2. Święty Jan Paweł II — historia człowieka przelewającego krew.
12.11.2015 Łabuńk
Święty Jan Paweł II — historia człowieka przelewającego krew.
- Wstęp
Każdy z nas ma do św. Jana Pawła II odrębny stosunek. Składają się na to głównie nasze przeżycia z czasów kiedy jako papież odwiedzał nasz kraj, nasze miasta. Niejednokrotnie przemierzaliśmy setki kilometrów by spotkać się z ojcem świętym, by słuchać jego słów, by doświadczyć obecności człowieka świętego niemalże na wyciągnięcie ręki.
Jan Paweł II był mistrzem dialogu z tłumem. W naszej zbiorowej pamięci na zawsze pozostaną żywiołowe okrzyki: „Niech żyje papież”, „Zostań z nami”, „Kochamy ciebie”(…)
Co sprawiało, że ciągnęły za nim tłumy? Co było przyczyną tego, że osoba Jana Pawła tak mocno wryła się w pamięć wielu milionów ludzi?
Komentatorzy życia społecznego o krytycznym spojrzeniu na sprawy Kościoła, na papieskie pielgrzymki i na samą osobę papieża, negatywnie oceniając entuzjazm tłumów mówili, że papież potrafił zmanipulować rzesze ludzi. Umiał radzić sobie z tłumem bo mówił to co ludzie chcą słyszeć. Ale my jako chrześcijanie, pokolenie, które miało szansę wychować się przy papieżu (żyć w czasie jego pontyfikatu), musimy zdecydowanie zaprotestować. Odpowiadając na te zarzuty z całą stanowczością musimy powiedzieć, że Jan Paweł II był przekonującym i autentycznym świadkiem wiary. Był człowiekiem, z którego emanowała świętość i przy tym wszystkim radość. Co dla wielu jest nie zrozumiałe, bo jak świętość – to pokuta; a jak pokuta – to smutek na twarzy. Jan Paweł II niewątpliwie „zarażał radością”, ale ta radość zawsze miała dobry smak, wyczucie i nigdy nie wykraczała poza granice świętości. Taki powinien być pasterz. To on wyznaczał kierunki, na jego głos owce szły za nim. Kiedy trzeba było to mówił stanowczo i dosadnie, wręcz surowo, ale ten poważny ton zawsze miał na celu troskę o człowieka. Nigdy nie był skierowany przeciw człowiekowi, ale w obronie człowieka i jego godności. Nie brakowało też momentów radosnych, uśmiechu, żartów, które znakomicie korelowały z osobowością Jana Pawła II ukazując nam wzór człowieka, kapłana, pasterza.
Ustaliliśmy zatem, że radość i dojrzałość duchowa a także autentyczność wiary i świadectwo o niej to wybijające się cechy ojca świętego. To jest ten potencjał świętości, którym pociągał za sobą ludzi, i który wzrastał w nim przez całe życie. Wiele pozytywnych cech na pewno wypracował przez lata nauki, doświadczeń studenckich, seminarium, kapłaństwo, praca duszpasterska, powołanie na biskupa, kardynała i wreszcie papieża. We wszystkich etapach swojego życia nie rozstawał się z krzyżem. Krzyż, cierpienie, śmierć bliskich osób wielce go doświadczały, ale nie zmieniły na gorsze. Czasem cierpienie trwale zmienia człowieka w kogoś nieznośnego, aspołecznego. Tak się dzieje z cierpieniem nie przepracowanym, którego człowiek nie zdołał przemodlić, opowiedzieć o nim Panu Bogu. Inaczej było u papieża. Jan Paweł II modlił się dużo, gorliwie i wytrwale. Jego osobisty fotograf Arturo Mari wspominał, że podczas lotu w kolejną apostolską podróż ojciec święty do tego stopnia potrafił zanurzyć się w modlitwie, że nie zauważył kiedy już wylądowali na miejscu.
O samej modlitwie papieża też można by mówić równie dużo. My skupimy się na niej w kolejnych punktach. Teraz powiedzmy kilka słów o samej tajemnicy cierpienia. Do tego elementu ludzkiej egzystencji papieża każe nam zawęzić spektrum brzmienie bieżącego tematu. „Jan Paweł II historia człowieka przelewającego krew”.
- Tajemnica cierpienia.
Jan Paweł II posiadający niezwykły zmysł wiary nigdy nie nazwał cierpienia inaczej jak tylko – tajemnica. W swoim liście o cierpieniu Salvifici doloris wydanym 11 lutego 1984 roku napisał: „Tajemnica odkupienia jest głęboko zakorzeniona w cierpieniu”. W innym miejscu dz. cyt: „Cierpienie jest tajemnicą szczególnie nieprzeniknioną…”. Uderzające jest to zestawienie słów: „Cierpienie i tajemnica; tajemnica i cierpienie”. Ale nie o grę słów tu idzie. Jan Paweł II uczył jak przez wiarę odnieść się do cierpienia. Jak mądrze i dojrzale łączyć ze sobą te dwie rzeczywistości. Cierpienie nie musi doprowadzić człowieka do obłędu, ale przez wiarę oddane Bogu, stanie się tajemnicą. A tajemnicy trzeba strzec, tajemnicę trzeba rozważać dopiero wówczas tajemnica cierpienia przyniesie człowiekowi zbawienne skutki. Nie jest już zatem dziwne, że mimo tylu trosk, odpowiedzialności za cały Kościół i własnych cierpień wynikających z chorób, papież umiał zachować radość był otwarty dla wszystkich. To nie mogło być udawanie czy granie pod publiczkę bo prędzej czy później nie starczyłoby mu sił. Papież Jan Paweł II przez całe życie zachował witalne siły choć pod koniec jego życia wszyscy widzieli jak się zmagał.
„Pielgrzymował wytrwale na koniec świata tak długo, aż nogi odmówiły mu posłuszeństwa, głosił słowo Boże aż po utratę zdolności mówienia, jego pełna blasku twarz jaśniała, dopóki choroba nie zdeformowała jej grymasem bólu, jego ramiona wyciągały się ku wszystkim, aż utracił władzę w drżących dłoniach…”[1]. Słowa te wiele nam mówią i pomagają zrozumieć dlaczego w chrześcijaństwie cierpienie należy nazwać tajemnicą, że krzyż to tajemnica, że ogrójec, biczowanie, cierniem ukoronowanie, dźwiganie krzyża i wreszcie śmierć Chrystusa to jest TAJEMNICA. Jak wielką trzeba mieć siłę duchową by ból, czy cierpienie nazwać tajemnicą.
W dzisiejszych czasach wydaje się, że człowiek ucieka od cierpienia. Kiedy przysłuchuję się spontanicznym modlitwom wiernych (np. podczas skupień) to wnioskuję, że wierzymy żeby Bóg nas uchronił od cierpienia. Nasza wiara jest motywowana lękiem przed cierpieniem. Gorączkowo szukamy sposobów by uciec przed cierpieniem. W tej ucieczce pomaga nam ciągle rozwijająca się medycyna, ale jej możliwości kiedyś też się kończą.
Zobaczmy dziś na rynku pojawia się coraz więcej medykamentów. Dostępne są tabletki na prawie każdy rodzaj bólu. Kiedy boli cię głowa to medycyna na to tabletkę, boli cię ząb – tabletka, wątroba (żołądek) – tabletka, na trawienie — tabletka , na ciśnienie, na nadkwasotę… — przyjmujemy garść tabletek. Wszystko po to by uśmierzyć ból, bo człowiek ma być szczęśliwy, uśmiechnięty. Nie przeczę, że tak ma nie być, ale zobaczmy w tym wszystkim, że przez to że chcemy wyeliminować każdy rodzaj bólu tak naprawdę dajemy się zagnać w „kozi róg”. A co zrobić kiedy człowieka boli dusza? Kiedy w rodzinie są kłótnie i nieporozumienia? Kiedy małżeństwo się sypie? — na to medycyna nie ma tabletek. I tu wchodzimy już na grunt godności cierpienia, godności człowieka, tajemnicy cierpienia – co bardzo mocno podkreślał w swoim nauczaniu św. Jan Paweł II.
Św. Papież uczył nas dużo o cierpieniu, bo sam był człowiekiem cierpiącym. I nie mam tu na myśli ostatnich lat życia, kiedy to cierpienie było bardzo zauważalne. Przecież od najmłodszych lat doświadczał cierpienia przekonując się czym jest utrata bliskiej osoby. Jako uczeń szkoły średniej miał plany, marzenia, teatr – to wszystko pokrzyżowała II wojna światowa. Potem ustrój komunistyczny dopełniał cierpień w życiu już księdza Wojtyły, biskupa, kardynała, aż wreszcie papieża.
Wielu z nas pamięta Jana Pawła z początku pontyfikatu kiedy mocno i energicznie trzymał krzyż, który wybrał sobie na papieski pastorał, ale zapadł nam też w pamięć papież, który dzięki temu pastorałowi mógł się utrzymać prosto na nogach. Krzyż w dłoniach ojca świętego Jana Pawła II to pewien symboliczny obraz. Niektórzy mówią, że krzyż to klucz do jego świętości. On nie mógłby utrzymać tego krzyża w dłoniach gdyby nie głębokie życie modlitwy…
- Kiedy cierpisz to się módl.
„Ciężar odpowiedzialności za wszystkie kościoły świata, każą papieżowi przede wszystkim trwać na modlitwie. To jest pierwszy papieża obowiązek”.
Życiu modlitewnemu Jana Pawła II można by poświęcić osobne rozważanie. Dość wspomnieć w tym miejscu, że każdy dzień papież rozpoczynał od godzinnej modlitwy osobistej. Co piątek odprawiał Drogę Krzyżową, a w Wielkim Poście codziennie.
A więc zobaczmy jak ta tajemnica krzyża była wrośnięta w jego duchowość. On urodził się u stóp krzyża, wychował pod krzyżem i umarł z krzyżem. Papież nie szukał ucieczki przed krzyżem, ale wpatrując się w krzyż czerpał z niego siłę. We wspomnianym już liście o cierpieniu Salvifici doloris tak napisał: Ewangelia i wiara nie uśmierzają wprawdzie fizycznego bólu, ale czynią go łatwiejszym do zniesienia, ponieważ otwierają nam drogę do jego głębszego sensu i zrozumienia.
Pierwszym a zarazem najtrudniejszym momentem próby dla papieża i dla wiernych, którzy go słuchali i za nim szli był zamach na jego osobę 13 maja 1981 roku. Po postrzale osuną się na podłogę samochodu w pozycji Jezusa zdejmowanego z krzyża. Powiedział „boli” a po chwili wypowiadał słowa: „Jezu, Maryjo, Matko moja”. Cały chrześcijański świat zamarł w szoku. Potem wszyscy zadawali sobie pytanie, jak to mogło się stać? A dopiero potem powstała wielka krucjata modlitewna za papieża. Wołanie wszystkich do Boga aby ocalił papieża pomogło. Kiedy odzyskał przytomność nad ranem 14 maja pierwsze słowa do ks. Dziwisza „odmówiłem kompletę”? Trudny i niezwykle bolesny moment w życiu Ojca Świętego potęgowała wieść że kard. Wyszyński umiera. W pożegnalnej rozmowie telefonicznej Jan Paweł II usłyszał od prymasa „połączyło nas cierpienie…, ale Ojciec jest uratowany”. Kadr. Wyszyński zmarł 28 maja wówczas papież był jeszcze w szpitalu.
Z powodu niemożności bycia razem z wiernymi podczas modlitwy Anioł Pański papież nagrał na taśmie kilka słów, w których wyraża pragnienie solidarności i duchowej łączności z dwoma osobami zranionymi w tym zamachu. Papież powiedział także, iż modli się za brata, który go zranił i szczerze mu przebacza.
I można się zapytać: kto tak potrafi, jeśli nie święty?
Papież czerpał siłę z krzyża bo wiedział że po cierpieniu przychodzi zmartwychwstanie. I choć później, jak wspomina kard. Dziwisz było jeszcze wiele prób zamachu na ojca świętego ale on nigdy się nie poddał. Za to wytrwale uczył: „Kiedy spada na ciebie krzyż nie zapominaj, że inni też cierpią, przebacz krzywdzącym, zjednocz się z ukrzyżowanym, ofiaruj cierpienia za innych, odnów swój akt zawierzenia”.
„Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka”.
Takich katechez o krzyżu ojciec święty wygłosił wiele, ale przede wszystkim pociągał przykładem życia. Przyjmował krzyż choroby, niezrozumienia, odrzucenia na modlitwie wszystko to Bogu ofiarowywał i był konsekwentny w niesieniu swojego krzyża.
- Jan Paweł II świadek krzyża.
Kard. J. Ratzinger powiedział kiedyś, że w życiu ojca świętego słowo „krzyż” nie było tylko słowem.
Motorem napędowym wszystkich działań Jana Pawła II była ofiarna miłość Chrystusa. To ona napędzała go do przekraczania siebie i nieustannego poświęcania dla bliźniego. Z dużą śmiałością możemy powiedzieć w tym miejscu, że Jan Paweł II ewangelizował krzyżem, był świadkiem krzyża.
W tradycji chrześcijańskiej słowo „martyr” oznacza świadek, ale też i męczennik. Papież doskonale o tym wiedział przemierzając świat z pastorałem w kształcie krzyża. Przez 25 lat pontyfikatu odwiedził 129 różnych krajów podczas 104 podróży apostolskich. Przemierzył 1 247 613 km. Ktoś obliczył, że to taki sam dystans jakby 30 okrążyć glob ziemski. Przebywał w drodze 822 dni (8,7 proc. swojego pontyfikatu), odwiedził 1022 miejscowości, gdzie wygłosił 3288 przemówień. W samych Włoszech odbył 146 wizyt. Jako biskup Rzymu odbywał wizytacje kanoniczne odwiedził wówczas 320 spośród 336 parafii Wiecznego Miasta.
Kiedy strudzony pielgrzym odszedł do Pana świadkowie twierdzą, że zapadła przejmująca cisza było tylko słychać szum dwóch fontann na Placu Św. Piotra. Ludzie przytulali się do siebie wyrażając potrzebę bycia przy bliskiej osobie. Po jakimś czasie pojawiły się oklaski. Jeden z polskich świadków usłyszał słowa małej dziewczynki „dlaczego biją brawa?” A jej starszy rezolutny braciszek odpowiedział „Bo wygrał papież”. Niech to wydarzenie posłuży nam za puentę.
Opr. ks. Filip P. Pięta, CPPS
[1] Jakimowicz T. Pasterz wsparty o krzyż, Gość Niedzielny 12/2014 s.23
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.