiedzialnymi. Po trzecie: Święty Kasper mówił, że przy działaniu apostolskim potrzebna jest świętość, wiedza i zdrowie. Świętość to miłość do Boga, wypełnianie Jego woli, zgodnie z naszym powołaniem i miłość bliźnich, najlepsza na jaką nas w tym momencie stać. Święty Kasper cenił rekolekcje jako ogromną pomoc na naszej drodze. Sam je prowadził wielokrotnie i uważał, że są bardzo owocne i mogą realnie pomóc podjąć poważne zmiany ku świętości (doskonałości) w naszym życiu. Doroczne rekolekcje to bardzo ważne przygotowanie dla członków WKC, którzy chcą aktywnie działać w swoich parafiach. Jeśli nie możemy przyjechać na dłuższe rekolekcje to powalczmy o przyjazd choćby na dni skupienia. Oczywiście wszyscy jesteśmy grzesznikami. W pokorze musimy to uznać. Ale święty to grzesznik, który codziennie się nawraca i podejmuje trud życia według wiary – z pomocą Chrystusa. By przygotować się do misji i dążyć do świętości, ważną rolę może odgrywać kierownictwo duchowe. Nie chodzi o to, by ktoś nami kierował jak marionetką czy samochodem, ale by z kapłanem lub przygotowaną do tego doświadczoną duchowo osobą wspólnie szukać tego, czego Chrystus pragnie dla nas osobiście, dla naszej grupy, by dobrze rozeznać, jakie działania wspólnie podjąć jako Wspólnota. Święty Kasper tak bardzo cenił wartość przewodnika duchowego, że napisał na ten temat specjalną książkę. Napisał również metodę misji świętych. Warto swoje wnioski i doświadczenia dzielić z tymi, którzy wchodzą w różne zadania apostolskie, a więc warto zdobywać wiedzą od doświadczonych osób. Wiedzę możemy i powinniśmy zawsze pogłębiać. Warto wciąż wracać do statutów WKC, zeszytów formacyjnych czy tekstów z poprzednich lat. Czasami trudniejsze zadania wymagają specjalistycznych szkoleń. Np. jak wspomniałem, by działać „za życiem” (pro-life), warto dowiedzieć się od innych jak to robić, czytać, by mieć argumenty, zdobyć jakieś pomoce (np. mały Jasio, foldery itp.). Aby podjąć apostolstwo w więzieniu, konieczne jest przejście szkolenia prowadzonego przez Bractwo Więzienne; by zaangażować się w specjalistyczne apostolstwo, np. pracę w radio czy innych massmediach, warto również przejść odpowiednie szkolenia itp. Warto rozmawiać z osobami, które już podejmowały podobne misje do tych, których chcemy się podjąć, by „nie wyważać otwartych drzwi”, tzn. korzystać z doświadczenia innych przed nami i nie powielać ich błędów. Choć św. Kasper podkreślał wartość wiedzy i zdrowia – z drugiej strony – potrafił włączyć w swoje misje nawet księży, którzy nie mieli dużo wiedzy lub talentu, by przemawiać, a jedynie mogli spowiadać i to np. tylko mężczyzn. Sam miał ograniczone zdrowie fizyczne i trapiły go lęki. W misje włączał również świeckich, którzy już w tamtych czasach po misji ludowej i odpowiednim przygotowaniu wspólnie podejmowali potrzebne w danym miejscu zadania. Przy decyzjach, jakie zadania podejmować, święty kierował się zasadą, że pierwszeństwo mają tę zadania apostolskie, które mogą być długotrwale kontynuowane. Radził nawet nie zaczynać zadań, o których wiadomo, że nie mają przyszłości. Natomiast zadania apostolskie podjęte wspólnie przez grupę czy kilka grup w parafii mają dużą szansę przetrwania, ponieważ nawet gdy jedna osoba wypadnie z grupy, inni, którzy wspólnie byli zaangażowani w dany projekt w grupie, mogą przejąć odpowiedzialność za tę „misję” i ją kontynuować. Jeśli mama nigdy nie zaprasza do kuchni swojej córki, by jej pomogła (choć czasem wymaga to cierpliwości i gotowanie trwa dłużej), córka nigdy nie nauczy się gotować. Ważna jest tu cierpliwość. Przygotowanie do apostolstwa obejmuje też zapraszanie i wprowadzanie do naszych zadań innych, którzy mogą nauczyć się różnych zadań w parafii czy innych miejscach. W naszym apostolstwie uwzględniajmy rozmaite osobiste ary i talenty ludzi. Pewna animatorka opowiadała, że gdy poznała WKC, była na początku sama jedna w swoim mieście. Stopniowo przybywało do Wspólnoty coraz więcej członków, a ona rozważała od razu gdy przychodzili, w co poszczególne osoby można byłoby zaangażować i proponowała im to. Sama, choć była prostą osobą, najpierw z nimi szła w różne miejsca: prowadzić adorację w parafii, uczestniczyć w pracach Caritasu, do szpitala, do więzienia, do mass mediów… Choć minęło już prawie 30 lat, niektóre zadania, np. apostolstwo w więzieniu, trwają nieprzerwanie do dziś. Jeśli grupa ogranicza się tylko do modlitwy i pielęgnowania życia wspólnotowego między nimi, ale jest zamknięta na ludzi z zewnątrz, nie będzie się zdrowo rozwijać. Przygotowując się do podjęcia wyzwań apostolskich, warto więc zadbać o świętość, wiedzę, zdrowie fizyczne i psychiczne. Zróbmy co możliwe, resztę oddawajmy Bogu i Maryi. Trzeba pokochać siebie, by móc dojrzale kochać innych – jak siebie. Wspomniana wyżej animatorka od początku zakładania WKC w swoim mieście była chora na nieuleczalną chorobę. Z trudnością chodziła i powoli choroba odbierała jej siły. Jeszcze jednak przez ponad 20 lat angażowała się aktywnie w WKC i w apostolstwo. Mówiła, że Słowo Życia dawało jej siły, by nieść swój krzyż i podejmować coraz to trudniejsze wyzwania w parafii i swoim mieście.
ks. Ksawery Kujawa CPPS
Listopad
ZAANGAŻOWANIE TALENTÓW W APOSTOLSTWIE.
Czym jest apostolstwo? Apostolstwo zostało zapoczątkowane przez pierwszych apostołów w I wieku. Jest zadaniem wszystkich ludzi wierzących. Szczególny obowiązek „głoszenia wiary i postępowania według jej zasad” spoczywa na ludziach bierzmowanych. Czym jest talent? W starożytności talentem nazywano jednostkę wagi. Jednostka ta służyła do odważania złota lub srebra – był to dzisiejszy odpowiednik 32,2 lub 41,2 kg. Skoro człowiek to żywe złoto – to zgodnie ze starożytnymi miarami każdy z nas ma przynajmniej dwa talenty. W słownikach można znaleźć następujące definicje talentu oraz apostolstwa:
I. Talent to wrodzona umiejętność łatwego przyswajania wiadomości oraz ich łatwego stosowania w praktyce – słowem tym określamy predyspozycje człowieka w określonym kierunku.
II. Talentem nazywamy wrodzone lub nabyte predyspozycje w dziedzinie intelektualnej lub ruchowej – stopień sprawności w danej dziedzinie.
III. Talent to pracownik, który w sposób ponadprzeciętny przyczynia się do na realizacji strategii organizacji i wyróżnia się ponadprzeciętnym potencjałem do dalszego rozwoju.
IV. Według Słownika PWN, talent to niezwykła, nieprzeciętna zdolność twórcza, wybitne uzdolnienie do czegoś. Słownik podaje przykłady talentu aktorskiego, literackiego, malarskiego i muzycznego
oraz określa talent jako niepospolity, wybitny, samorodny i wrodzony.
V. Moja ulubiona definicja brzmi: talent to JA , talent to TY – każdy z nas ma wiele talentów, trzeba je tylko odkryć i umiejętnie wykorzystywać.
VI. Apostolstwem (gr. apostolo – wysłannik) nazywa się wszelką działalność Kościoła, której celem jest szerzenie wiary chrześcijańskiej po całej ziemi, zgodnie z nakazem Chrystusa:
VII. „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i D ucha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem”(Mt 28, 18–29). „Jako wspólnota Krwi Chrystusa mamy wykorzystywać swoje talenty – niezwykłe zdolności twórcze w szerzeniu wiary chrześcijańskiej zgodnie z charyzmatem, który określa autentyczne otwieranie z miłością swojego serca dla krwawiącego Zbawiciela” (Rozdział III §3 Regulaminu WKC ). Co symbolizują talenty? Słudzy obdarzeni talentami oznaczają ludzi. Z przypowieści opisanej w Ewangelii Mateusza 25, 14–30 wynika, że talenty, a więc zdolności i umiejętności, zostały rozdzielone nierównomiernie, bowiem nie wszyscy dysponują tymi samymi talentami. Jedni mają wiele do zaoferowania, inni zaś niedużo. Talenty, które otrzymujemy od Boga, powinniśmy odkryć, pomnożyć, a później zwrócić je Bogu. Nagroda, jaką za to od Niego otrzymamy, przejdzie nasze najśmielsze oczekiwania. Bóg dzieli się nimi wedle miary własnego serca. Nie zazdrośćmy innym większej ilości talentów, lecz wykorzystajmy jak najlepiej ten talent, który posiadamy. Talenty symbolizują mądrość gospodarowania. Talentami, które otrzymaliśmy od Boga, są dary duchowe, zdolności, zainteresowania. Są one wyrazem wielkiego zaufania Pana Boga do nas. Jezus pragnie, abyśmy je rozwijali, ale nie oczekuje od nas rzeczy niemożliwych. Ponieważ wszystkich dobrze zna, ofiarowuje każdemu to, co będzie w stanie dobrze wykorzystać. Zaufanie i miłość do Boga pomagają podejmować twórcze i odważne działania. Pomnażanie Bożych darów prowadzi do zbawienia. Z zarządzania naszym „kapitałem” będziemy rozliczeni przy końcu czasów. Mamy nadzieję, że kiedyś usłyszymy od Chrystusa słowa: „wejdź do radości swego pana”. Zapowiadają one wejście wiernych do królestwa Chrystusa. Wyrzucenie niewiernego sługi „w ciemności na zewnątrz” jest obrazem kary wiecznej. Przypowieść o talentach Mt 25, 14–30 „Podobnie też [jest] jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: «Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem ». Rzekł mu pan: «Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!» Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: «Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem ».Rzekł mu pan: «Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!» Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: «Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!» Odrzekł mu pan jego: «Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów»”. Przekazał im swój majątek Przypowieść o talentach jest metaforą. Przedstawia w sposób obrazowy miłość Boga do nas poprzez obdarowanie nas talentami. Przedstawia również sposób, w jaki na tę miłość odpowiadamy. Człowiek, który udaje się w podróż, oznacza Boga. Słudzy – to my. Zauważmy, w jaki sposób jesteśmy przez Boga obdarowani. Człowiek z przypowieści (Bóg) znał swoje sługi; znał ich zdolności, zalety, wady. Wiedział, ile może od każdego wymagać. Dlatego od żadnego ze swoich sług nie żąda więcej, niż byłby wstanie uczynić. Dla żadnego ze sług opiekowanie się talentami nie przekracza jego możliwości. Z drugiej strony jest docenieniem. Pan pragnie, by słudzy posługiwali się w pełni swoimi zdolnościami. Talent, który powierzył pan swoim sługom, miał olbrzymią wartość. Był miarą wagi – ok. 42 kg złota i srebra. Dary, które otrzymaliśmy od Boga, przekraczają wszelkie nasze pragnienia i oczekiwania. Popatrzmy więc na siebie, na nasz świat, mój świat, a więc na to, co jest w zasięgu naszego włodarzenia: moje życie, bliskich ludzi, osoby, które odgrywają w naszym życiu ważną rolę, nasze dary, osobiste talenty i zdolności, osiągnięcia życiowe, posiadane dobra materialne, nasze środowisko itd. Wypisz sobie na kartce największe dary, jakimi cię Bóg obdarzył w ciągu twojego życia. Wypisz sobie również wszystkie swoje talenty i zdolności. Czy masz świadomość, że są to dary Boga? Czy też uważasz je za własność? Sądzisz, że ci się to wszystko należy? Zauważ dalej sposób, w jaki Bóg cię obdarowuje. Bóg rozdziela dary, patrząc po ludzku, niesprawiedliwie: jednemu daje pięć talentów, drugiemu – dwa, trzeciemu – jeden. Dlaczego? Przede wszystkim: Bóg jest wolny. Tutaj przypomina się fragment innej przypowieści o pracownikach w winnicy (zob. Mt 20, 1–16). Na zarzuty (pozornej) niesprawiedliwości, właściciel winnicy odpowiada: „Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?”. Sposób, w jaki Bóg rozdziela talenty, zależy również od planu, zadań, misji, jakie Bóg ma wobec każdego z nas. Każdy z nas ma jedyną niepowtarzalną misję, od każdego z nas Bóg oczekuje czegoś innego i dlatego każdego obdarza innymi darami. Nasze talenty, zdolności, możliwości są specyficzne, ale Bóg oczekuje od nas także różnych owoców, proporcjonalnych do otrzymanych darów. Zarówno człowiek, który otrzymał pięć talentów i przyniósł drugie pięć, jak i ten, który otrzymał dwa talenty, słyszą jednakową pochwałę i obietnicę nagrody. I dlatego możemy być pewni, że człowiek obdarowany jednym talentem, gdyby go wykorzystał, usłyszałby podobne słowa. Tragizm człowieka, który otrzymał jeden talent, nie polega na tym, że mniej otrzymał. Jego wina leży w obojętności i braku zainteresowania, w niedocenianiu Bożych darów, nieumiejętności odczytania Bożych oczekiwań. Bóg ma wobec każdego z nas plan i oczekiwania, niezależnie od tego, ile talentów przypadło nam w udziale. Dla Boga nie jest istotne, ile talentów otrzymaliśmy. Bo przecież On sam je rozdziela. Istotne jest natomiast, jak się do nich ustosunkowaliśmy, czy właściwie je wykorzystaliśmy, czy potraktowaliśmy na serio dary Boga i odpowiedzieliśmy na Jego oczekiwania. Talent jest rodzajem powiernictwa (obowiązku w królestwie Boga). Przypowieść o talentach mówi nam o tym, że jeśli służymy dobrze na powierzonym nam stanowisku, będą nam dane ważniejsze obowiązki. Jeśli nie służymy dobrze, nasza odpowiedzialność ostatecznie zostanie nam odjęta. (zob. Mt 25, 14–30). W pismach świętych również powiedziane jest nam, że będziemy sądzeni według naszych czynów (zob. Mt 16, 27). Kiedy rozwijamy i wykorzystujemy nasze talenty na rzecz innych ludzi, dokonujemy dobrych czynów. Pan jest zadowolony, kiedy mądrze korzystamy z naszych talentów. Będzie nas błogosławił, jeśli poprzez nasze talenty będziemy przynosić pożytek innym ludziom i budować Jego królestwo tu na ziemi. Jednym z błogosławieństw, jakie otrzymujemy, jest odczuwanie radości i miłości, kiedy służymy naszym braciom i siostrom tu na ziemi. Uczymy się również panowania nad sobą. Wszystko to jest konieczne, jeśli mamy być godni ponownego życia w obecności naszego Ojca Niebieskiego. Wszyscy mamy różne talenty i zdolności. Wszyscy w naszej Wspólnocie Krwi Chrystusa mamy szczególne dary, talenty i zdolności dane nam przez naszego Ojca Niebieskiego. Kiedy się narodziliśmy, przynieśliśmy te dary, talenty i zdolności ze sobą. Prorok Mojżesz był wielkim przywódcą, ale potrzebował pomocy Aarona, swojego brata, żeby ten przemawiał za niego (zob. II Księga Mojżeszowa 4, 14–16). Niektórzy z nas są przywódcami, jak Mojżesz, inni są dobrymi mówcami – jak Aaron. Jedni potrafią dobrze śpiewać albo grać na jakimś instrumencie. Inni mogą być wysportowani albo mogą mieć zdolności do prac ręcznych. Inne talenty, jakie możemy posiadać, to zrozumienie dla innych ludzi, cierpliwość, pogodny charakter lub zdolność do nauczania, umiejętność słuchania, ciepłego uśmiechu, zainteresowania indywidualnego, bezinteresownej pomocy. W jaki sposób możemy rozwijać nasze talenty we Wspólnocie? Naszym obowiązkiem jest rozwijanie talentów otrzymanych od Boga. Czasami myślimy, że nie mamy wielu talentów lub że inni ludzie zostali bardziej pobłogosławieni zdolnościami niż my. Czasami nie wykorzystujemy naszych talentów, ponieważ boimy się porażki lub krytyki innych ludzi. Nie powinniśmy ukrywać naszych talentów. Powinniśmy wykorzystywać je. Wtedy inni będą widzieć nasze dobre czyny i chwalić naszego Ojca Niebieskiego (zob. Mt 5, 16). Aby rozwijać nasze talenty, musimy przedsięwziąć pewne kroki:
po pierwsze, musimy odkryć nasze talenty. Powinniśmy ocenić siebie, by znaleźć nasze mocne strony i uzdolnienia. Może nam w tym pomóc nasza Wspólnota, rodzina i przyjaciele. Powinniśmy również prosić naszego Ojca w niebie o pomoc w rozpoznaniu naszych talentów;
po drugie, musimy być gotowi poświęcać czas i wysiłek na rozwijanie talentu, na którym nam zależy;
po trzecie, musimy mieć wiarę w to, że nasz Ojciec Niebieski pomoże nam i musimy mieć wiarę w siebie;
po czwarte, musimy zdobyć umiejętności, które są nam potrzebne, aby rozwijać nasze talenty. Możemy to robić, chodząc na spotkania, prosząc przyjaciół o nauczanie nas lub czytając książki;
po piąte, musimy ćwiczyć nasz talent. Rozwijanie każdego talentu wymaga wysiłku i pracy. Osiągnięcie mistrzostwa w danym talencie musi być wypracowywane;
po szóste, musimy dzielić się naszymi talentami z innymi. Kiedy wykorzystujemy nasze talenty, rozwijamy je (zob. Mt 25, 29). Wszystkie te kroki są łatwiejsze, jeśli modlimy się i szukamy pomocy Pana. On chce, żebyśmy rozwijali nasze talenty, a On nam w tym pomoże. W jaki sposób możemy rozwijać talenty pomimo naszych niedoskonałości? Ponieważ jesteśmy śmiertelni i znajdujemy się w upadłym stanie, mamy słabości. Z pomocą Pana możemy pokonać nasze słabości i naszą upadłą naturę. Beethoven skomponował swoją najlepszą muzykę po tym, jak ogłuchł. Enoch przezwyciężył swoją powolność w mowie i stał się wielkim nauczycielem (zob. Wj 6, 26–47). Niektórzy wielcy sportowcy musieli pokonać swoje ułomności, zanim udało im się rozwinąć swoje talenty. Shelly Mann była tego przykładem. „W wieku pięciu lat zapadła na chorobę Heinego-Medina. […] Rodzice zabierali ją każdego dnia na pływalnię z nadzieją, że tam woda pomoże jej w utrzymaniu rąk w górze, w miarę jak ponownie starała się ich używać. Kiedy o własnych siłach mogła podnieść ramię ponad poziom wody płakała z radości. Potem jej celem było przepłynięcie basenu wszerz, potem wzdłuż, a następnie kilka razy wzdłuż. Ciągle próbowała, pływała, wytrzymywała, dzień po dniu, aż zdobyła złoty medal [olimpijski] za styl motylkowy – jeden z najtrudniejszych stylów pływackich”
(Marvin J. Ashton, w: Conference Report, kwiecień 1975). Heber J. Grant pokonał wiele swoich słabości i obrócił je w talenty. Jego mottem były te słowa: „To, co robimy z wytrwałością, staje się dla nas łatwiejsze, nie dlatego, że sama natura tej rzeczy się zmienia, ale ponieważ wzrasta nasza moc czynienia jej”. Również dziecko nie chowa prezentu do szafy, ale go rozpakowuje. Swoiście „puszcza go w obieg”. Przygląda się, kontempluje, cieszy się z niego i nim żyje. „Talent życia” mieni się więc różnymi barwami – jasnymi i ciemnymi. Trzeba nam jednak starać się, by w każdej sytuacji życiowej naszej Wspólnoty Krwi Chrystusa rozpoznawać jako niezmiennie najcenniejszy dar. To zadanie na całe życie. Oczywiście, przy fundamentalnym założeniu, ugruntowanym w objawieniu i wierze, że nasze osobowe życie dopiero w wieczności odsłoni się w całym swoim pięknie i bogactwie. Przypowieścią o talentach Bóg Ojciec chce nam uświadomić jak bezcennym darem jesteśmy i jak olśniewające dobro – olśniewający talent mamy w sobie. Niestety, z różnych przyczyn nie jest to dla nas tak oczywiste i trudno nam nieraz dostrzec w sobie ów talent. Choćby dlatego, że życie na ziemi różnie smakuje. Bywa słodkie i wtedy czujemy wiatr w żaglach. Bywa jednak i gorzkie. Czasami wręcz wydaje nam się, że nie ma sensu i wtedy trudno dostrzec w nim cud i dar. Jeśli zatem każdy człowiek otrzymuje od Boga jeden talent i jeśli jeden talent to tak dużo szlachetnego kruszcu, to nikt nie ma prawa twierdzić, że dostał od Boga za mało albo mało w porównaniu z innymi. Podstawowy problem człowieka nie polega na tym, ile otrzymał talentów – jeden czy kilka – ale czy rozpoznał wartość owego jednego, niejako podstawowego talentu. Jeśli jest to także nasz problem, warto odpowiedzieć sobie w tym kontekście na kilka podstawowych pytań: Co dotąd czyniłem z bezcennym talentem swojego życia? Co czynię z nim obecnie? Jak przyjmuję moje osobowe istnienie? Czy cenię je, czy wręcz przeciwnie? Co dzieje się we mnie, gdy uświadamiam sobie skalę obdarowania ukrytą w jednym talencie? Jakim jestem – ja, człowiek, osoba, we wspólnocie, w rodzinie? Jak często wzbiera w mym sercu radość bycia członkiem WSPÓLNOTY KRWI CHRYSTUSA? Czy doceniam otrzymane talenty – drogocenne dary mojego życia? Jak postrzegam dary życia moich bliźnich we Wspólnocie? Jakie znasz przykłady ludzi, których talenty zostały pomnożone dlatego, że mądrze z nich korzystali? Zastanówmy się, co robisz ze swoim specyficzny talentem otrzymanym od Boga. Czy je odkrywasz, rozwijasz? Cieszysz się nimi, dziękujesz za nie Bogu? W wieczornej modlitwie poproś o umiejętność rozwijania swoich talentów i dzielenia się nimi.
Lucyna Witek
Grudzień
ŚWIADCZYĆ PRZYKŁADEM ŻYCIA.
Jako chrześcijanie, jesteśmy zaproszeni przez Chrystusa, aby być Jego świadkami w świecie. W Piśmie Świętym znajdziemy wiele fragmentów o tym mówiących. Oto jeden z nich: „(…) ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1, 8). Kolejny fragment: „Wy jesteście światłem świata, nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 14–16). Czyli Jezus mówi: „aby widzieli wasze życie”. Mamy świadczyć życiem. Ma nas być widać i inni mają, widząc nas, „chwalić Ojca naszego, który jest w niebie”. Dlaczego przykład życia jest tak ważny? Jest takie łacińskie przysłowie: „Słowa uczą, przykłady pociągają”. Papież Paweł VI w adhortacji „Evangelii Nuntiandi” zawarł znamienne słowa: „Człowiek naszych czasów chętniej słucha świadków, aniżeli nauczycieli, a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami”. Jeden z księży opowiadał na kazaniu, że przyszła do niego pewna kobieta i spytała: „Proszę księdza, jak mam kazać wnukom, żeby chodzili do kościoła?”. Zabawna była jego odpowiedź: „Nie kazać, ale po-kazać!”. I mówił dalej: „Jeśli osioł nie chce pić, co zrobić, żeby pił? Trzeba przyprowadzić drugiego osła, który pije, i tamten też zacznie pić”. No właśnie! Trzeba własnym życiem pokazać, że chrześcijaństwo jest atrakcyjne, że Bóg jest miłością. Papież Franciszek powiedział niedawno: „Trzeba o Bogu mówić życiem. Boję się ludzi, którzy dużo mówią, a mało robią… bo Boga można przekazać tylko przykładem życia”. Dlatego Jezus wysyłał apostołów po dwóch, aby własnym życiem pomiędzy nimi ukazywali miłość Boga. Tak jak Jezus doświadczył miłości w relacji do Ojca, tak teraz przekazywał to doświadczenie swoim apostołom. Pewna osoba chora na raka wyznała kapłanowi: „Lubię księdza słuchać, budzi ksiądz we mnie myśli o Bogu. Ale kiedy Siostra Pascale pielęgnuje mnie, wtedy czuję, że Bóg mnie kocha” (AndreSave, Homilie niedzielne, 1999). Mamy świadczyć o Bogu miłością wzajemną w naszych wspólnotach. W pierwotnym Kościele mówiono o chrześcijanach: „Patrzcie, jak oni się miłują”. To było i jest pociągające dla innych. Bo w gruncie rzeczy, w głębi serca każdy człowiek tęskni za miłością, której nie jest w stanie się oprzeć. I nie ma znaczenia, wierzący czy niewierzący. Tak naprawdę to miłość pociąga ludzi, nic innego. To z miłości ostatecznie człowiek potrafi się poświęcić dla drugiego, oddać za niego życie. To nie pieniądz rządzi światem, lecz miłość. „Jam zwyciężył świat” – mówi Jezus Miłość. Wiemy, jak ważny jest przykład rodziców wobec dzieci. Można mówić dzieciom jak mają postępować, to jednak przykład życia rodziców ostatecznie wpłynie na ich późniejszy rozwój i decyzje życiowe. Św. Jan Paweł II wspomina o swoim ojcu, jak często widział go klęczącego na modlitwie… Podobnie ma się sprawa w relacji nauczyciel-uczeń. Jeśli jest rozdźwięk między słowami a czynami, przekaz jest o wiele słabszy. Także Jezus często wypominał faryzeuszom fałsz i obłudę. Zarzucał im, że „nakładają na ludzi ciężary wielkie i nie do uniesienia, a sami palcem ruszyć ich nie chcą” (Mt 23, 4). Jeśli chcemy, by nasze apostolstwo było owocne, stosujmy znaną zasadę misyjną: „Nie mówić o Bogu, dopóki nie pytają, ale żyć tak, aby pytali”. Bo my chętnie byśmy pouczali innych, ale czy sami to, co mówimy, stosujemy w swoim życiu? Jeżeli mówimy o świadectwie życia, to rozumiemy, że mamy świadczyć o Bogu, o wartościach nieprzemijających, uniwersalnych, o dobru, o miłości, o tym, co piękne, szlachetne, co buduje, co wychowuje do postawy bezinteresowności, ratowania, umacniania w wierze, nadziei i miłości chrześcijańskiej. Jeżeli człowiek tego nie posiada, to będzie głosił, ale tylko siebie. Albo będzie udawał, co nazywamy fałszem. Pięknie o istocie dawania świadectwa swoim życiem mówi św. Paweł w Hymnie o miłości: „Choćbym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący…. byłbym niczym” (1 Kor 13, 1–2). Mamy głosić słowem i przykładem życia, ale z miłością – nie puste, wyuczone na pamięć słowa, które upadają na ziemię, bez owocu. Mamy głosić z pokorą: „nie w mądrości słowa” (1 Kor, 1, 17), lecz w mocy Ducha Świętego. Mamy głosić z namaszczeniem albo w ogóle nie głosić, „by nie niweczyć Chrystusowego krzyża” (1 Kor 1, 17), by nie niweczyć Ewangelii. Jeden z misjonarzy w Afryce przez siedem lat budował studnie, pomagał mieszkańcom wioski, mieszkał w lepiance, a dopiero po siedmiu latach zaczął nauczać… Jezus przez trzydzieści lat „pozostawał w ukryciu”, a dopiero później zaczął głosić Ewangelię. Mamy być wiarygodnymi świadkami Ewangelii. Uczniowie głosili Chrystusa, bo byli Jego świadkami, widzieli Go zmartwychwstałego. Czy spotkałem się w swoim życiu osobiście z Chrystusem, czy tylko inni powiedzieli mi o Nim? Czy spotkałem Go osobiście w sakramentach świętych, w Słowie Bożym, w swoim własnym sercu? Czy usłyszałem choć raz w życiu ten niepowtarzalny, słodki, pełen czułości głos Boga? Kto choć raz spotkał Jezusa, nie może pozostać już taki sam. Spotkanie z Jezusem przemienia. I właśnie to mam głosić. Moje spotkanie z Chrystusem. Mam świadczyć o Nim. Mam głosić nie siebie, ale Jego. Ktoś kiedyś powiedział: „Twoje życie może być jedyną Biblią, którą ktoś przeczyta”. Dlatego tak ważne jest nasze świadectwo życia w codzienności, tam, gdzie żyjemy. Od naszej postawy zależy, jaki obraz Boga przedstawiamy tym, którzy na nas patrzą. Kochający Ojciec czy bezduszny Stworzyciel. Co jeszcze może nam pomóc, by świadczyć przykładem życia?
– to staranie się o życie w prawdzie, być wolnym od udawania;
– to staranie się o autentyczność, wiarygodność;
– mówić, jeśli trzeba, to, co przemyślane, przemodlone, co przynosi pożytek;
– dzielić się tym, co sam przeżyłem, własnym doświadczeniem, nie tylko tym, co przeczytałem;
– trzeba starać się o nieustanne dążenie do świętości, do poznawania coraz bardziej samego siebie, odkrywanie swojej niepowtarzalności, swoich talentów od Boga, bo one są prawdziwe.
ks. Ignacy Jakubiak CPPS
Styczeń
IDŹCIE JESTEŚCIE POSŁANI.
„A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: «Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!» Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: « Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty ». Na to odrzekł jednemu z nich: « Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? (…) Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” » (Mt 20, 8–15). Przypowieść o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1–16) obrazuje niezwykle trudną do pojęcia Boską sprawiedliwość. Winnica jest alegorią królestwa niebieskiego. Stwórca nie dzieli ludzi na lepszych i gorszych, tych, którym należy się więcej lub mniej. Wszystkim daje po równo – wszystkim daje zbawienie. Stwórca chce dla każdego dobrze i nie pozwoli na to, aby ktokolwiek ucierpiał przez jego decyzje. Tak samo tylko On ma prawo sądzić każdego człowieka i decydować o tym, co jest dobre, a co złe, co sprawiedliwe, a co niesprawiedliwe. To Bóg ustala zasady, ponieważ to do Niego należy królestwo niebieskie. Dlatego też to On wybierze kolejność sądzenia na sądzie ostatecznym, gdzie „ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”, zupełnie tak jak robotnicy, którzy stawili się po wypłatę w odwrotnej kolejności niż byli zatrudniani. Dlatego przyjmujmy z rąk zarządcy Kościoła, Jezusa Chrystusa, wszelkie błogosławieństwa i dary, będąc wdzięcznymi, że Bóg jest dobry i daje nam możliwość pracy w Jego winnicy jako apostołom lub posłanym (wysłannikom). Jezus, posyłając apostołów, nauczał ich co, jak i kiedy mają czynić, a czego nie powinni robić. Według Ewangelii św. Łukasza, Jezus posyła dwunastu uczniów – wyposażonych w „moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami oraz władzę leczenia chorób”, „aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych” (zob. Łk 9, 1–2). „Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: «Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego! Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: „Bliskie już jest królestwo niebieskie”. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski!»” (Mt 10, 5–10). Jako posłańców Jezus wyznaczył jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch uczniów i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki” (Łk 10, 2–3). Kiedy porównujemy obydwa teksty, ustalamy, że podobny jest cel posłania: głoszenie królestwa i uzdrawianie chorych, wskazują one na uniwersalizm misji uczniów, są oni posłani do wszystkich narodów, do całej ludzkości, ale też do owiec, które poginęły z domu Izraela (por. Mt 10, 5–6).A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i J a was posyłam». Od uczniów i Tomasza uczymy się, że wiara jest łaską, jest spotkaniem, posłaniem, by świadczyć o Jezusie. Na zakończenie Mszy Świętej kapłan mówi w imieniu Chrystusa „Idźmy w pokoju Chrystusa”, podkreślając w ten sposób, że mamy pójść i realizować to, co zostało rozpoczęte w liturgii Mszy Świętej, realizować Słowa Jezusa: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16, 15). Odnawiając i pogłębiając zadanie misyjne każdego ochrzczonego – idź i bądź apostołem, misjonarzem, idź i daj pokój Chrystusa innym. Jezus posyła wybranych uczniów w swoim imieniu tam, gdzie sam zamierza przyjść, a zadaniem ucznia jest odpowiedzieć na wezwanie Pana i utorować Mu drogę. Na mocy powszechnego apostolstwa te słowa dotyczą także nas. Wincenty Pallotti mówił, że każdy na mocy chrztu jest powołany do apostolstwa. Każdy może apostołować w taki sposób, na jaki pozwala mu sytuacja życiowa. To była jego idea powszechnego apostolstwa. Mawiał często: „Miłość Chrystusa przynagla nas”. Uczeń posłany przez Jezusa to człowiek pokoju, pokory i prostoty, to ten, kto darmo dzieli miłość, którą darmo otrzymał, to ten, który walczy o zbawienie dusz. Nie ma czasu, by czekać na potem, na wyjątkowy znak. Teraz jest najwyższy czas. Trzeba iść do tych, którzy są blisko ciebie, im głosić Ewangelię, ich kochać, ich zapraszać, by zobaczyli, jak dobry jest Bóg. Idźcie do tych, którzy są waszymi braćmi i siostrami. Każdy z nas ma wśród bliskich, znajomych takich, którzy mają nieszczęście zwątpić, doświadczyć niewiary, bólu, który prowadzi do zwątpienia. Pan Jezus do nas mówi „Ja ciebie tam posyłam”. Otoczmy modlitwą tych, którzy świadomie lub nieświadomie mówią, że Bóg jest im niepotrzebny. Módlmy się za tych naszych braci i siostry, którzy zwątpili, mówmy im o naszym świadectwie, o Bogu, o Jego miłości, o naszym nawróceniu, o uzdrowieniu, które Bóg daje nam, nie w dalekich krajach, ale – jak mówił św. Kasper del Bufalo – w naszych domach, u naszych bliskich, w naszej parafii. Dziękujmy za łaskę wiary, dziękujmy, że Bóg pozwala nam być tak blisko siebie. Mówmy im: „Idźcie i wy do mojej winnicy” (Mt 20, 4). Bóg jest w naszych gestach, w stosunku do drugiego człowieka. Należy się tylko rozejrzeć, by zauważyć tych, którzy są zagubieni, którzy pragną, mają nadzieję, pomóc im zrozumieć, wyciągnąć do nich rękę. Musimy odpowiedzieć Jezusowi na Jego posłanie – poznawać to, co powiedział, i to realizować wokół siebie. Bądźmy czcicielami, którzy pomagają ludziom zrozumieć istotę życia Słowem Życia. Wszyscy jesteśmy powołani i posłani, ale u siebie jest najtrudniej. Wokół nas jest takich wiele, tam jest nasza misja. Zacznij odkrywać w ludziach znękanych i porzuconych ziarenko wiary i przyprowadzać ich do Boga. Pan potrzebuje twojej wiary, twojego świadectwa. Jezus potrzebuje pomocników, potrzebuje tych, którzy w Jego imieniu i Jego mocą będą wprowadzać na ten świat rzeczywistość królestwa Bożego. Jezus powołuje każdego po imieniu, a więc posyła na misje konkretnych ludzi, których sam wybiera, obdarza ich różnymi talentami oraz łaską, i którym daje swoją władzę. Owi posłani mają naśladować Jezusa w Jego działalności, misji, mają być przedłużeniem tego, co On rozpoczął na tym świecie. Mają być przedłużeniem Jego rąk i nóg – iść tam, gdzie inni nie mogą lub nie chcą, mają również dzielić się darmo i z hojnością tym, co otrzymali – osobistymi darami i charyzmatami, mocą i mądrością, miłością i nadzieją, radością i pokojem. (1 Kor 12, 4–10; Ef 4, 11). Jako członkowie Wspólnoty Krwi Chrystusa „Jesteśmy posłami Boga” (2 Kor 5, 20), On nas wybrał, abyśmy szli i owoc przynosili (J 15, 16). Bądźmy gotowi pójść tam, gdzie nas poprowadzi, pokażmy, że żyjemy zgodnie z Ewangelią. Nieważne, jaką rolę pełnimy w społeczeństwie, jesteśmy posłani, by robić, by szerzyć orędzie Ewangelii, by bronić moralności rodziny, przeciwstawiać się współczesnej wizji świata opartej na relatywizmie i sekularyzmie, służyć pogłębianiu wiary i jej obrony. Słowo Życia posyła mnie do ludzi, do członków WKC, sąsiadów, koleżanek i kolegów z pracy, znajomych. Staram się żyć tak, by wypełniać przesłanie, jakie wynika z treści Słowa Bożego. Słowo Boże nas posyła, byśmy „Każdy dzień wyzyskiwali na zbieranie uczynków drobnych” (ks. Aleksander Zienkiewicz, rektor seminarium we Wrocławiu). Każdy jest powołany do bycia świętym, ale byłoby szkoda, gdyby świętość uważana była jedynie za ozdobę w doświadczeniu religijnym człowieka. Droga do świętości wymaga daru od siebie i z siebie. To, że jestem animatorem, to nie jest moja winnica na zawsze, to Boża winnica, a ja jestem tylko przekazicielem intencji Boga. Tam jest moja winnica, gdzie Bóg mnie pośle. Dróg świętości odpowiednich dla każdego jest wiele, jedynych i niepowtarzalnych, bo wprowadzają je w życie ludzie różni, wyjątkowi i niepowtarzalni. Chrześcijanin musi odważnie przyjąć tę odpowiedzialność i przejść od wezwania do wielkodusznej odpowiedzi. Nie musimy być doskonali, ale służyć tym, co mamy i tak, jak potrafimy najlepiej. Św. Kasper del Bufalo w jednym ze swoich kazań mówił: „Doskonałość polega nie na dokonywaniu wielkich rzeczy, lecz na dokładnym wypełnianiu woli Bożej. Musimy iść każdą drogą, jaką z miłości wybrał nam Bóg. Będzie ona może prosta lub kamienista, sucha albo w błocie. Jeśli wszystkie codzienne zajęcia spełnimy dobrze, to postępujemy naprzód i zasługujemy, aby otrzymać większe łaski. Szczególną pomoc otrzymujemy wtedy, jeśli każde zadanie spełniamy tak doskonale, jak byśmy nic innego nie mieli do wykonania. Powinniśmy zawsze pamiętać, że Bóg jest obecny. On jest nam bliski jako Pan i jako Ojciec, który nas kocha”. „Dziś świat potrzebuje naszej pełnej wiary, dzięki której możemy czynić wielkie rzeczy i zdumiewające cuda” (ks. Dolindo-Ruotolo). Nawet kiedy nasza praca wydaje się nam niepotrzebna i nieużyteczna, przypomnijmy sobie, jak apostołowie całą noc łowili ryby i niczego nie złowili. Ale rozpacz niepotrzebnej pracy i ich bezsenna noc zakończyła się cudem (J 21, 1–6). Nie poddawajmy się. Wiarą należy się dzielić. Jezus potrzebuje nas, byśmy świadczyli swoim życiem wszędzie tam, gdzie cierpi człowiek, by mu pomóc budować wiarę w jedności i pokorze. Bóg nie stawia przed nami zadań ponad nasze siły, to on sprawia, że niemożliwe staje się możliwe. Posyła nas do tych, którzy pragną odnaleźć głębszy sens życia, czują się nieszczęśliwi, którzy zeszli z obranej niegdyś drogi, do tych, którzy czują się zagubieni w życiu i kluczą krętą ścieżką. Przygotowując materiały do napisania tematu, znalazłam plakat zrobiony przez jedną z sióstr na skupieniu WKC, na którym jest napisane :
Zatrudnię od zaraz!
Budowniczych – pokoju!
Burzycieli – smutku!
Roznosicieli – radości!
Siewców – dobroci!
Apostołów – miłości!
Świadków – wiary!
Poszukiwaczy – jedności!
Miejsce pracy – cały świat
Płacę życiem wiecznym
Jezus z Nazaretu
Pomyślałam, że wstępując do Wspólnoty Krwi Chrystusa, to Bóg mnie wybrał, bym tak właśnie czyniła. Postawił przede mną zadania, które mogłam wykonać. Staram się odpowiedzieć Bogu, jak w pieśni: „Jeżeli to Twój głos, mój Boże, Jeśli to do mnie wołasz donośnie, bym szedł, Jeśli to na mnie czekają łany zboża, Oto jestem, poślij mnie. Do ludzi obojętnych, na pracę bez nagrody, Oto jestem, poślij mnie. Do ludzi obojętnych, na pracę bez nagrody, Oto jestem, poślij mnie. Przywracać zdrowie chorym, dać światło niewidomym, Oto jestem, poślij mnie. Jak owce między wilki, na wartę z Panem świata, Oto jestem, poślij mnie. Na żniwo Twojej łaski, by plony zebrać spore, Oto jestem, poślij mnie. Nieść Ciebie wszystkim ludziom, czy w porę, czy nie w porę, Oto jestem, poślij mnie. Głosić po całej ziemi dobrej nowiny słowo Żeś zmartwychwstał – poślij mnie”. Każdy, kto otworzy się na naukę Jezusa i przyjmie Go, otrzymuje w prezencie wielki skarb – Boże królestwo. Wtedy Jezus sam przychodzi do niego, aby u niego przebywać, aby dokonać cudu nawrócenia, uzdrowienia, odnowienia całej jego egzystencji, wszystko uczynić nowym. Na ile otworzymy się na łaskę, na głoszone Słowo, tyle otrzymamy. Jezus, poprzez przykłady w Piśmie Świętym, chce dać nam wszystko, wszystko, co przyczyni się do wzrostu Jego królestwa w nas i poprzez nas. Miejmy odwagę uczniów Jezusa. Jezus poszukuje wśród ludzi tych, którzy będą głosić i żyć Jego Słowem, które ma nas zbawić. Poszukiwany staje się inny i pragnie przemiany, wolności od grzechu, która uwalnia z więzów i przezwycięża przyczyny. Konstytucja soborowa „Gaudium et spes” stanowi dokument wyjaśniający misję posługiwania w świecie. Według niej osoba świecka pełni misję
a) kapłańską (KK 34, 11) – daje świadectwo poprzez życie będące ofiarą dla Boga i braci;
b) prorocką (KK 35, 12) – poprzez świadectwo wiary w strukturach życia świeckiego, zwłaszcza w małżeństwie i rodzinie;
c) królewską (KK 36) – poprzez swoje zaangażowanie w szerzenie królestwa Bożego.
Może i dziś Jezus puka do twojego serca, stawia ci na drodze uczniów? Każe szukać tego, czego nam potrzeba w dzisiejszym życiu duchowym? Kościół musi mieć takich ludzi, którzy dotrą do serc osób wrogo nastawionych. Wydaje się, że Kościół ściga się w ten sposób ze światem, by pośród rozmaitych pesymistycznych wizji dać nadzieję. Czasy współczesne serwują nam mnóstwo przemian społecznych, skrajnych postaw, podziałów wśród ludzi. Tego nie można zatrzymać. Ludzie wierzący mają misję, aby troszczyć się o wspólnotę Kościoła i każdy może to czynić, dając przykład życia wiarą. Nawet prosty znak krzyża przed posiłkiem czy na ulicy w pobliżu kościoła może być nienachalnym świadectwem, którego nie sposób zagłuszyć.
Panie żniwa, wypraw robotników na swoje żniwo, a tych, których wybierzesz i wyprawisz, umocnij, by szli odważnie, bogaci w Twoje Słowo, a nie w ludzkie środki; wielkoduszni i ofiarni nawet wobec tych, którzy nie będą chcieli ich słuchać, odważni nawet w konfrontacji, w której po ludzku nie mają szans. Jak owce – na wzór jedynego Baranka.
Teresa Kujawska
Luty
JAK BYĆ PRZEDŁUŻENIEM RĄK I NÓG JEZUSA.
Po II wojnie światowej amerykańscy żołnierze pomagali w pewnej niemieckiej wiosce usuwać gruzy rozbitych domów. Przyszli także do kościoła. Kiedy doprowadzili go do porządku, poskładali również kawałki rozbitej figury Chrystusa i postawili ją na ołtarzu. Była jak nowa. Nie miała jednak rąk… Nie mogli ich odnaleźć w gruzach. Wtedy ktoś umieścił przy nogach Zbawiciela tabliczkę z napisem: „Nie mam innych rąk, oprócz waszych”. Gdzie te ręce czcicieli Krwi Chrystusa mają pomagać? W jaki sposób mają być rękami Chrystusa? Nasz Pan Jezus Chrystus werbował sobie zwolenników w dziwny sposób, jak nikt inny na świecie. Mówił: „Jeśli kto chce iść za Mną niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24); „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi” (Mk 16, 24). Można by rzec, iż jest to wezwanie tylko dla wybranych, powołanych do konkretnej służby Bogu w Kościele. Taka interpretacja tych ewangelicznych wezwań jest błędem. Pedagogia Jezusa nieustannie nas zaskakuje. Słowami: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”, Jezus zachęca nas do tego, abyśmy stali się przedłużeniem Jego rąk i nóg; abyśmy mówiąc: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”, stali się apostołami Jego Krwi przelanej dla naszego zbawienia. Jest to wychowawcza inicjatywa naszego Pana, uwzględniająca nasze cechy, predyspozycje, zdolności i sytuacje życiowe danej chwili. Każde wezwanie Jezusa, każde odczytanie Jego Ewangelii jest bardzo personalistyczne, skierowane tylko do jednej osoby – do Ciebie lub do mnie. A zatem powinniśmy być świadomi naszego powołania do bycia „przedłużeniem rąk i nóg Jezusa”. Jezus powołał nas do Rodziny Krwi Chrystusa. W tej Rodzinie i we Wspólnocie Krwi Chrystusa nie jesteśmy tylko zgromadzeniem pobożnych i religijnych osób. We wspólnocie WKC Jezus potrzebuje rąk, nóg, rozumu, chęci i działania konkretnej osoby, za którą przelał swoją Krew. A zatem jak mam dać Jezusowi moje ręce, nogi, intelekt, inteligencję, charyzmaty, zdolności, talenty, pragnienia, marzenia i działania; aby się nie zagubić na drogach swojej rzeczywistości? Duchowość Krwi Chrystusa wzywa nas do życia apostolskiego na miarę realizowanego powołania i łaski stanu. Każdy z nas ma swoje obowiązki stanu. Jesteśmy kobietami i mężczyznami, matkami i ojcami, siostrami i braćmi zakonnymi, kapłanami, dziećmi swoich rodziców (czasami chorych, zniedołężniałych i samotnych). Obowiązki stanu powinny być dla każdego z nas najważniejsze. Co to znaczy? Litera „A” jest pierwszą literą alfabetu. Dlatego „czynności A” to są czynności, które świadczą o mnie i tych, których nikt za mnie nie może wykonywać. Chrystus powołał każdego z nas do konkretnych działań i w ewangelicznej perykopie o miłosiernym Samarytaninie pokazał nam jak można pogubić się w hierarchii własnych zaangażowani i własnej pobożności – nawet jeśli jest ona pobożnością i religijnością Krwi Chrystusa. Ci, którzy szli do Jerycha: kapłan, lewita, mieli swoje obowiązki stanu, czyli „czynności A”. Kapłan i lewita (człowiek wykonujący niższe posługi w świątyni) z racji znajomości praw religijnych powinni przyjść z pomocą rannemu. Żydowskie prawo rytualne zabraniało kapłanowi dotykać zmarłego, plamić rąk krwią. Obydwaj ściśle przestrzegają rytualnych zakazów religijnych, ale zapominają o najważniejszym nakazie – miłosierdzia i miłości bliźniego. Chcą dobrze służyć Bogu, jednak czynią to w sposób mechaniczny, zgodnie z literą Prawa, nie rozróżniając wagi spraw. Dobro bliźniego powinno się okazać ważniejsze. W języku starotestamentowym „bliźni” (po hebrajsku „rēa”) to nie tylko każdy człowiek, ale ten, który przynależy do ludu. Z pewnością kapłan i lewita przynależeli do niego – do Narodu Wybranego. A zatem żaden z nich nie powiedziałby, że Samarytanin jest jego bliźnim. Dzisiaj, tak jak kiedyś, Jezus angażuje nas i zadaje pytanie: „któryż z tych trzech – kapłan, lewita czy Samarytanin – był bliźnim tego ciężko rannego człowieka. W tekście ewangelicznym uczony w Prawie, by nie powiedzieć tego, co wydawało się oczywiste, ale było dla niego nie do pomyślenia – Samarytanin – ucieka się do obejścia: „Ten, który mu okazał miłosierdzie”. Jakie jest zatem miłosierdzie czciciela Krwi Chrystusa w jego konkretnych obowiązkach stanu? Jakie są jego „czynności A”? Jezus ostrzega nas – czcicieli Krwi Chrystusa – przed postawą tego ewangelicznego kapłana i lewity. Jezus wzywa nas do postawy równowagi pomiędzy pobożnością i religijnością, a obowiązkami stanu tzw. „czynnościami A”. W swojej pedagogii Jezus ostrzega nas przed pobożnością, w której zapominamy o mężu, żonie, dzieciach, rodzicach, wspólnotach zakonnych, gdzie w zwyczajności posług poprzez gotowanie, pranie, sprzątanie, prasowanie, zakupy też ofiarujemy Ojcu Przenajdroższą Krew Jezusa Chrystusa. W tym, co zwyczajne („zwyczajne” samo się nie zrobi, a czasem jest heroizmem życia), Jezus potrzebuje naszych rąk i naszych nóg, także do zwykłej codzienności. Rzeczywistości naszego życia, osoby najbliższe to są ci pobici, ograbieni, zranieni spod Jerycha, którym powinniśmy służyć na pierwszym miejscu. Pomiędzy posługami – „czynnościami A” a naszymi praktykami religijnymi – należy zachować wewnętrzną i zewnętrzną równowagę. Jedno drugiemu nie powinno przeszkadzać lub irytować najpierw nas samych, a potem tych, którzy żyją „obok nas”. Są to dwie kompatybilne rzeczywistości: dane i zadane nam przez Boga, dla naszego uświęcenia, które się wzajemnie uzupełniają. Dlatego powinny się one wzajemnie wspierać i inspirować nas do działań apostolskich, abyśmy mogli być przedłużeniem rąk i nóg Jezusa. JAK BYĆ przedłużeniem rąk i nóg Jezusa? Miłość miłosierna musi być widoczna i namacalna. Miłość miłosierna wzywa do podjęcia konkretnych działań, które pomogą zaradzić szczególnym potrzebom innych. Nasze „małe” wspólnoty Krwi Chrystusa są zatem posłane do głoszenia mocy Krwi Chrystusa w konkretnych czynach apostolskich. Dlatego też, po przedstawieniu przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, Jezus pyta swojego rozmówcę: „Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie»”. Przypowieść Jezusa jest prowokująca: w praktyce, kto był tym, „który mu okazał miłosierdzie”? Oczywiście, Samarytanin był prawdziwym bliźnim owego człowieka, ale był nim także gospodarz. To on przez wiele dni zajmował się leczeniem ran, aż do momentu, gdy się zagoiły, był odpowiedzialny za opiekę nad nim, gdy było to konieczne lub za przygotowywanie jedzenia, które byłoby dla niego apetyczne i pomogło mu odzyskać siły. Wszystko to bez bycia protagonistą, służąc w ukryciu. Jak wskazuje papież Franciszek, „miłość nie może być przecież abstrakcyjnym słowem. Z samej swej natury jest ona konkretnym życiem: to intencje, zachowania, postawy, które przyjmuje się w codzienności” („Misericordiaevultus”, 9). Idąc za myślą papieża Franciszka, musimy zadać sobie pytanie: Jaką wartość mają nasze praktyki religijne (uczestnictwo we Mszy Świętej, odmawiane różańce, koronki, litanie, adoracje i procesje), jeśli ktoś z rodziny lub ze Wspólnoty, do której należymy; godzinami, dniami i latami czeka na twój telefon, spotkanie, dobre słowo, pochwałę lub konkretną pomoc? Gdzie są wtedy „we mnie” ręce i nogi Chrystusa? Pytanie Jezusa jest „prowokujące i wychowujące”. Wobec otaczających nas osób każdy z nas może przyjąć postawę kapłana, lewity albo miłosiernego Samarytanina z przypowieści. Nie bójmy się wyciągać miłosiernej ręki do potrzebujących – ale najpierw do naszych najbliższych, pamiętając, że my sami dostępujemy miłosierdzia z rąk Boga. Papież Benedykt XVI mówił że „Aktualność tej przypowieści jest oczywista (…). A zatem czy wokół nas samych nie widzimy ludzi złupionych i rozbitych? Wszystko to nie może nam być obojętne i stanowi dla nas wezwanie do tego, żeby mieć oko i serce bliźniego, a także odwagę pokazywania miłości” („Jezus z Nazaretu. Od chrztu w Jordanie do Przemienienia”, wyd. M, Kraków 2007, 171–172). Duchowość Krwi Chrystusa nie jest rzeczywistością zamkniętą samą w sobie. Skoro Jezus „bezwarunkowo” przelał swoją Krew dla zbawienia wszystkich, to w tym akcie obdarował nas duchowością apostolską, która uzdalnia nas do wyjścia „ku drogiemu bliźniemu”. Doświadczenie daru miłości miłosiernej nie można zatrzymać tylko dla siebie. Posługę apostolską „przedłużenia rąk i nóg Jezusa” najpierw realizujemy w kręgu najbliższych, tych, z którymi tworzymy wspólnotę więzów krwi, wspólnotę powołania, wspólnotę celu, wspólnotę dachu, wspólnotę łoża, wspólnotę materialną, wspólnotę modlitwy. Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże, został posłany do kochania, przebaczania i posługi Caritas na wzór Jezusa Chrystusa. Powołując do życia, Bóg nakłada na nas odpowiedzialność, ponieważ wie, że jest ona związana z naszą naturą, z tym, że nosimy w sobie serce, które jest stworzone do miłości; miłość to znaczy „życie dla”. Jeśli Bóg stwarza w nas serce do „życia dla”, to właśnie to „życie dla” najlepiej się przejawia w tym, jeśli my czujemy się za kogoś odpowiedzialni, jeśli jego życie, zdrowie, samopoczucie, rozwój duchowy, zbawienie jest w naszych myślach i naszym sercu. „Żyć dla” jest wpisane w naturę człowieka również dlatego, aby człowiek, żyjąc dla kogoś i będąc za innych odpowiedzialnym, cieszył się samym życiem, cieszył się sobą. Realizując zatem zamysł Boży – „życie dla” – stajemy się dla bliźniego jako przedłużone ręce i nogi Jezusa Chrystusa. Nasze „życie dla” ma swoje korzenie w Bogu. Jezus przyszedł na świat dla człowieka i pochylał się nad każdym człowiekiem, którego spotykał, niezależnie od jego biedy materialnej czy duchowej. Mimo że nie zawsze od razu zaspakajał jego potrzeby i nie od razu spełniał konkretne prośby wszystkich, każdy zawsze odchodził od Jezusa z poczuciem, że została mu odkryta, oddana i podkreślona godność jako człowieka, jako dziecka Bożego. Dlatego o tej godności nigdy nie możemy zapomnieć. Człowiek jest jednością ciała i duszy. Podział na ciało i duszę będzie nas interesował ponieważ, pochylając się nad człowiekiem potrzebującym, nie możemy stracić z oczu żadnego z tych dwóch elementów. Oznacza to, że nie możemy iść z posługą caritas tylko do ciała człowieka lub tylko do jego duszy, w obu tych sferach musimy dostrzec jego biedę i potrzeby, z obu tych sfer płynie jego wołanie o pomoc mocy Krwi Chrystusa. Aby stać się przedłużeniem rąk i nóg Jezusa, trzeba zbliżyć się do człowieka, poznać go, udzielić mu pomocy, obdarować miłością. Na tej drodze warto uczynić co najmniej cztery kroki: zrozumienie, współczucie, gościnność, czułość. Pierwszy krok to zrozumienie. We wspólnocie codziennego życia i w WKC najpierw musimy BLIŹNIEGO zrozumieć, wysłuchać, sprawdzić, co ma nam do powiedzenia, posłuchać jego opowieści o nim samym, o jego życiu (każdy człowiek ma swoją historię życia). Chodzi o to, żebyśmy go zrozumieli, kim jest, czego potrzebuje, czego od nas chce, a czego nie. To słuchanie jest bardzo trudne, nawet trudniejsze od samej posługi, której chcielibyśmy mu udzielić. Czasami zdarza się, że nasza pomoc jest odrzucona, niezrozumiana, gdyż jest udzielana bez wcześniejszego wsłuchania się w jego potrzeby. Dzieje się tak dlatego, że człowiek, który potrzebuje pomocy, nie był zrozumiany lub był źle zrozumiany. Postawy słuchania uczy nas Jezus. On słucha tych, którzy przychodzą do Niego, którzy zadają pytania. On na modlitwie słucha swego Ojca. Drugi krok to współczucie. Wychodząc z pomocą do drugiego człowieka, musimy zrobić i postawić kolejny krok, którym jest współczucie. Jest ono nam potrzebne nie tylko po to, żeby otworzyć umysł, poznać drugiego człowieka i go zrozumieć, ale także po to, żeby umieć przed nim otworzyć swoje serce, żeby być dla niego człowiekiem i potraktować go jako człowieka, który ma swoje odczucia, swoje lęki, swoje łzy. Dlatego dobrze jest prosić Boga o właściwe współczucie, czyli o współcierpienie z kimś, o umiejętność wczucia się w jego cierpienie. Jeśli ktoś nie umie być współczujący, to może robić wielkie dzieła, ale ludzie będą się od niego odsuwać, ponieważ nie będą czuli serca. Współczucie jest potrzebne, żeby ludzie, którym chcemy pomagać, czuli, że zbliża się do nich człowiek taki jak oni, a nie instytucja ani jakiś urzędnik, ale właśnie człowiek współczujący. Postawy współczucia uczy nas Jezus. On współczuje wdowie, której syn umarł; współczuje trędowatym i chorym. Trzeci krok to gościnność. Zanim pójdziemy do osób potrzebujących, zapytajmy siebie, czy potrafimy być gościnni gościnni w naszym domu, gościnni w naszej WKC. Zadajmy sobie pytanie: Czy umiem się dzielić tym, co mam (dobra materialne i duchowe)?, Czy umiem zaprosić i wpuścić do swojego życia i do swojej wspólnoty innych ludzi? Gościnność to nie jest tylko wspólne siedzenie przy stole, ale to wszelkiego rodzaju otwarcie się na innych, życzliwe zainteresowanie innymi i gotowość podzielenia się tym, co się ma. Gościnność nie jest cechą tylko ludzką, ale pochodzi od Boga, dlatego możemy się modlić, abyśmy byli tymi, którzy innych zapraszają do swojego życia i potrafią się z nimi dzielić, także przy stole. Gościnność jest piękną cechą. Czwarty krok to czułość. Papież Franciszek od początku swojego pontyfikatu otwiera nas na czułość Boga, którą ukazuje w katechezach środowych audiencji. Idąc w kierunku potrzebującego nas człowieka, powinniśmy okazać mu czułość. Cechy tej możemy się uczyć od Chrystusa, który z wielką czułością rozmawiał z wieloma ludźmi potrzebującymi, biednymi, chorymi, tymi, którzy cierpią. Chrystus pokazywał nie tylko, że jest skuteczny w pomaganiu, ale że wychodzi do nich zawsze z wielką życzliwością i ciepłym sercem, że jest dla nich bardzo czuły i delikatny. My musimy się tej czułości uczyć zarówno od Jezusa, jak i od naszych świętych: Kaspra del Bufalo, Marii De Mattias, sługi Bożego Jana Merliniego i służebnicy Bożej Serafiny Cinque ASC, którzy mieli dla potrzebujących nie tylko coś do zjedzenia czy do okrycia się, ale mieli także uśmiech, dobre słowo i delikatność w dotykaniu ich cierpienia. „Nasi” święci uczą nas jak zbierać Krople Krwi w codzienności życia, jak kochać najbliższych, jak iść na peryferia życia, czyli jak być przedłużeniem rąk i nóg Jezusa. Dlatego, zanim wyjdziesz do innych ludzi jako przedłużenie rąk i nóg Jezusa, warto, żebyś nauczył się od Jezusa czułości i prosił na modlitwie o umiejętność bycia czułym i delikatnym. Podsumowanie – Résumé Miłość miłosierna realizowana w posłudze modlitwy i konkretnego czynu, jest przedłużeniem rąk i nóg Jezusa – jest pochyleniem się nad każdym ludzkim nieszczęściem i nędzą. Nauka wynikająca z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie jest zawsze aktualna. Osoba, która niesie pomoc innym, pomaga Chrystusowi – staje się Jego rękoma, nogami, ustami – najpierw w kręgu najbliższych sobie osób, a następnie w kręgu wspólnoty wiary – we Wspólnocie Krwi Chrystusa.
s. Gabriela Janikula ASC
Marzec
JESTEŚMY ZNAKIEM POKOJU I POJEDNANIA.
I. Żeby być, trzeba najpierw mieć. Nie, nie, nie, nie przekręciłem szekspirowskiej myśli: „Być albo nie być, oto jest pytanie”. Nie jestem także zwolennikiem materialistycznej wizji świata, w której podmiotowość człowieka uzależniona jest od posiadania materialnych dóbr. Celowo, i mam nadzieję w pozytywny sposób, pragnę cię zachęcić do odkrywania czegoś nowego, inspirującego. Tak, wiem, trochę to brzmi przewrotnie, ale w dalszej części naszej katechezy mam nadzieję to wyjaśnić, by nie zostawiać żadnych wątpliwości. Człowiek, który ma w siebie Boży pokój, będzie zdolny do pojednania. Żeby być człowiekiem pokoju, najpierw trzeba mieć pokój. Rzeczą oczywistą jest, że nie ma takich ludzi na świecie, którzy umieliby osiągnąć to własnymi siłami. Najwięksi mistycy, duchowi przewodnicy, autentyczni świadkowie Ewangelii, wzory pasterskiej posługi, święci zakonnicy i zakonnice, pasterscy kapłani czy niezwykle miłujący się małżonkowie i rodzice, zawsze czerpali z Boga, Ewangelii, sakramentów, w pokornej modlitwie stając przed Bogiem. W ten sposób stają się robotnikami w winnicy Pańskiej. Spróbujmy i my zobaczyć, czy jest to możliwe również w naszym życiu. Nasz świat, w którym żyjemy, poruszamy się, potrzebuje świadków, nie nauczycieli. W kontekście wiary mam nadzieję, że dobrze to rozumiemy. Nie chodzi mi o usuwanie zawodu nauczyciela ze szkół, ze studiów czy tym podobnych rzeczy. W naszej formacji ducha chcemy uczyć się być prawdziwymi świadkami, to znaczy apostołami dzisiaj, to znaczy tymi, którzy żyją Ewangelią, po których widać, że ten człowiek żyje Słowem Życia. Co ma robić robotnik winnicy Pańskiej, by być znakiem pokoju i w dalszej konsekwencji znakiem pojednania?
II. Zanim odpowiemy na to pytanie najpierw prześledźmy Ewangelię o robotnikach winnicy Pańskiej (Mt 20, 1–16). Na pierwszy plan wysuwa się tutaj winnica, jako miejsce, gdzie ziemia wydaje smaczne owoce, winogrona. Ale żeby winnica przyniosła owoc, musi być zadbana, pielęgnowana, nawożona, potrzebny jest deszcz, a także dużo słońca. Winnica to także ten biblijny obraz, który mówi o wysiłku ludzkim, o pracy rąk ludzkich, bo przecież samo z siebie nie urośnie urodzajnie, tylko dziko, z kwaśnymi owocami. W następnej kolejności mamy właściciela winnicy, który przyjmuje ludzi do pracy w rożnych godzinach dnia. Są robotnicy godziny porannej, następnie robotnicy godziny przedpołudniowej, dalej ci, którzy koło południa stali w tym miejscu, gdzie zatrudnia się ludzi. Po południu właściciel winnicy wychodzi jeszcze dwa razy: o godzinie dziewiątej, czyli nasza piętnasta, i ostatni raz, bardzo późno, bo godzinę przed zakończeniem pracy. Przychodzi wreszcie moment wypłaty. Ostatnim dał jeden denar. Ci pracujący trzy godziny i ci, którzy pracowali od południa, także dostają po denarze. Wreszcie dwie ostatnie grupy, przedpołudniowa (pracowali 9 godzin) i najemnicy z pierwszej godziny (12 godzin). Wszyscy otrzymali tę samą kwotę. Po ludzku to niesprawiedliwe. Pada w tej przypowieści jednak ważne zdanie, które można uznać za umowę wiążącą pracodawcę z pracownikiem: CZY NIE O DENARA UMÓWIŁEŚ SIĘ ZE MNĄ? To dobra linia obrony dla właściciela winnicy. A więc tu kłania się uważne czytanie/słuchanie umów. Natomiast jeśli chodzi o moralne prawo, to gospodarz nie zachował się uczciwie wobec tych, którzy pracowali cały dzień. I słusznie wysuwają swoją pretensję. Wizerunkowo jego reputacja ulega pogorszeniu. Zgodnie z prawem ekonomii bardzo nielogiczne i jeszcze bardziej nieopłacalne zachowanie. Skoro właściciel winnicy jest przyrównany do Boga, to gdyby Bóg zarządzał majątkiem, który można przeliczyć na pieniądze czy inne materialne dobra, to już dawno byłby bankrutem, nie mówiąc już o tym, że narobiłby sobie wrogów. Jednak tu jest potrzebny nawias, a w nim: „(Bóg patrzy inaczej niż świat)”. On widzi serce, a nie kieruje się fiskalną korzyścią. Bóg nie liczy materialnie, On wydaje swój majątek i pragnie lokować go w przestrzeni ludzkiego serca. Bóg nie umie dawać mało. On daje siebie w całej pełni, kocha w całej pełni i nie ma względu na osoby. A więc patrząc przez pryzmat tej przypowieści o robotnikach, uzyskujemy częściową odpowiedź, co robić, by w swoim środowisku winnica Pańska rosła, cieszyła oko i przynosiła owoce. Tą odpowiedzią jest patrzeć jak Bóg. Dzielić swój czas tak, jak On to robi. Mieć serce Boże, które jest pokorne i kocha ofiarnie.
III. Co w tej sytuacji zrobiłby Jezus? Myślę, że warto sobie zadać to pytanie, jak zrobiłby Jezus, jak postąpiłby Jezus? Ważne, abyśmy, odpowiadając na to pytanie, nie wymyślali, nie wkładali Jezusowi do ust naszych słów, naszych wyobrażeń, bo wydawać by się mogło, że to my znamy Jezusa. Podstawowym probierzem, który pomaga nam zrozumieć, jak postąpiłby Jezus, jest Pismo Święte, a zwłaszcza Ewangelia, bo to przecież samo życie Jezusa, Jego nauczanie i czyny, którymi pociągał za sobą tłumy. CZYTAĆ, ROZWAŻAĆ, ŻYĆ – EWANGELIĄ! Nie można być robotnikiem winnicy Pańskiej bez Chrystusa. Nie można mieć prawdziwego pokoju ducha bez Chrystusa. Nie będziesz zdolny do pojednania bez Chrystusa.
IV. „Niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie”. Te słowa Świętego Augustyna pochodzą z pięknego poematu, który jest swoistym rachunkiem sumienia i jednocześnie pieśnią pochwalną na koniec życia. Taka eschatologia Augustyna w pigułce. Przeczytajmy kilka fragmentów:
Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem.
W głębi duszy byłaś, a ja się po świecie błąkałem i tam szukałem Ciebie,
bezładnie chwytając rzeczy piękne, które stworzyłaś.
Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą.
One mnie więziły z dala od Ciebie
One mnie więziły z dala od Ciebie
– rzeczy, które by nie istniały, gdyby w Tobie nie były.
Zawołałaś, krzyknęłaś,
rozdarłaś głuchotę moją.
Zabłysnęłaś, zajaśniałaś jak błyskawica,
rozświetliłaś ślepotę moją.
Rozlałaś woń, odetchnąłem nią
- i oto dyszę pragnieniem Ciebie.
Skosztowałem – i oto głodny jestem, i łaknę.
Dotknęłaś mnie – i zapłonąłem tęsknotą za pokojem Twoim.
(…)
Jakże wielki jesteś, Panie. Jakże godzien, by Cię sławić.
Wspaniała Twoja moc. Mądrości Twojej nikt nie zmierzy.
Pragnie Cię sławić człowiek, cząsteczka tego, co stworzyłeś
(…).
Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie.
I niespokojne jest serce nasze,
dopóki w Tobie nie spocznie.
Któż mi da spoczynek w Tobie?
Kto sprawi, że wnikniesz w serce moje, że
je upoisz?
Niechbym zapomniał o niedolach moich
i tak przycisnął do piersi jedyne moje dobro, Ciebie…
Czymże Ty jesteś dla mnie?
O, sprawić racz, żebym to umiał wyrazić.
Ach, Panie Boże mój, ulituj się nade mną
i objaw mi, czym jesteś dla mnie.
Powiedz duszy mojej: „Zbawieniem twoim jestem”.
Tak powiedz, abym usłyszał.
Czeka na Twój głos dusza moja, przemów do niej,
powiedz duszy mojej: „Zbawieniem twoim jestem”.
Pobiegnę za tym głosem,
pochwycę Ciebie, Panie!
„Niespokojne jest serce moje, dopóki nie spocznie w Tobie”. Słowa te dotyczą spraw ostatecznych, eschatologicznych. Spróbujmy w nich dostrzec jednak ważny aspekt dla osób żyjących. Choćby przyszło to odkryć, w późnym wieku, ale wciąż trwającej starości, można być przykładem ukochania Boga, można być duchowym przewodnikiem i takim jawił się właśnie autor tych słów, św. Augustyn z Hippony. Można pomodlić się tymi Augustynowymi słowami, do czego zachęcam, ale od razu powiem i poproszę cię, niech te słowa pomogą ci spotkać się z Bogiem, a nie rozrzewniać, nie płakać nad sobą, nie pozostać na poziomie emocji tylko. Zobaczmy w tych słowach siebie, prawdziwych, takimi, jacy jesteśmy. Nikt bardziej nas nie zna, jak my samych siebie. I nikt tak siebie samego nie usprawiedliwia jak my. A to Jezus ma nas usprawiedliwić. Pozwól Jezusowi działać w twoim życiu. Do każdego z nas należy utrzymać z Nim kontakt przez codzienne zwrócenie się z prośbą w modlitwie „Ojcze nasz”, przez lekturę Ewangelii i wybór Słowa Życia, przez uczestnictwo we Mszy Świętej i przez perspektywę nawracania mojego serca. My wszyscy tutaj żyjący oczekujemy nowego nieba i nowej ziemi ale to przyszłe niebo i ziemia jest już w nas jeżeli staramy się żyć z Jezusem, kierować jego nauką, żyć sakramentami. I abyśmy przez codzienne duchowe praktyki czynili królestwo Boże pośród nas i wtedy te nasze serca są bardziej przygotowane na to co czeka
nas w przyszłości. A więc nie lękajmy się, nie bójmy się żyć w pełni z Jezusem i dla Jezusa.
V. Ideałów, które tu opisałem, nie potrafię znaleźć u siebie, ale Duch Święty ciągle pozwala dostrzegać je w drugim człowieku. W ostatnim czasie spotkałem młode małżeństwo z dwójką dzieci. Sprawa jest o tyle godna uwagi, że Natalka, małżonka Grzesia, w dzieciństwie przeżyła bardzo wielki dramat. Straciła mamę w tragicznych okolicznościach. Mama została zamordowana w lesie, podczas grzybobrania. Wcześniej młody napastnik próbował ją zgwałcić. Ma się rozumieć, że taka sytuacja może człowieka poranić na całe życie. Poznałem Natalię kilkanaście już lat później, jako żonę i matkę dwójki dzieci. I pewnie gdy sięga pamięcią do tamtych wydarzeń, to robi jej się źle na sercu. Jednak przy naszym spotkaniu odczułem serdeczność i gościnność, a także wspólną wymianę myśli i doświadczeń wiary. Zobaczyłem dwoje spełniających się – małżeńsko i rodzicielsko – ludzi, że postanowiłem to opisać w tej naszej katechezie, dając ich za wzór do naśladowania. W nich odkryłem spełnienie słów Świętego Augustyna, że może być serce spokojne i spełnione tu na ziemi, żyjąc w Bogu właśnie. Kochani, rozejrzyjmy się wokół siebie. Spójrzmy na naszą parafię, na nasze wspólnoty, dostrzegajmy w ludziach ich piękno, ich radość, ich spełnienie powołania, a wtedy królestwo Boże będzie rosło, a wraz z nim Boży pokój i pojednanie. Bo przecież o tych dwóch kwestiach mieliśmy rozważać, a przynajmniej w tym temacie na bieżący miesiąc.
ks. Filip Pięta CPPS
Kwiecień
PRZYBLIŻAJMY KRÓLESTWO BOŻE.
W Piśmie św. jest wiele fragmentów, które mówią o królestwie Bożym, czy królestwie niebieskim. Często Jezus w słowach przypowieści próbuje przybliżyć swoim uczniom, czym jest królestwo Boże. Są fragmenty mówiące, kto jest godny królestwa Bożego oraz o tym, kto i w jaki sposób może to królestwo osiągnąć. My w niniejszej konferencji chcielibyśmy się bardziej skupić na tym, jak głosić, jak przybliżać królestwo Boże, o czym zresztą stanowi temat tej konferencji.
I. Czym jest królestwo Boże według słów Pisma św. ?
Przypatrzmy się poniższym fragmentom, opisującym, czym jest królestwo Boże w kontekście jego głoszenia i przepowiadania. Najpierw chciałbym przytoczyć krótki fragment, mówiący o królestwie Bożym, który może jest mało znany czy cytowany, a myślę, że jest ważny dla zrozumienia istoty naszego tematu. „Zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: «Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: „Oto tu jest” albo: „Tam”. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest»” (Łk 17, 20–21). „Królestwo Boże pośród was jest”, jest tam, gdzie dwaj albo trzej są w imię Jezusa, jest tam, gdzie są prawdziwie wierzący, żyjący w jedności i kochający się chrześcijanie… Królestwo Boże nie jest miejscem, nie jest ograniczone czasem i przestrzenią, nie jest tu lub tam, jest rzeczywistością niewymierną, wymykającą się z naszego materialnego, doczesnego rozumienia. Ale to Boże królestwo jest pośród nas i to jest dla nas dobra nowina. Nie musimy go szukać „gdzieś tam”…, ono jest pomiędzy nami. To rzeczywistość, którą my możemy tworzyć, na którą my możemy mieć wpływ, ale oczywiście tylko i wyłącznie z pomocą i w asystencji Ducha Świętego. Królestwo Boże możemy i powinniśmy tworzyć już tu na ziemi, choć wiemy, że w pełni zrealizuje się ono dopiero w wieczności… Ale jesteśmy zobowiązani do rozszerzania tego królestwa, do realizowania go w naszym życiu i poprzez nasze życie. O tym mówią kolejne fragmenty z Pisma św.: „Niech więc posiadane przez was dobro nie stanie się sposobnością do bluźnierstwa! Bo królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym. A kto w taki sposób służy Chrystusowi, ten podoba się Bogu i ma uznanie u ludzi. Starajmy się więc o to, co służy sprawie pokoju i wzajemnemu zbudowaniu” (Rz 14, 16–19). W tym fragmencie św. Paweł opisuje w sposób bardzo zwięzły, czym jest królestwo Boże. Pisze te słowa w kontekście spożywania pokarmów czystych i nieczystych oraz wynikającego z tego zgorszenia brata w wierze. Jednak istotne dla nas są słowa, że kwestia Bożego królestwa to: sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym, a więc nie sprawy doczesne. Apostoł chce zwrócić uwagę na to, aby w pojmowaniu rzeczywistości królestwa Bożego bardziej położyć nacisk na sprawy duchowe, dotyczące sfery wewnętrznej, która ma być wypełniona obecnością Ducha Świętego. Ten spór ówczesnych chrześcijan może trochę przypominać nam o tym, na co dzisiaj niektórzy kładą nacisk w rzeczywistości królestwa Bożego, a więc na kwestie rytualne, kultyczne, takie jak postawy liturgiczne, różne przepisy, prawa itp. Tymczasem my nie mamy się o to spierać, bo to są rzeczy drugorzędne, my mamy swoje siły wykorzystywać do tego, aby kierować ludzką uwagę na kwestie istotne dla naszej wiary i zbawienia. „Sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym”. Czy te cechy królestwa, które wymienia Paweł, mają odzwierciedlenie w moim pojmowaniu rzeczywistości tego królestwa i w mojej postawie, jako tego, który ma to królestwo głosić? Co więcej, w innym fragmencie św. Paweł poszerza listę przejawów obecności Ducha Świętego w rzeczywistości królestwa Bożego. „Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą. Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa” (Ga 5, 19–23). Przytoczyłem cały ten fragment, abyśmy znali kontekst, ale skupmy się znowu na istocie, czyli owocach Ducha i królestwa Bożego. Apostoł Narodów poszerza tę listę o takie cechy jak: miłość, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Gdybyśmy tak chcieli (jak kalkę) przyłożyć te cechy królestwa (cechy Ducha) do naszych osobistych cech, to czy pokrywałyby się z naszymi? Myślę, że dużo by nam brakowało… Zapytaj siebie, jak jest u ciebie z „miłością…”, ze „sprawiedliwością…”, „pokojem…”, „radością…”, „cierpliwością…”, „uprzejmością…”, „dobrocią…”, „wiernością…”, „łagodnością…”, „opanowaniem…”. Czy te cechy Bożego królestwa cechują też twoje życie? Jak je realizujesz w swoim życiu? Ile ci jeszcze brakuje, aby stać się wiarygodnym świadkiem Bożego królestwa? A może są w jakimś stopniu obecne w twoim życiu te negatywne cechy, które św. Paweł nazywa w tym fragmencie uczynkami, które rodzą się z ciała? Myślę, że te dwa fragmenty św. Pawła są dla nas wystarczającą listą spraw, nad którymi musimy pracować, aby stać się dobrymi pracownikami w winnicy Pańskiej i wiarygodnymi świadkami w Bożym królestwie.
II. Jak głosić królestwo Boże?
Po tej pierwszej części niniejszej konferencji, która stanowiła o nas samych, o właściwościach, które powinny cechować dobrego pracownika ewangelicznego, zajmiemy się teraz tym, w jaki sposób głosić królestwo Boże. I znowu skupimy się na tekstach biblijnych oraz tych fragmentach z naszych Statutów, które bezpośrednio mówią o królestwie Bożym. „Idźcie i głoście: « Bliskie już jest królestwo niebieskie ». Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski! Wart jest bowiem robotnik swej strawy. (…) Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10, 7–10.16). Głoszeniu królestwa Bożego miały towarzyszyć znaki i cuda, zarówno w działalności samego Jezusa, jak i Jego apostołów. Dlatego Jezus daje swoim uczniom moc uzdrawiania chorych, wskrzeszania umarłych, wypędzania złych duchów… Głoszenie orędzia zbliżającego się Bożego królestwa miało być poparte nadzwyczajnymi znakami, aby uwierzytelnić w tym głoszeniu działanie samego Boga. A z drugiej strony nie chodziło tylko o same cuda, które są znakami królestwa, ale przede wszystkim o nawracanie się, o zwrócenie swojego serca do Boga, o powrót na właściwą ścieżkę prowadzącą do zbawienia. W głoszeniu królestwa Bożego chodzi zarówno o słowa, jak i znaki, jedno bez drugiego nie powinno istnieć. Obie te rzeczywistości były obecne w życiu i działalności Jezusa i uczniów. Zawsze kiedy rozważam ten fragment, zastanawiam się, dlaczego dziś, w naszym przepowiadaniu, jest tak dużo słów, dużo głoszenia, a tak mało znaków… (choć niewątpliwie są miejsca i wspólnoty, gdzie te znaki i cuda nadal występują). Może dlatego to nasze głoszenie nie jest dziś już tak przekonywujące… Może nam, chrześcijanom, brakuje odpowiedniej wiary, może sami nie wierzymy, że Jezus może i chce przez nas dokonywać znaków obecności Jego królestwa… Z drugiej jednak strony może w niektórych przypadkach te znaki są dziś trochę inne niż w czasach apostolskich. Bo kiedy sami dzielimy się naszymi doświadczeniami i świadectwami życia Słowem Życia, to przecież widać mniejsze lub większe znaki i przejawy działania samego Boga w naszym życiu i w naszej ewangelizacji… Idąc dalej w interpretacji powyższego fragmentu, zauważamy, że Jezus stawia też pewne wymagania tym, którzy mają iść i głosić Jego królestwo. Streszczając te wymagania, możemy powiedzieć, że, po pierwsze, chodzi o to, aby iść i głosić w całkowitym zaufaniu Jezusowi, nie polegając na różnych ludzkich, ziemskich zabezpieczeniach. Po drugie, Jezusowi chodzi o to, abyśmy czynili to całkowicie bezinteresownie, mimo że robotnikowi ewangelicznemu należy się przynajmniej utrzymanie i wyżywienie. Jednakże my sami mamy się kierować czystą i Chrystusową miłością i bezinteresownością, nie możemy szukać w naszym przepowiadaniu żadnych materialnych korzyści, czy prywatnych interesów. A poniższy fragment mówi nam o tym i zapewnia nas, że to sam Pan będzie się troszczył o nas i nasze potrzeby, zarówno te egzystencjalne, jak i apostolskie. „I wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni! Oto wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane” (Łk 12, 29–31). W kontekście głoszenia królestwa trzeba też wziąć pod uwagę inną wypowiedź Jezusa, która mówi nie tylko o wierności i konsekwentnym pójściu za Nim, nie tylko przez szczególnie do tego powołanych, ale przez wszystkich wierzących. „Jeszcze inny rzekł: «Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu! »Jezus mu odpowiedział: « Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego »” (Łk 9, 61–62). Owo nieoglądanie się wstecz jest nie tylko jasnym wymogiem i biblijnym kryterium przydatności do królestwa Bożego, ale może być dla nas bardzo przydatne i użyteczne. Niewątpliwie ta wypowiedź Jezusa znalazła się w kontekście powołania mężczyzny, który z jednej strony chciał iść za Jezusem, ale po ludzku był jeszcze zbyt związany ze swoimi bliskimi, tkwił za bardzo w doczesności… Dlatego Jezus mu mówi o nieoglądaniu się na nic innego, tylko na skupieniu się na rzeczywistości królestwa. Jednakże dla nas może to jeszcze mieć znaczenie bardziej praktyczne. Otóż, w naszym przepowiadaniu, głoszeniu królestwa Bożego, mamy patrzeć nieustannie do przodu, nie mamy zniechęcać się porażkami, nie mamy oglądać się na to, co nam nie wyszło, w czym byliśmy słabi, gdzie popełniliśmy błąd (chyba, że tylko po to, aby dokonać pewnej refleksji, aby w przyszłości podobnych błędów nie popełniać). W tym kontekście chodzi o to, aby ciągle patrzeć z nadzieją do przodu, aby ciągle na nowo podejmować próby głoszenia Ewangelii, nawet jeśli doświadczymy różnych niepowodzeń… Zerknijmy teraz do tego, co jest w naszych Statutach. Punkt 10 drugiego rozdziału Statutów Generalnych mówi o królestwie Bożym w następujący sposób: „Pomni na to, że Bóg, który swój Kościół nabył własną krwią (por. Dz 20, 28), staramy się żyć w pełnej komunii Kościoła, szanując różne posługi ustanowione przez Kościół. Ofiarujemy Krew Chrystusa i współpracujemy w budowaniu i jednoczeniu Kościoła i w rozszerzaniu królestwa Bożego na świecie. W szczególności również, w uniwersalnej różnorodności, pragniemy włączyć się w swoją parafię i w inne źródła aktywności. Planujemy częste spotkania grup również na poziomie globalnym” (Statuty Generalne Rozdz. II, p. 10). Naszym motywem przewodnim, którym mamy się kierować w szerzeniu królestwa Bożego, ma być świadomość tego, że Jezus nabył swój Kościół własną Krwią. A to z kolei implikuje z jednej strony życie i działanie w pełnej jedności, komunii wewnątrz eklezjalnej, a z drugiej otwartość i gotowość na współpracę w różnorodności językowej, kulturowej, a patrząc bliżej, na „nasze podwórko”, w różnorodności poszczególnych ludzi, wspólnot, parafii, pomysłów itp. A to wszystko dlatego, ponieważ Jezus nabył Bogu Krwią swoją [ludzi] z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu (por. Ap 5, 9). Pamiętamy również o tym, że nasza duchowość wzywa nas do odpowiedzi na „krzyk krwi”, który zewsząd słyszymy. Ta miłość, która zaprowadziła Jezusa aż na krzyż, również i nas powinna motywować, abyśmy nie ustawali w wysiłkach głoszenia orędzia odkupienia i szerzenia nadziei zbawienia dla wszystkich. Z kolei Statuty WKC Regionu Polskiego dodają jeszcze jeden aspekt rzeczywistości głoszenia królestwa. „Więź miłości wzajemnej, prowadząca do jedności jest najlepszym fundamentem dla niesienia pomocy wszystkim potrzebującym. Krew Chrystusa jako prawdziwy skarb serca (por. Mt 6, 21) uwalnia od przywiązania do dóbr materialnych i pomaga dzielić się z innymi, aby budować Królestwo Boże” (Statuty WKC Regionu Polskiego § 8, p. 5). Ten punkt potwierdza, że ewangelizacja domaga się najpierw miłości wzajemnej oraz jedności, która wypływa z naszego skarbu, jakim jest Krew Chrystusa, ale mówi również o tym, abyśmy byli gotowi dzielić się z innymi tym, co mamy. I choć punkt ten podkreśla aspekt materialny, to jednak zawsze zwracamy uwagę, że dzielić się możemy o wiele większymi darami, jakimi są na przykład poświęcony drugiemu czas; okazana życzliwość czy zainteresowanie, przebaczenie; uśmiech itp. Temat przybliżania królestwa Bożego jest niewątpliwie tak szeroki, że na pewno można by napisać o tym o wiele więcej. Jednakże na potrzeby tematu formacyjnego tego roku w naszej wspólnocie te refleksje są bardziej niż wystarczające. Bo wystarczy choćby na podstawie tych cytatów z Pisma św. i naszych Statutów zrobić rachunek sumienia i przypatrzeć się sobie, na ile i w jaki sposób ja przyczyniam się do przybliżania Bożego królestwa na ziemi, czy jestem dobrym „robotnikiem Ewangelii”, jak nazywał swoich misjonarzy św. Kasper.
ks. Daniel Rafał Mokwa CPPS
Maj
APOSTOLSTWO MODLITWY.
W tym tekście rozważymy o apostolstwie przez modlitwę we Wspólnocie Krwi Chrystusa. Podane w tym temacie poniżej opisy i przykłady poszczególnych inicjatyw mogą być inspiracją, by wykorzystać te pomysły.
Apostolstwo (pochodzi z języka greckiego od apostolos – wysłannik) – oznacza przybliżanie przez ludzi wierzących innych osób do Boga i wiary. Apostołem jest człowiek obdarzony misją, posłannictwem.
Modlitwa – w chrześcijaństwie to osobowe spotkanie człowieka z Bogiem. Modlitwa może być ustna (słowami); myślna (w myślach) i afektywna (uczuciami).
Apostolstwo Modlitwy we Wspólnocie Krwi Chrystusa (WKC) działa na wiele sposobów pod kierownictwem i odpowiedzialnością Moderatora Krajowego WKC oraz w oparciu o przepisy Statutu Regionu Polskiego Wspólnoty Krwi Chrystusa (Rozdział III). Cele Wspólnoty i sposoby ich realizacji: Apostolstwo Modlitwy i ewangelizacja w duchowości Krwi Chrystusa (§ 9 p. 3). Wspólnota realizuje swoje cele poprzez (Rozdział III § 10 p.3):
a) Dawanie świadectwa przez swoją postawę (życie Ewangelią).
b) Świadczenie o Jezusie działającym przez Słowo Życia.
Słowo Życia, które wybieramy jako fragment z czytanej Ewangelii (Słowa Bożego) podczas spotkania Grupy Modlitewnej
1. Pod nazwą „Apostolstwo Modlitwy” niektórzy kojarzą jeden z najstarszych ruchów katolickich w świecie, znany również jako Sodalicja Świętego Serca Jezusowego (międzynarodowe katolickie stowarzyszenie modlitewne), którym opiekują się księża jezuici. W tym jednak tekście myślimy o apostolstwie przez modlitwę ogólnie i we Wspólnocie Krwi Chrystusa.
2. Encyklopedia Katolicka Tom XII Maryja – modlitwa. Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II.
Wspólnoty Krwi Chrystusa czy Grupy Misyjnej, jest Słowem, które jest rozważane i kontemplowane w naszych sercach, które nas przemienia, nawraca oraz daje siłę. Prowadzi poprzez kolejne dni i jest obecne w relacjach z napotkanymi ludźmi, a także w naszej modlitwie i pracy. Modlimy się Słowem Życia w różnych sytuacjach życiowych, trudnościach, radościach dnia codziennego, a także za innych – jest to forma apostolstwa modlitwy. Słowo Boże otwiera nas na Jezusa. Jednoczy nas i prowadzi do Boga. Uwrażliwia, zachęca do czynienia dobra, przebaczania oraz kochania na wzór Chrystusa. Umacnia nas i innych w wierze. Kształtuje nasze życie
– przełamuje nasze „ja”, ucząc nas pokory. Stajemy się wzorcem
– światłem i solą dla innych. Świadczymy o Jezusie, o MIŁOŚCI przez miłość, tak, jak czynią to uczniowie Jezusa.
Ponadto każdy członek wspólnoty codziennie modli się modlitwami do Krwi Chrystusa. Może to być np. Litania do Krwi Chrystusa, Koronka do Krwi Chrystusa czy Ojcze Przedwieczny lub inna dowolna modlitwa w naszej duchowości, którą codziennie odmawia, apostołując tą modlitwą w naszych rodzinach oraz wśród znajomych, bliskich, np. podczas wspólnych modlitw, spotkań oraz rozmów. „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec” (J 12, 23–26).
c) Pomoc w organizowaniu rekolekcji, skupień i pielgrzymek.
d) Udział w ekipie prowadzącej rekolekcje, niedziele misyjne, spotkania.
Wspólnota propaguje apostolstwo modlitwy przez pomoc w organizowaniu rekolekcji czy skupień wyjazdowych (poza Domem Misyjnym), które prowadzi Misjonarz Krwi Chrystusa. Podczas takich rekolekcji czy skupień jest większa możliwość bezpośredniego docierania z katechezą (modlitwą), przekazu apostolstwa modlitwy WKC do większej grupy osób zgromadzonych w kościele. W czasie tych wydarzeń prowadzone są również modlitwy podczas adoracji Najświętszego Sakramentu i śpiewane pieśni ku czci Krwi Chrystusa. To również jest przykład apostolstwa modlitwy. Dobrze jest mieć stałą i otwartą na nowe osoby „ekipę”, wspierającą kapłana – misjonarza podczas głoszonych rekolekcji czy dni skupień. To wsparcie może mieć wielorakie wymiary: od wsparcia modlitewnego, poprzez pomoc w sprzedaży materiałów, aż do głoszenia świadectw. Jednakże w kontekście naszego tematu warto zwrócić uwagę na „zaplecze modlitewne”, które jest wielkim wsparciem dla prowadzących podczas rekolekcji i dni skupień. „Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy mi mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 19–20). Apostolstwo modlitwy wprowadzamy też wychodząc na zewnątrz do innych osób poprzez pielgrzymki. Zapraszamy do uczestnictwa we wspólnej modlitwie (poznawaniu wspólnoty) podczas wyjazdu i obecności na Nocnym Czuwaniu na Jasnej Górze oraz na odpustach: Matki i Królowej Przenajdroższej Krwi i ku czci Krwi Chrystusa. Niektórzy animatorzy organizują pielgrzymki do różnych miejsc świętych, podczas których jest prowadzona modlitwa w duchowości Krwi Chrystusa. W ich trakcie jest prezentowana Wspólnota Krwi Chrystusa, jej duchowość i charyzmat. Przekazywane są informacje np. o Relikwii Krwi Chrystusa i Sanktuarium Krwi Chrystusa w Częstochowie, o domach misyjnych i misjonarzach.
e) Rozpowszechnienie modlitw i literatury o duchowości Krwi Chrystusa.
Modlitwy w duchowości Krwi Chrystusa rozpowszechniamy podczas: Eucharystii Msze św. wspólnotowe zamawiane są w różnych intencjach członków Wspólnoty Krwi Chrystusa lub Misjonarzy Krwi Chrystusa. Podczas Mszy św. czytania i śpiew prowadzone są przez członków wspólnoty, a modlitwa wiernych czytana jest np. z wezwaniem: „przez Przenajdroższą Krew Chrystusa”. Adoracji Najświętszego Sakramentu Modlitwy i śpiewy podczas adoracji prowadzone są przez członków WKC w duchowości Krwi Chrystusa. Modlimy się w różnych intencjach, m. in. za: ojczyznę, rządzących, o pokój na Ukrainie, w świecie i w naszej ojczyźnie oraz prosimy o nowe powołania kapłańskie, zakonne i wspólnotowe. Do adoracji zapraszamy osoby spoza wspólnoty, do rozważania Słowa Bożego i wspólnych modlitw na naszych spotkaniach. Peregrynacji Obrazu Matki i Królowej Przenajdroższej Krwi i relikwii św. Kaspra Obraz Maryi i relikwie św. Kaspra „nawiedzają” członków WKC, jak i parafian wraz z załączonym modlitewnikiem do Krwi Chrystusa oraz z innymi informacjami. Odmawianie Litanii do Krwi Chrystusa Przez cały lipiec w niektórych parafiach codziennie odmawiana jest Litania przed Mszą św. lub po Mszy św. Apostolstwo modlitwy przez SMS‑y Członkowie Wspólnoty Krwi Chrystusa organizują codzienną modlitwą za osoby potrzebujące w danych dniach wsparcia modlitewnego. Osoby takie (potrzebujące) zgłaszają się bezpośrednio lub za pomocą osoby trzeciej do osoby organizującej i proszą o modlitwę w określonej intencji. Mogą również zgłosić intencję innej osoby, pisząc sms‑y z intencją – z prośbą o modlitwę. Uważamy przy tym, aby nie podawać niepotrzebnych informacji (np. o szczegółach chorób, ponieważ są to dane wrażliwe, których pod groźbą kar finansowych nie wolno udostępniać i są objęte przepisami RODO). Organizowanie takiej sms-owej grupy wsparcia modlitewnego wymaga sporo taktu i dyskrecji. Modlimy się za osoby potrzebujące pomocy i włączamy inne osoby do tych inicjatyw modlitewnych wg wskazania w Ewangelii: „Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe” (Ga 6, 2). Współuczestnictwo w 24-godzinnych Mostach Modlitewnych. Są organizowane przez osoby ze Stargardu Gdańskiego i na ich wzór organizujemy całodobowe Mosty Modlitwy z udziałem WKC. Zapraszamy do tych „mostów” również osoby spoza WKC. Odmawianie Nowenny do Krwi Chrystusa Przez zorganizowaną grupę z udziałem osób trzecich (np. przez 81 dni) w intencji Kościoła, kapłanów oraz w innych intencjach i osób według potrzeby. Organizowanie czterdziestodniowej modlitwy ciągłej Prosiliśmy w intencji: „przebłagania Pana Boga za grzechy nasze i całego świata i o ustanie pandemii koronawirusa”. W czasie Wielkiego Postu modliliśmy się codziennie w intencji ustania wojny na Ukrainie oraz o pokój na świecie i w naszej ojczyźnie, a także w naszych rodzinach i w naszych sercach. Rozważaliśmy m. in. tajemnice koronki do Krwi Chrystusa z udziałem osób spoza wspólnoty. W wielu parafiach odmawiana jest i propagowana Koronka do Krwi Chrystusa oraz utworzone są róże różańcowe (na wzór Żywego Różańca do Najświętszej Maryi Panny). Róża różańcowa jest modlitwą wspólną siedmiu osób. Każda osoba codziennie modli się jedną tajemnicą Koronki do Krwi Chrystusa według przydzielonej tajemnicy. W ten sposób codziennie odmawiany jest cały różaniec – siedem części. Ważne jest, aby wszyscy członkowie róży modlili się w tej samej intencji, która jest zmieniana co miesiąc. Chcielibyśmy też wznowić wydruk obrazków, tzw. „tajemniczek”, z tajemnicami przelania Krwi Chrystusa na wzór tajemnic w Żywym Różańcu do NMP. Jedną z form apostolstwa modlitwy są „Kropelki” – inicjatywa modlitewna założona przez Barbarę Błaszczyk, animatorkę diecezjalną z Podregionu Częstochowskiego. „Modlitwa Kropelkami daje nam wyjątkową możliwość pogłębienia naszego charyzmatu Krwi Chrystusa i rozwoju Wspólnoty Krwi Chrystusa oraz nadzieję na nowe powołania do realizacji tej misji zgodnie z wolą Bożą. (…) Zapraszamy do aktywnego włączenia się w to duchowe dzieło. Pomysł ten zrodził się już kilka lat temu w Podregionie Częstochowskim i jest już sporo osób w to zaangażowanych. Chcemy to jednak rozszerzyć na inne podregiony”.
f) Współpraca z innymi ruchami chrześcijańskimi w tworzeniu
inicjatyw ewangelizacyjnych:
Włączamy się w działania z innymi ruchami na szerszą skalę i wspieramy ich modlitwą, obecnością, a przy okazji praktyczną pomocą. Przykładowo, wzięliśmy udział jako grupa wspierająca modlitewna przed Najświętszym Sakramentem podczas „Przystani Miłosierdzia” – ewangelizacji w czasie festiwalu Reggaeland w Płocku. Często WKC i różne inne wspólnoty czy ruchy katolickie albo grupy modlitewne działające na terenie danej parafii biorą razem czynny udział we wspólnej modlitwie podczas parafialnych nabożeństw, jak np. w drodze krzyżowej. Prowadzą adoracje i odmawiają z innymi wspólnotami różaniec Maryjny. Uczestniczą w czuwaniach nocnych, nabożeństwach czterdziestogodzinnych według możliwości i potrzeby. Organizują wspólne spotkania opłatkowe i świąteczne. Wszystko w jednym duchu, przepełnieni miłością do Chrystusa. Wiemy, że apostolstwo modlitwy zobowiązuje nas jako członków Wspólnoty „zgodnie z przepisami Statutów Regionalnych do szerzenia wśród wiernych apostolstwa modlitwy w duchowości Przenajdroższej Krwi. Ci, którzy są zjednoczeni w modlitwie z WKC, uczestniczą w dobrach duchowych innych członków nawet wtedy, gdy nie mogą zaangażować się w inne działalności Wspólnoty” „W modlitwie odnajdujemy światło i siłę do wypełnienia naszego posłannictwa (por. AA 4)”4. Idziemy i głosimy apostolstwo modlitwy poprzez: Wspólną modlitwę w kaplicach szpitalnych, hospicjach za chorych i cierpiących (adoracja Najświętszego Sakramentu, koronka do Krwi Chrystusa i koronka do miłosierdzia Bożego oraz
3 Statut Generalny Wspólnoty Krwi Chrystusa, Region Polski. III. Struktura Organizacyjna p. 22.
4 Statut Generalny Wspólnoty Krwi Chrystusa, II. Reguła Życia, p. 8 Modlitwa.
inne modlitwy). Jako WKC od wielu lat prowadzimy wspólną modlitwę w zakładzie karnym, pośród osadzonych. Ważna jest nie tylko sama wspólna modlitwa, Msze św. ale jednocześnie rozmowa i ukazywanie dobra, znaczenia wiary, wskazywanie swoją postawą na Pana Boga. W tym duchu pomagamy osobom ubogim, niezaradnym, np. wolontariat w Caritas; prowadzenie rozmów, porada i wsparcie rodzin w kryzysie (czy osób w uzależnieniach), poradnictwo przy Ośrodku Pomocy Społecznej. Jezus powiedział: „Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40).
Maria Kratkowska
Dodatek do tematu
świadectwo apostolstwa modlitwy.
W 2015 roku powstała nieformalna grupa modlitewna „Apostolstwo Modlitwy”. Jak do tego doszło? Otóż moja przynależność do Wspólnoty Krwi Chrystusa, życie „Słowem Życia”, choroba i cierpienia, których doświadczyłam, prowadziły mnie do poszukiwania wsparcia modlitewnego. Potrzebowałam drugiego człowieka, osób oddanych i kochających, które wspierałyby mnie – a ja ich – swoimi modlitwami. To wszystko zaowocowało powstaniem grupy modlitewnej. Na początku choroby wysyłałam do nich sms‑y z prośbą o modlitwę. Kiedy inni zwracali się do mnie o upraszanie łask, a ja nie byłam w stanie fizycznym obejmować ich swoją modlitwą z powodu mojego cierpienia, polecałam ich modlitwie innych. I tak w 2015 roku Pan Bóg powołał grono osób zaangażowanych: modlących się i chętnych do modlitwy, służąc tym, którzy są w potrzebie. Obecnie grupa ta nazwana jest we Wspólnocie Diakonią Modlitwy, która liczy 288 osób (stan na maj 2023), w tym: członkowie WKC 102 osoby, 158 osób nieprzynależących do Wspólnoty oraz 13 księży diecezjalnych, 12 misjonarzy CPPS i 3 siostry zakonne. Niektóre z wymienionych osób intencje przesyłają dalej. Tworzymy grupę osób modlących się w różnych intencjach: za osoby potrzebujące wsparcia – chore, cierpiące. Modlimy się również w bieżących intencjach: potrzebach Kościoła, świata i intencjach własnych. W modlitwie odnajdujemy „światło i siłę do wypełnienia naszego posłannictwa”, które nas przybliża do Chrystusa (osobiste Adoracje Najświętszego Sakramentu w tych intencjach). Moim małym marzeniem jest, aby takie grupy powstawały w innych parafiach, bo przecież każdy z nas może być apostołem modlitwy. Zachęcamy więc i zapraszamy innych do modlitwy przez Krew Chrystusa w diecezjach, realizując „wielkie” apostolstwo modlitwy we wspólnocie, w jedności. Może ziści się propozycja, którą kiedyś otrzymałam (zasugerowana przez kapłana), aby jeden raz w miesiącu kapłan misjonarz sprawował Mszę św. w tych intencjach, dołączając również osoby modlące się spoza naszej Wspólnoty. W 2018 roku w diecezji płockiej została założona Księga Modlitewna, w której wpisywane są wspomniane intencje, prośby, za które się modlimy, ale też wpisujemy tam podziękowania za łaski. Aktualnie (2023) dwa razy w roku sprawowane są Msze św. w tych intencjach oraz za osoby modlące się. Pierwsza podczas Odpustu Matki i Królowej Przenajdroższej Krwi w Sanktuarium Krwi Chrystusa w Częstochowie, druga – podczas Nocnego Czuwania przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze. Modląc się do Pana Boga o wskazanie fragmentu Pisma Świętego przy pisaniu tego tematu – „Apostolstwo Modlitwy”, doznałam w swoim sercu uczucia wielkiej miłości i łaski, a w mojej głowie wybrzmiewały słowa: Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe (Ga 6, 2). Słowa te wskazują mi drogę oraz mówią, że moja decyzja prowadzenia grupy modlitewnej Apostolstwa Modlitwy (Diakoni modlitwy) była słuszna. Służba modlitwy dla innych, „spalanie się” dla siebie nawzajem poprzez modlitwę i troskę, mobilizuje mnie do dalszej pracy nad sobą, by być lepszym człowiekiem, jak również dopinguje mnie do uczenia się pokory i MIŁOŚCI! „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadł wszelką wiedzę, i wszelką (możliwą) wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał”.
(1 Kor 13, 1–3)
Maria Kratkowska
Czerwiec
Szukać tych, co zginęli.
„Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10). Dobrym wstępem do rozważanego tematu jest Ewangelia o powołaniu celnika Mateusza (Łk 5, 27–32): „Potem wyszedł i zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim. Potem Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?» Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników»”. Ewangelia ta mówi przede wszystkim o powołaniu jednego z apostołów, który był celnikiem, a więc człowiekiem nie tylko grzesznym, ale też pogardzanym przez rodaków jako kolaborant, zdrajca, oszust i złodziej, bo to były takie czasy. Mateusz, wybrany przez Jezusa na swojego ucznia, wyprawia ucztę dla swojego Mistrza. Na tę ucztę zostają zaproszeni celnicy i grzesznicy. Taka postawa Jezusa i Jego uczniów, zasiadających wraz z grzesznikami i celnikami przy jednym stole, gorszyły faryzeuszy. Oceniali to zachowanie w świetle Prawa i nie rozumieli sensu misji Jezusa, który nie przyszedł dzielić ludzi na czystych i nieczystych, sprawiedliwych i niesprawiedliwych, ale „szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10). Faryzeusze mówili o Nim, że to przyjaciel celników i grzeszników (Mt 11, 19). Jezus bowiem nikogo nie wykluczał ze swojego towarzystwa, ale był otwarty na wszystkich. Dlatego nie tylko nie unikał kontaktu z grzesznikami i celnikami, z ludźmi z marginesu społecznego, ale szukał ich, a nawet bywał u nich w gościnie. Taka postawa Jezusa jest dowodem na to, że nikogo nie spisywał na straty, lecz wszystkim dawał szansę, a spotkania z N im kończyły się przebaczeniem grzechów, nawróceniem, przemianą życia. Jednym z tych, który doświadczył skutków spotkania z Jezusem, był celnik Mateusz. Był on celnikiem, a więc należał do najbardziej znienawidzonej grupy ludzi w Izraelu. Celnicy bowiem pobierali podatki na rzecz Rzymian, stąd oskarżano ich o kolaboracje z okupantem, a także o nadużycia, których się często dopuszczali. Z tej przyczyny faryzeusze nazywali ich nieczystymi. Twierdzili wręcz, że celnik nie może nawet pokutować za swe grzechy, gdyż nie jest w stanie wiedzieć dokładnie, ilu ludzi do tej pory oszukał. Od celników stronili wszyscy Żydzi przestrzegający Prawa. Jezus był tu wyjątkiem. Jemu nie przeszkadzało to, że Mateusz był celnikiem, że może również dopuszczał się bezprawia. Jezus nie tylko wszystko mu przebaczył, ale w dodatku uczynił jednym ze swoich uczniów. Ta scena powołania celnika pokazuje nam, że każdy człowiek może się zmienić. Dopóki człowiek żyje, to nie powinniśmy go przekreślać, spisywać na straty, stronić od niego. Jeśli ktoś choruje, to na ranę, po prostu zakłada mu się opatrunek. Duchowe rany też powinno się opatrywać. Jak to robić? Trzeba starać się dostrzegać w drugim człowieku głównie dobro, a to, co nie jest doskonałe, przyjmować jako coś, co przeszkadza komuś na jego drodze do świętości i warto zmienić, ale nie dyskwalifikuje go w naszych oczach. Człowiek staje się naraz najpiękniejszym na świecie, jeżeli spojrzymy na niego oczami miłości, oczami Boga, niezależnie od tego, co inni o nim myślą. Szczególnie animatorzy, ale także i wszyscy członkowie Wspólnoty Krwi Chrystusa, powinni traktować drugiego człowieka trochę na kredyt, wierząc, że to dobro kiedyś w nim zaowocuje. Miłość rodzi dobro i pomaga drugiemu wzrastać, jak rosa i słońce roślinom. Właśnie tak patrzył na człowieka Jezus w przytoczonym fragmencie Ewangelii. Potrafił wydobyć z Mateusza to, co w nim najpiękniejsze. Potrafił pokazać, że może być nie tylko dobry, ale może nawet być Jego uczniem, apostołem, który kiedyś wiernie spisze Ewangelię, od której rozpoczyna się Pismo Święte Nowego Testamentu. Gdyby Jezus przyjął standardowy sposób postępowania względem Mateusza i nie zaprosił go do pójścia za sobą, to prawdopodobnie człowiek ten do końca swego życia prowadziłby życie grzeszne jako celnik. Jednak Jezus zaufał komuś, komu tak naprawdę nie powinno się ufać, gdyż człowiek ten wyspecjalizował się w oszustwie, który wyrzekł się swej godności Izraelity na rzecz łatwego życia w dobrobycie. Dobroć Jezusa i zaufanie na kredyt dla drugiego człowieka sprawiały, że tak wielu ludzi doświadczało przemiany życia po spotkaniu z Nim. Ewangelia o Mateuszu pokazuje, w jak naturalny sposób Jezus to robił. Po prostu przychodził do czyjegoś domu, siadał za stołem i rozmawiał. A ile my dziś mamy takich okazji? Rozmowa z Jezusem była jednak inna niż z każdym innym człowiekiem, bo Jezus, Bóg pełen miłości, kochał każdego człowieka i to czuli ci, którzy mieli szczęście Go spotkać. Szczególnie jednak umiłował swoich uczniów, których powołał, aby towarzyszyli Mu na co dzień, aby potem kontynuowali Jego dzieło, a na przykładzie Mateusza widzimy, że wprowadzał w życie słowa, które wypowiedział do oburzonych faryzeuszy: „Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników”. Warto się zastanowić, w jaki sposób Jezus miłował swych uczniów i dlaczego ich miłował. O! Nie; na pewno nie mogły Go pociągnąć ich zalety naturalne, gdyż nieskończona „odległość” dzieliła Go od nich. On – Jezus – był Wiedzą, Wiekuistą Mądrością, Miłością, Świętością, Nieskończoną Doskonałością, a oni byli biednymi grzesznikami, ludźmi prostymi i pełnymi przyziemnych trosk i myśli. Mimo to Jezus nazywa ich swymi przyjaciółmi, swymi braćmi. Chce, ażeby panowali z Nim razem w królestwie Jego Ojca i pragnie umrzeć na krzyżu, aby im to królestwo otworzyć, ponieważ sam powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). W historii Kościoła było wiele osób, które zrozumiały miłość Jezusa i pragnęły swoim życiem odpowiedzieć na nią. Są to święci, ci zauważeni i kanonizowani, oraz ci cisi święci, którzy żyli gdzieś ukryci przed oczami innych ludzi, żyjąc może gdzieś w ubogiej wiosce, małym miasteczku, czy zamknięci za drzwiami swego domu w cichości cierpiąc, modląc się, spełniając swoje codzienne obowiązki, zasłużyli sobie na to miano. Wśród nich jest św. Tereska od Dzieciątka Jezus, św. Faustyna Kowalska, św. Kasper del Bufalo i inni. Św. Tereska od Dzieciątka Jezus napisała w swoim pamiętniku: „O tak, czuję to, że kiedy jestem z Nim zjednoczona, tym bardziej kocham moje siostry. Kiedy chcę spotęgować w sobie tę miłość, a szatan usiłuje podsunąć mi przed oczy duszy błędy tej lub tamtej siostry, dla mnie mniej sympatycznej, spieszę, by wynaleźć jej cnoty i dobre pragnienia; mówię sobie, że zobaczyłam tylko jeden jej upadek, a może odniosła ona wiele zwycięstw, które przez pokorę ukryła i że to, co zdaje się być błędem, może ze względu na intencję być aktem cnoty. Nietrudno mi siebie o tym przekonać, bo sama na sobie doświadczyłam, jak to nigdy nie można sądzić. – Było to podczas rekreacji; siostra kołowa zadzwoniła dwa razy; trzeba było otworzyć bramę klauzurową robotnikom, którzy mieli wnieść drzewka przeznaczone do żłóbka. Rekreacja nie była wesoła, bo nie było Ciebie, moja droga Matko, toteż pomyślałam, że jeśli mnie zawołają do pomocy, będę bardzo zadowolona; właśnie matka Podprzeorysza powiedziała, bym poszła usłużyć ja albo siostra, która była koło mnie; natychmiast zaczęłam zdejmować fartuszek, ale dosyć spokojnie, aby moja towarzyszka mogła mnie uprzedzić, sądziłam bowiem, że będzie jej miło pójść pomóc. Siostra zastępująca szafarkę z uśmiechem patrzyła na nas i widząc, że wstałam ostatnia, powiedziała do mnie: «Ach! dobrze wiedziałam, że nie przydasz tej perły do swej niebieskiej korony; zbyt wolno zabierałaś się do tego…» Z pewnością całe zgromadzenie uważało, że postąpiłam tak pod wpływem natury, a mnie trudno wypowiedzieć, jak zbawienne dla mej duszy było to drobne zdarzenie i jak uczyniło mnie pobłażliwą dla słabości innych. Chroni mnie teraz także od próżności, kiedy jestem chwalona, bo wtedy mówię sobie: skoro moje małe akty cnoty bierze się za niedoskonałość, to można się równie mylić, biorąc za cnotę to, co jest niedoskonałością. Mówię więc za św. Pawłem: «Bardzo mało mnie smuci być sądzoną przez jakikolwiek trybunał ludzki. Nie sądzę siebie samej; tym, który mnie sądzi, jest PAN» (1 Kor 4, 3–4). Aby więc uczynić sobie ten sąd bardziej przychylnym, albo raczej, by nie być wcale sądzoną, chcę zawsze z miłością myśleć o wszystkich, bo Jezus powiedział: «Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni» (Łk 6, 37)” (Św. Teresa od Dzieciątka Jezus – Dzieje duszy, 10). Św. s. Faustyna Kowalska natomiast pisze: „Dziś odwiedziła mnie pewna świecka osoba, przez którą miałam wielkie przykrości, która nadużyła mojej dobroci, kłamiąc wiele rzeczy. W pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłam, ścięła mi się krew w żyłach, gdyż stanęło mi wszystko przed oczyma, co przez nią wycierpieć musiałam, choć jednym słowem od niej uwolnić bym się mogła. I przyszła mi myśl, aby jej dać poznać prawdę stanowczo i natychmiast. Ale w jednej chwili stanęło mi miłosierdzie Boże przed oczyma i postanowiłam tak z nią postępować, jakby postąpił Jezus będąc na moim miejscu. Zaczęłam z nią rozmawiać łagodnie, a kiedy pragnęła rozmawiać ze mną sam na sam, wtenczas dałam jej jasno poznać jej smutny stan duszy, w sposób bardzo delikatny. Widziałam jej głębokie wzruszenie, choć kryła je przede mną. W tej chwili weszła osoba trzecia, a więc rozmowa nasza sam na sam została skończona. Osoba ta prosiła mnie o szklankę wody i jeszcze dwie rzeczy inne, a to chętnie jej uczyniłam zadość. Jednak gdyby nie łaska Boża, nie byłabym w stanie tak z nią postąpić. Kiedy odeszły, dziękowałam Bogu za łaskę, która mnie wspierała w tym czasie. Wtem usłyszałam te słowa: «Cieszę się, że postąpiłaś jako prawdziwa córka moja. Bądź zawsze miłosierna, jako ja miłosierny jestem. Kochaj wszystkich z miłości ku mnie, choćby największych wrogów, aby się mogło w całej pełni odbić w sercu twoim miłosierdzie moje». O Chryste, choć tak wielkich wysiłków trzeba, ale z łaską Twoją wszystko można” („Dzienniczek”, 1694–1695). „Kochaj wszystkich z miłości ku Mnie” – mówi też dziś Jezus do każdego z nas. Wiemy, że nie jest to zawsze łatwe, ale jak zauważyła s. Faustyna: „z łaską Twoją wszystko można”, Panie Jezu Chryste. Jeśli rzeczywiście z miłością pójdziemy do ludzi, ufni, że Jezus jest z nami i nam pomoże, to na pewno wiele osób przyprowadzimy do Chrystusa, rozpalając ich serca miłością do Boga i innych ludzi. Warto też zobaczyć choćby na jednym przykładzie, jak to robił założyciel naszego Zgromadzenia, św. Kasper del Bufalo. Oto jedno ze zdarzeń z jego życia: „Przed wyjazdem do Forlimpopoli misjonarze otrzymali anonim ostrzegający o planowanym zamachu na ich życie. Uważa się ich bowiem za szpiegów papieża i zakamuflowanych urzędników regionalnej policji. Ks. Kasper jednak pojechał. Na pogróżki o śmierci tematem jego kazania była właśnie śmierć chrześcijanina. „Moim życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem”. Ogromne tłumy ludzi czekały w kolejce na spowiedź, gdy kaznodzieja schodził z ambony. Nawet zawodowi bandyci skruszeni padali na kolana. Pogróżki zamachu nie były fikcją. Wrogowie religii i misjonarzy wynajęli czterech znanych powszechnie zbójów z okolicy: obiecali im sowitą zapłatę, jeżeli zamordują Kaspra. On zaś, chociaż uprzedzony o powziętym zamiarze nie przerwał nauk, ufając, że jego obrona leży w rękach boskich. Po kazaniu jeden z bandytów poszedł za nim do domu, w którym zatrzymali się misjonarze. Pozostali trzej czekali na niego w wozie, przygotowani do ucieczki po dokonaniu mordu. Salvador Cortesi, jeden z kolegów Kaspra, przeraził się, gdy ujrzał bandytę, który mu oznajmił, że chce widzieć się z del Bufalo. Ks. Cortesi pobiegł do Kaspra z ostrzeżeniem. Ten zaś uspokoił go, mówiąc: – Pozwól mu wejść, Bóg go przysłał! Gdy bandyta przestąpił próg domu, wziął go za rękę i zaprowadził do swego pokoju, mówiąc serdecznie: – Witaj, panie! Czy przyszedłeś, żeby się wyspowiadać? Bandyta poczuł się zbity z tropu. Pod opończą czuł ukryty sztylet, lecz nie miał siły go wydobyć. Tymczasem misjonarz pytał dalej: – Chcesz otrzymać pokój Chrystusa, czy też bez końca przelewać ludzką krew? Pamiętaj, że Pan nasz przelewał Swoją Krew za ciebie, właśnie za ciebie! Twój sztylet nie zabije mnie, a ponownie ugodzi śmiertelnie samego Chrystusa. On mnie wyświęcił, bym codziennie pomnażał Jego świętą Krew na ołtarzu. Chcesz splamić się krwią Abla? Czy nazywasz się Kain? Krew Chrystusa będzie świadczyć przeciwko tobie przez całą wieczność. Widząc serdeczną dobroć w oczach księdza, zbrodniarz padł mu w ramiona i wyznał grzechy; łańcuch zbrodni ciążący mu na sumieniu, splamionym krwią. Po rozgrzeszeniu Kasper, trzymając go pod rękę, odprowadził do drzwi i zapytał o czekających na niego towarzyszy: – Gdzie oni są? Zobaczył przy pobliskim moście tłum ludzi, którzy byli świadkami strasznej katastrofy: przestraszone konie poniosły wóz do rzeki i wszyscy zatonęli” („Apostołowie Krwi Chrystusa” – Alfonso de Santa Cruz, Wrocław 1984, str. 61–62). Tak. Serdeczna dobroć widziana w naszych oczach i pełne mądrości słowa odniesione do Chrystusa potrafią skruszyć nawet zatwardziałe serce grzesznika, potrafią też wzbudzić chęć przemiany życia w tych, których serca są zaledwie letnie, tych, którzy Mszę św. traktują jako ciężki obowiązek, a przykazania jako przeszkodę do szczęścia. Przy tym nie można wątpić w pomoc Bożą, gdyż Jemu bardziej niż nam zależy na nawróceniu każdego człowieka, a szczególnie tych, „którzy się źle mają”. Spójrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi. On na to przyszedł na świat, „aby dać świadectwo prawdzie” (J 18, 37), aby nauczyć nas tak żyć, abyśmy nie tylko sami byli zbawieni, ale też pomagali tym, którzy się gdzieś zagubili i być może zdaje się im, że dla nich już nie ma nadziei i wszystko jest skończone. Oprócz tego, skoro Jezus szukał grzeszników i przygarniał ich, to czyż i my nie powinniśmy czynić podobnie? Oprócz tego jeszcze Jezus przypominał, że jeden jest tylko Nauczyciel Bóg, a my wszyscy – a więc animatorzy, kapłani, misjonarze – braćmi jesteśmy (zob. Mt 23, 8). Ostrzegał też przed sądzeniem innych, aby nie popaść przed sąd, gdyż jeden jest tylko Sędzia, który może dać życie wieczne lub wtrącić do piekła. Mówił też o tym św. Jakub (zob. Jk 4, 11–12). Jezus zmartwychwstały sprawił, że Szaweł, wróg chrześcijan, stał się największym Apostołem Narodów, który swą wiarę w Chrystusa zanosił do pogan, nie zważając na trudy, prześladowania, udręki, więzienia. Kimże my jesteśmy i co mamy innym do zaoferowania, czego nie mają u siebie w parafiach? Jaki przykład im możemy dać? Warto na zakończenie roku formacyjnego zrobić sobie taki rachunek sumienia, aby wejść w nowy rok z zapałem Chrystusowym, o którym wspomina dzisiejsza Ewangelia. Dom Boży to głównie dom modlitwy. Zatem czyż nie jest najważniejsza modlitwa w naszym życiu i w życiu członków WKC? Czyż nie jest bardzo ważne życie „Słowem życia”, które z tygodnia na tydzień kształtuje członków Wspólnoty? Czyż nie jest ważna zbiorowa modlitwa w tygodniowych grupach, która może być wysłuchana właśnie dlatego, że grupa stwarza taką możliwość, zgodnie z obietnicą Jezusa? Czyż nie jest ważne stworzenie możliwości rozmawiania normalnym językiem także o Bogu, Jego obecności i działaniu w naszym życiu wówczas, gdy we współczesnym świecie nawet w rodzinach trudno o taką budującą rozmowę i wspólną modlitwę? Czego nam jeszcze trzeba? Cóż my możemy dać ludziom więcej niż sam Bóg? Czy też nie powinniśmy brać przykładu ze św. Kaspra del Bufalo, który – podobnie jak Jezus – szukał szczególnie tych, którymi inni pogardzali? Kasper zakładał dla nich domy, opiekował się nimi, nie oczekując nic w zamian. Niczego też nie narzucał pod groźbą grzechu, a jedynie wskazywał na to, co dobre i zalecał… – głównie po to, „aby żadna kropla Krwi Chrystusa nie była przelana daremnie”. Czyż i nie to powinno być naszą troską? 15 września 2015 r. w kaplicy Domu św. Marty podczas Mszy św. papież Franciszek tak mówił: „Kościół jest Matką. To nasza «Święta Matka Kościół», która nas rodzi przez chrzest, daje nam rozwijać się w swojej wspólnocie i okazuje postawę macierzyństwa, łagodności, dobroci: Matka Boża i Matka Kościół umieją tulić swoje dzieci, darzyć je czułością. Myśleć o Kościele bez tego macierzyństwa, to wyobrażać sobie sztywne stowarzyszenie, stowarzyszenie bez ludzkiego ciepła, osierocone”. Franciszek dodał, że Kościół przyjmuje nas wszystkich właśnie jak matka: „A tam, gdzie jest macierzyństwo, jest życie, jest radość, jest pokój, wzrasta się w pokoju. Kiedy zabraknie tej macierzyńskości, pozostaje tylko sztywność, owa dyscyplina, w której nie ma miejsca na uśmiech. Jedną z rzeczy najpiękniejszych i najbardziej ludzkich jest uśmiechać się do dziecka i sprawiać, że ono się uśmiecha”. A my, kochani, jak przyjmujemy nowych członków? W jaki sposób przyjmujemy siebie nawzajem? Czy z czułością Matki, Bożej Matki, Matki Przenajdroższej Krwi, Wspomożycielki Wiernych, czy może niestety inaczej? Niech zatem do refleksji, do szukania odpowiedzi na te dwa pytania, pobudzą nas powyższe słowa papieża. Niech Duch Święty nas prowadzi drogą Bożej mądrości i miłości.
ks. Andrzej Szymański CPPS
You must be logged in to post a comment.