Ks. Andrzej Szy­mań­ski CPPS – Swarzewo

TEMAT VI — WIARA A SZUKANIE WOLI BOŻEJ

Wpro­wa­dze­nie

Temat ten, któ­ry będzie­my roz­wa­żać w mie­sią­cu lutym, jest już szó­stym tema­tem reali­zo­wa­nym w ramach tema­tu for­ma­cyj­ne­go na rok 2015/2016, któ­rym jest: Roze­zna­wa­nie woli Bożej.

W minio­nym mie­sią­cu zapo­zna­li­śmy się z podob­nym tema­tem, a mia­no­wi­cie sta­ra­li­śmy się nauczyć roz­po­zna­wać wolę Bożą w tru­dach dnia codzien­ne­go. Do tego celu nale­ża­ło­by zapo­znać się z Pismem Świę­tym – szcze­gól­nie NT, gdyż żyje­my w cza­sach nowo testa­men­tal­nych, a oprócz tego z nauką Kościo­ła wyło­żo­ną w Kate­chi­zmie Kościo­ła Kato­lic­kie­go, aby móc lepiej zro­zu­mieć sło­wa z NT.

Zawsze też jeste­śmy zobo­wią­za­ni do jed­no­ści z Kościo­łem, na cze­le któ­re­go stoi Papież. Zatem w szu­ka­niu woli Bożej na co dzień, będzie­my też kie­ro­wać się aktu­al­nym naucza­niem papie­skim. Pod­czas swych piel­grzy­mek misyj­nych, pod­czas spo­tkań na kon­ty­nen­cie ame­ry­kań­skim we wrze­śniu 2015 r. papież wska­zał kon­kret­ny kie­ru­nek życia chrze­ści­jań­skie­go, któ­ry jest niczym innym, jak kie­run­kiem wska­za­nym przez same­go Jezu­sa z Naza­re­tu kie­ru­ją­ce­go się w życiu peł­nie­niem woli Ojca, któ­ry wyra­ża swe ojco­stwo w obra­zie z przy­po­wie­ści o Synu mar­no­traw­nym (Łk…). Ojciec zawsze cze­ka na powrót syna, któ­ry chciał żyć po swo­je­mu, roz­trwo­nił swój mają­tek, a kie­dy wra­ca skru­szo­ny, otrzy­mu­je nie tyl­ko prze­ba­cze­nie, ale miłość i radość Ojca, któ­ry wciąż na nie­go cze­kał. Czy­ta­jąc tę przy­po­wieść, moż­na odnieść wra­że­nie, jak­by czas złe­go postę­po­wa­nia syna, został wyma­za­ny. Syn na nowo otrzy­mu­je wszyst­ko, co stra­cił, a ojciec w swej rado­ści urzą­dza przy­ję­cie, aby wszy­scy rado­wa­li się z nim.

Papież wska­zu­je też na ubó­stwo i miło­sier­dzie, jako dro­gę, któ­rą nale­ży podą­żać za Chry­stu­sem ubo­gim i miłosiernym.

W USA do bisku­pów kie­ru­je sło­wa peł­ne tro­ski paster­skiej, a zara­zem bra­ter­skiej nawo­łu­jąc do poko­ry, jed­no­ści, miło­sier­dzia i modli­twy. Ina­czej mówiąc nawo­łu­je do powro­tu do źró­dła jakim było życie Jezu­sa i Apo­sto­łów opi­sa­ne w Ewan­ge­lii. Zatem i my podą­ża­jąc za Jezu­sem, win­ni­śmy w codzien­nym życiu zacho­wy­wać się podob­nie jak Jezus. Powin­ni­śmy też słu­chać Jego nauki pro­wa­dzą­cej do lep­sze­go pozna­nia Boga Ojca, Jego woli oraz Kró­le­stwa Nie­bie­skie­go do któ­re­go zmie­rza­my, a w pew­nym sen­sie Ono już jest wśród nas, jeśli Jezu­sa posta­wi­my w cen­trum nasze­go życia. Jezus zmar­twych­wsta­ły rze­czy­wi­ście jest obec­ny wśród nas w swo­im Koście­le udzie­la­jąc nam łask szcze­gól­nie poprzez sakra­men­ty świę­te. On w Eucha­ry­stii kar­mi nas swo­im Cia­łem na życie wiecz­ne, odpusz­cza nam grze­chy w sakra­men­cie poku­ty, uzdra­wia w sakra­men­cie cho­rych i obda­ro­wu­je dara­mi Ducha Świę­te­go w sakra­men­cie bierz­mo­wa­nia. Na doro­słe życie, Bóg nam bło­go­sła­wi w sakra­men­cie mał­żeń­stwa lub powo­łu­je do szcze­gól­nej służ­by bra­ciom w sakra­men­cie kapłaństwa.

Jezus uprze­dza nas, że dro­ga pój­ścia za Nim nie jest łatwa. Mówi o nie­sie­niu krzy­ża, a jak zwra­ca uwa­gę papież Fran­ci­szek, ta dro­ga wią­że się z odrzu­ce­niem, wyszy­dze­niem, cię­ża­rem i bólem. Wią­że się z przy­ję­ciem na sie­bie tego wszyst­kie­go, co wro­go­wie Chry­stu­sa, wro­go­wie Kościo­ła nam przy­go­to­wa­li. – Nie­ste­ty, Jezus był też wyszy­dzo­ny i ska­za­ny przez tych, któ­rzy byli wie­rzą­cy­mi w Boga Ojca.

Tak i teraz nawet ze stro­ny bra­ci w wie­rze, mogą nas spo­tkać przy­kro­ści, nie­zro­zu­mie­nie. Jed­ną z przy­czyn jest chęć dopa­so­wa­nia się do tego świa­ta, któ­ry nie­chęt­nym okiem patrzy na ubó­stwo, poko­rę i małość czło­wie­ka świa­do­me­go swej grzesz­no­ści i zależ­no­ści od Boga. Świat współ­cze­sny kocha ludzi suk­ce­su, a pogar­dza tymi, któ­rzy z racji swej ułom­no­ści fizycz­nej lub psy­chicz­nej są nie­ja­ko cię­ża­rem. Nie moż­na się nimi pochwa­lić, ani dzię­ki nim nie moż­na czer­pać zysku, a jed­nak to oni są jak­by baro­me­trem dla roz­po­zna­nia auten­tycz­no­ści naszej wiary.

Sko­ro tyle mówi­my o wie­rze, oraz wia­ra jest jed­nym z czyn­ni­ków nasze­go tema­tu, to war­to jej poświę­cić choć tro­chę cza­su, a więc:

  1. Wia­ra

Żyje­my w dobie wiel­kich osią­gnię­ci nauki i tech­ni­ki, któ­re to osią­gnie­cia moż­na uwa­żać, za jeden ze spo­so­bów reali­za­cji zada­nia dane­go czło­wie­ko­wi już na samym począt­ku świa­ta, a zapi­sa­ne­go w Księ­dze Rodza­ju (Rdz .…): Czyń­cie sobie zie­mię pod­da­ną. Zatem zgod­nie z wolą Boga i wła­snym sumie­niem, moż­na korzy­stać z tych osią­gnięć, a w tym z Inter­ne­tu, w któ­rym moż­na zna­leźć infor­ma­cje nie­mal­że na każ­dy temat. Infor­ma­cje tam zawar­te pozwa­la­ją w szyb­ki spo­sób odna­leźć to, co daw­niej zaję­ło­by nam wie­le godzin sie­dze­nia w biblio­te­kach, lub nad książ­ka­mi zdo­by­wa­ny­mi nie­raz z wiel­kim tru­dem. Ja rów­nież posłu­żę się Inter­ne­tem do przy­bli­że­nia poję­cia wia­ry. Na zna­nej powszech­nie stro­nie Wiki­pe­dii, znaj­du­je­my mie­dzy inny­mi arty­kuł doty­czą­cy wia­ry chrześcijańskiej:

Wia­ra (chrze­ści­jań­stwo)

Abra­hamojciec wia­ry, wzór tego, kto szedł dro­gą zawie­rze­nia Bogu w spo­sób dosko­na­ły. Zro­dzo­ny przez nie­go wbrew natu­rze rze­czy syn Iza­ak, był owo­cem wia­ry Abra­ha­ma. Się­ga­ła ona jed­nak dalej – ku Chry­stu­so­wi, któ­re­go Iza­ak był figu­rą: Abra­ham, ojciec wasz, roz­ra­do­wał się z tego, że ujrzał mój dzień – ujrzał i ucie­szył się (J 8,56).

Wia­ra /(gr.) πίστις, (łac.) fides, (hebr.) aman, batah/ – w chrze­ści­jań­skiej reflek­sji jest porę­ką tych dóbr, któ­rych się spo­dzie­wa­my, dowo­dem tych rze­czy­wi­sto­ści, któ­rych nie widzi­my (Hbr 11,1). Więk­szość defi­ni­cji wia­ry for­mu­ło­wa­nych w cią­gu histo­rii chrze­ści­jań­skiej teo­lo­gii była pochod­ną tego sfor­mu­ło­wa­nia biblij­ne­go. Wia­ra jest cno­tą boską (teo­lo­gal­ną) nad­przy­ro­dzo­ne­go pocho­dze­nia – razem z nadzie­ją i miło­ścią (1Kor 13,13).

Według Biblii wia­ra jest zasad­ni­czą przy­czy­ną wszel­kie­go życia reli­gij­ne­go, jego źró­dłem i ośrod­kiem. Zróż­ni­co­wa­na ter­mi­no­lo­gia hebraj­ska odno­szą­ca się do wia­ry, aman oraz batah, suge­ru­je dwu­bie­gu­no­wość tego pojęcia:

  1. zaufa­nie do oso­by „wier­nej”, w któ­re zaan­ga­żo­wa­ny jest cały człowiek
  2. oraz pewien akt inte­lek­tu­al­ny, dzię­ki któ­re­mu przez sło­wo i odpo­wied­nie zna­ki moż­na dotrzeć do rze­czy­wi­sto­ści nie­wi­dzial­nej (Hbr 11,1).

Pod­sta­wo­wą figu­rą biblij­ną wia­ry jest Abra­ham – ojciec wie­rzą­cych. Bóg powo­łu­je go z zie­mi chal­dej­skiej (Joz 24,2), gdzie wszy­scy słu­ży­li innym bogom. Abra­ham wie­rzy w Boga (Rdz 15,6), w Jego sło­wo wbrew wszel­kiej ludz­kiej logi­ce (Rz 4,19) i w chwi­li naj­więk­szej pró­by (Rdz 22). Od tej pory sta­je się prze­wod­ni­kiem dla wszyst­kich, któ­rzy, by osią­gnąć zba­wie­nie, powie­rza­ją się cał­ko­wi­cie Bogu i Jego słowu.

W pismach Nowe­go Testa­men­tu wia­ra wią­że się ści­śle z Dobrą Nowi­ną o zba­wie­niu. Oso­ba Jezu­sa Chry­stu­sa i Jego posłan­nic­two – zosta­ła przy­ję­ta przez wia­rę ubo­gich. Jed­ną z nich jest Mary­ja, któ­rej wia­ra osią­gnę­ła sto­pień dosko­na­ły – W sce­nie Zwia­sto­wa­nia i przy spo­tka­niu z Elż­bie­tą – Magni­fi­cat (por. Łk 1,26–38 i Łk 1,46–55). Z cza­sem wokół Jezu­sa, ubo­gie­go, two­rzy się spo­łecz­ność ubo­gich, malucz­kich. Kto poda kubek świe­żej wody do picia jed­ne­mu z tych naj­mniej­szych, dla­te­go że jest uczniem, zapraw­dę powia­dam wam, nie utra­ci swo­jej nagro­dy.  (Mt 10,42); wię­zią tej spo­łecz­no­ści jest wia­ra w Jezu­sa i Jego sło­wa: Lecz kto by się stał powo­dem grze­chu dla jed­ne­go z tych małych, któ­rzy wie­rzą we Mnie, temu było­by lepiej kamień młyń­ski zawie­sić u szyi i uto­pić go w głę­bi morza. Bia­da świa­tu z powo­du zgor­szeń! Muszą wpraw­dzie przyjść zgor­sze­nia, lecz bia­da czło­wie­ko­wi, przez któ­re­go doko­nu­je się zgor­sze­nie… Strzeż­cie się, żeby­ście nie gar­dzi­li żad­nym z tych małych; albo­wiem powia­dam wam: Anio­ło­wie ich w nie­bie wpa­tru­ją się zawsze w obli­cze Ojca moje­go, któ­ry jest w nie­bie. Albo­wiem Syn Czło­wie­czy przy­szedł oca­lić to, co zgi­nę­ło (Mt 18,6–10). Wia­ra ta pocho­dzi od Boga: W owym cza­sie Jezus prze­mó­wił tymi sło­wa­mi: Wysła­wiam Cię, Ojcze, Panie nie­ba i zie­mi, że zakry­łeś te rze­czy przed mądry­mi i roz­trop­ny­mi, a obja­wi­łeś je pro­stacz­kom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Two­je upodo­ba­nie. Wszyst­ko prze­ka­zał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tyl­ko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tyl­ko Syn, i ten, komu Syn zechce obja­wić. (Mt 11, 25). On jest jej ini­cja­to­rem. Odpo­wie­dział Szy­mon Piotr: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywe­go. Na to Jezus mu rzekł: Bło­go­sła­wio­ny jesteś, Szy­mo­nie, synu Jony. Albo­wiem nie obja­wi­ły ci tego cia­ło i krew, lecz Ojciec mój, któ­ry jest w nie­bie (Mt 16,16–17).

W Liście do Hebraj­czy­ków wia­ra okre­ślo­na jest jako porę­ka tych dóbr, któ­rych się spo­dzie­wa­my, dowód tych rze­czy­wi­sto­ści, któ­rych nie widzi­my (w. 11,1). Zda­nie to jest powszech­nie przyj­mo­wa­ne jako teo­lo­gicz­na defi­ni­cja wia­ry. Wia­ra jest więc posia­da­niem i pew­nym pozna­niem nie­wi­docz­nych dla oczu cia­ła rze­czy­wi­sto­ści – dzie­dzic­twa któ­re sta­nie się udzia­łem wie­rzą­cych w życiu przy­szłym (por. Hbr 6,5; Rz 5,2; Ef 1,13n). Przy­kła­dy osób wie­rzą­cych zaczerp­nię­te z hagio­gra­fii Sta­re­go Testa­men­tu (por. Syr, rozdz. 44–50) uka­zu­ją, jakiej cier­pli­wo­ści i jakiej mocy jest ona źró­dłem. Wyra­że­nie przez wia­rę wyzna­cza począ­tek kolej­nych przykładów:

Przez wia­rę ten, któ­re­go nazwa­no Abra­ha­mem, usłu­chał wezwa­nia Boże­go, by wyru­szyć do zie­mi, któ­rą miał objąć w posia­da­nie. Wyszedł nie wie­dząc, dokąd idzie. Przez wia­rę przy­wę­dro­wał do Zie­mi Obie­ca­nej, jako zie­mi obcej, pod namio­ta­mi miesz­ka­jąc z Iza­akiem i Jaku­bem, współ­dzie­dzi­ca­mi tej samej obiet­ni­cy. Ocze­ki­wał bowiem mia­sta zbu­do­wa­ne­go na sil­nych fun­da­men­tach, któ­re­go archi­tek­tem i budow­ni­czym jest sam Bóg. Przez wia­rę tak­że i sama Sara, mimo pode­szłe­go wie­ku, otrzy­ma­ła moc poczę­cia. Uzna­ła bowiem za god­ne­go wia­ry Tego, któ­ry udzie­lił obiet­ni­cy. Prze­to z czło­wie­ka jed­ne­go, i to już nie­mal obumar­łe­go, powsta­ło potom­stwo tak licz­ne, jak gwiaz­dy nie­bie­skie, jak nie­zli­czo­ny pia­sek, któ­ry jest nad brze­giem mor­skim. W wie­rze pomar­li oni wszy­scy, nie osią­gnąw­szy tego, co im przy­rze­czo­no, lecz patrzy­li na to z dale­ka i pozdra­wia­li, uznaw­szy sie­bie za gości i piel­grzy­mów na tej zie­mi. Ci bowiem, co tak mówią, oka­zu­ją, że szu­ka­ją ojczy­zny (Hbr 11,8–14).

Apo­stoł Paweł w Liście do Rzy­mian napi­sał, że chrze­ści­ja­nie dzię­ki wie­rze dostę­pu­ją uspra­wie­dli­wie­nia i dzię­ki niej mają też dostęp do Jezu­sa Chry­stu­sa. W Nim mają moż­li­wość trwa­nia w łasce, dają­cej nadzie­ję na osią­gnię­cie chwa­ły Bożej, czy­li nie­ba.

Wia­ra Kościo­ła w NT

Wia­ra uczniów Jezu­sa sta­ła się wia­rą Kościo­ła, gdy oni sami uwie­rzyw­szy w zmar­twych­wsta­nie Mistrza – jako świad­ko­wie – ogła­sza­ją go Panem i Mesja­szem i zachę­ca­ją swo­ich słu­cha­czy do przy­ję­cia tej samej wia­ry, któ­ra ich oży­wia, by w ten spo­sób uczest­ni­czyć w bogac­twach obiet­nic, dostę­pu­jąc odpusz­cze­nia ich grze­chów. – Czy­ta­my o tym roz­dzia­le dru­gim Dzie­jów Apo­stol­skich: Gdy to usły­sze­li, prze­ję­li się do głę­bi ser­ca: Cóż mamy czy­nić, bra­cia? – zapy­ta­li Pio­tra i pozo­sta­łych Apo­sto­łów. Nawróć­cie się – powie­dział do nich Piotr – i niech każ­dy z was ochrzci się w imię Jezu­sa Chry­stu­sa na odpusz­cze­nie grze­chów waszych, a weź­mie­cie w darze Ducha Świę­te­go. Bo dla was jest obiet­ni­ca i dla dzie­ci waszych, i dla wszyst­kich, któ­rzy są dale­ko, a któ­rych powo­ła Pan Bóg nasz.

W wie­lu też innych sło­wach dawał świa­dec­two i napo­mi­nał: Ratuj­cie się spo­śród tego prze­wrot­ne­go poko­le­nia!. Ci więc, któ­rzy przy­ję­li jego naukę, zosta­li ochrzcze­ni. I przy­łą­czy­ło się owe­go dnia oko­ło trzech tysię­cy dusz.

Życie pier­wot­ne­go Kościoła

Trwa­li oni w nauce Apo­sto­łów i we wspól­no­cie, w łama­niu chle­ba i w modli­twach. Bojaźń ogar­nia­ła każ­de­go, gdyż Apo­sto­ło­wie czy­ni­li wie­le zna­ków i cudów. Ci wszy­scy, co uwie­rzy­li, prze­by­wa­li razem i wszyst­ko mie­li wspól­ne. Sprze­da­wa­li mająt­ki i dobra i roz­dzie­la­li je każ­de­mu według potrze­by. Codzien­nie trwa­li jed­no­myśl­nie w świą­ty­ni, a łamiąc chleb po domach, przyj­mo­wa­li posi­łek z rado­ścią i pro­sto­tą ser­ca. Wiel­bi­li Boga, a cały lud odno­sił się do nich życz­li­wie. Pan zaś przy­mna­żał im codzien­nie tych, któ­rzy dostę­po­wa­li zba­wie­nia (Dz 2,38n; 10,43).

Wie­rzyć w teo­lo­gii Nowe­go Testa­men­tu, to przy­jąć naukę świad­ków, Dobrą Nowi­nę (Dz 15,7; 1Kor 15,2), wyzna­jąc, że Jezus jest Panem (1 Kor 12,3; Rz 10,9; por 1 J 2,22). Wia­ra ta otwo­rzy przed umy­słem czło­wie­ka skarby.

  1. mądro­ści same­go Boga obja­wio­nej przez Ducha Świę­te­go (1 Kor 2)
  2. oraz wie­dzy o Jezu­sie Chry­stu­sie i Jego miło­ści (Flp 3,8; Ef 3,19; por 1 J 3,16).

Czło­wiek wie­rzą­cy jest powo­ła­ny do tego, by dawał wyraz swo­jej wie­rze w pozna­niu (J 6,69; 8,28) i w kon­tem­pla­cji (J 1,14; 11,40) tego co niewidzialne.

Tym zatem, cze­go chrze­ści­ja­nie ocze­ku­ją w wie­rze są dobra escha­to­lo­gicz­ne: zmar­twych­wsta­nie cia­ła (por. Rz 8,18–23; 1 Tes 4,13n; por. Dz 2,26; 23,6; 24,15; 26,6–8; 28,20), dzie­dzic­two świę­tych (Ef 1,18; por. Hbr 6,11; 1 P 1,3n), życie wiecz­ne (Tt 1,2; por. 1 Kor 15,19), chwa­ła (2 Kor 3,7–12; Ef 1,18; Kol 1,27; Tt 2,13), wizja Boga (1 J 3,2n) – czy­li, ujmu­jąc jed­nym sło­wem, zba­wie­nie sie­bie i innych (2 Kor 1,6; 1 Tes 2,19).

Św. Piotr mówił o wie­rze w kon­tek­ście miło­wa­nia nie­wi­dzial­nej rze­czy­wi­sto­ści oso­by Chry­stu­sa. War­tość wia­ry jest pró­bo­wa­na jak war­tość zło­ta, jak­by przez ogień. Pozwa­la kochać, cho­ciaż się nie widzi, i ocze­ki­wać na osią­gnię­cie rado­ści nie­wy­mow­nej i peł­nej chwa­ły kró­le­stwa nie­bie­skie­go (por. 1 P 1,7).

2.Wyznanie wia­ry

W co wie­rzy­my, naj­kró­cej wyra­ża­my w zna­nej nam modli­twie, zwa­nej skła­dem Apostolskim:

Wie­rzę w Boga Ojca Wszechmogącego,

Stwo­rzy­cie­la nie­ba i ziemi,

i w Jezu­sa Chrystusa,

Syna Jego Jedy­ne­go, Pana naszego,

któ­ry się począł z Ducha Świętego,

naro­dził się z Maryi Panny,

umę­czon pod Ponc­kim Piłatem,

ukrzy­żo­wan, umarł i pogrzebion,

zstą­pił do piekieł,

trze­cie­go dnia zmartwychwstał,

wstą­pił na niebiosa,

sie­dzi po pra­wi­cy Boga Ojca Wszechmogącego,

stam­tąd przyj­dzie sądzić żywych i umarłych.

Wie­rzę w Ducha Świętego,

świę­ty Kościół powszechny,

Świę­tych obcowanie,

grze­chów odpuszczenie,

cia­ła zmartwychwstanie,

żywot wiecz­ny.

Amen.

Zatem uświa­da­mia­jąc sobie w co wie­rzy­my i komu wie­rzy­my, może­my szu­kać woli Bożej.

  1. Szu­ka­nie woli Bożej

Jak odkry­wać wolę Bożą w swo­im życiu?

Całe Pismo Świę­te jest wyra­zem Bożej woli. Zatem jak już było powie­dzia­ne przy oma­wia­niu poprzed­nie­go tema­tu z mie­sią­ca stycz­nia, przede wszyst­kim trze­ba zapo­znać się z Pismem świę­tym, przy­naj­mniej NT, aby wie­dzieć, cze­go Bóg od nas ocze­ku­je. Zna­jo­mość Pisma świę­te­go pozwa­la też na roze­zna­nie, czy nasze natchnie­nia mają swe źró­dło w Bogu, w naszej ludz­kiej natu­rze, czy może raczej pocho­dzą od złe­go. Moż­na by powie­dzieć, że w kon­kret­nych sytu­acjach roz­strzy­gnię­cie w roz­po­zna­niu dobra lub zła jest moż­li­we przez Ewan­ge­lię podob­nie jak w mie­rze­niu dłu­go­ści potrzeb­ny jest nam wzo­rzec metra (Mia­ra metro­wa np. kra­wiec­ka, czy meta­lo­wa rze­mieśl­ni­cza). W zro­zu­mie­niu Pisma Świę­te­go, jak już mówi­li­śmy poprzed­nio, poma­ga Kate­chizm Kościo­ła Kato­lic­kie­go, więc nale­ża­ło­by też tam szu­kać odpo­wie­dzi na kon­kret­ne tema­ty zwią­za­ne z pro­po­zy­cja­mi, jakie nie­sie życie.

Wolę Bożą wyra­ża Kościół, gdy naucza i dzia­ła w imie­niu Chrystusa.

Wola Boża wyra­ża się w naszych spo­tka­niach z inny­mi ludź­mi, przez ich sło­wa, przez ich posta­wy. Nie tyl­ko te pozy­tyw­ne. Tak­że nega­tyw­na posta­wa bliź­nie­go jest dla nas jakimś zna­kiem od Boga, któ­ry w ten spo­sób pobu­dza nas do reflek­sji lub kon­kret­ne­go działania.

Wola Boża wyra­ża się w wyda­rze­niach zarów­no tych nie­za­leż­nych od nas – wiel­kich doty­czą­cych państw, naro­dów, świa­ta przy­ro­dy, jak i tych drob­nych, małych doświad­cze­niach życia codzien­ne­go małych grup ludzi, a tak­że jed­no­stek. Trze­ba nie­raz wie­le tru­du, aby odkryć, co Bóg nam chce przez nie powie­dzieć, cze­go nauczyć, jakiej kon­kret­nej odpo­wie­dzi od nas oczekuje.

Wolę Bożą odkry­wa­my we wła­snym sumie­niu. Szcze­gól­nie jeśli to sumie­nie jest pra­we, kształ­to­wa­ne Ewan­ge­lią i jeśli czę­sto czy­ni­my rachu­nek sumie­nia. Jeśli nasze sumie­nie jest wraż­li­we, wów­czas jeste­śmy bar­dziej otwar­ci na Boże wyzwa­nia. W odkry­ciu Bożej woli może nam bar­dzo pomóc rada dru­gie­go czło­wie­ka, ale czło­wie­ka mądre­go, uczci­we­go, kogoś, o kim wie­my, że on rów­nież szu­ka Bożej woli.

W szcze­gól­ny spo­sób pomo­cą w odkry­wa­niu Bożej woli może być spo­wied­nik lub kie­row­nik duchowy.

Szu­ka­my woli Bożej w podej­mo­wa­niu decy­zji waż­nych, dłu­go­dy­stan­so­wych jak np. w odczy­ty­wa­niu wła­sne­go powo­ła­nia: czy wolą Bożą jest życie mał­żeń­skie, życie samot­ne czy życie w kapłań­stwie. Cza­sem powo­ła­nie jest tak sil­nie odczu­wa­ne, że nie ma żad­nej wąt­pli­wo­ści przy wybo­rze dro­gi życia, a cza­sem jest to odkry­wa­nie jest bar­dzo trud­ne. Nie­któ­rzy zasta­na­wia­ją się przez wie­le lat, a nawet nie­któ­rzy żału­ją doko­na­ne­go wybo­ru. Ktoś pyta nie­raz przez wie­le lat, czy to jest wola Boża, czy mój wymysł? Czy napraw­dę Chry­stus mówi: „Pójdź za Mną” (Łk 5,27)?

Odkry­wa­my wolę Bożą w odnie­sie­niu do codzien­no­ści, do kon­kre­tów, szu­ka­jąc odpo­wie­dzi na pyta­nie: jaka jest Boża wola, gdy trze­ba o czymś decy­do­wać np. w rodzi­nie; czy i jakie sta­wiać wyma­ga­nia współ­mał­żon­ko­wi, dzie­ciom, co kupić, co wybrać, czy pod­jąć jakieś ryzy­ko. Nale­ży posta­wić sobie pyta­nie: czy w świe­tle Ewan­ge­lii Pan Bóg rze­czy­wi­ście tego chce.

Bóg dzia­ła w nas i w naszym ser­cu. Pod­su­wa nam myśli i pra­gnie­nia. W liście św. Paw­ła do Fili­pian czy­ta­my: Umi­ło­wa­ni moi, sko­ro zawsze byli­ście posłusz­ni, zabie­gaj­cie o wła­sne zba­wie­nie z bojaź­nią i drże­niem.… Albo­wiem to Bóg jest w was spraw­cą i chce­nia, i dzia­ła­nia zgod­nie z [Jego] wolą. Czyń­cie wszyst­ko bez szem­rań i powąt­pie­wań, aby­ście się sta­li bez zarzu­tu i bez winy jako nie­na­gan­ne dzie­ci Boże… Trzy­maj­cie się moc­no Sło­wa Życia (por. Flp 2,12–16).

Zatem dobre myśli, wewnętrz­ne decy­zje, są natchnie­nia­mi Ducha Świę­te­go, ale trze­ba wiel­kiej poko­ry, aby je odkryć, przy­jąć i zre­ali­zo­wać. Trze­ba jed­nak bar­dzo uwa­żać, żeby nie nazy­wać natchnie­nia­mi Ducha Świę­te­go wła­snych pomy­słów, wypły­wa­ją­cych z ego­izmu czy wybu­ja­łej wyobraź­ni. W spra­wach waż­nych, war­to sko­rzy­stać z rady dru­gie­go czło­wie­ka, np. spo­wied­ni­ka, aby nie ulec pod­szep­tom złe­go ducha. Św. Paweł pisze: „Nie bierz­cie wzo­ru z tego świa­ta, lecz prze­mie­niaj­cie się przez odna­wia­nie umy­słu, aby­ście umie­li roz­po­znać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu miłe i co dosko­na­łe” (Rz 12,2).

Roz­po­zna­wa­nie woli Bożej to dopie­ro pierw­szy etap. Dru­gi etap to jej przyjęcie.

Trze­cim eta­pem przy­ję­cia woli Bożej jest wyko­na­nie. „Nie miłuj­my sło­wem i języ­kiem, ale czy­nem i praw­dą” (1J 3,18). Bóg jest w nas spraw­cą i chce­nia, i dzia­ła­nia zgod­nie z jego wolą (Flp 2, 13). Cho­ciaż jeste­śmy wol­ni, to jed­nak Bóg jest spraw­cą w nas pra­gnie­nia dobra i dzia­ła­nia zgod­ne­go z Jego wolą.

Nie­zwy­kle waż­ne jest szu­ka­nie woli Bożej, aby Pan Bóg poprzez doświad­cze­nia życio­we, dał nam pozna­nie i zro­zu­mie­nie Jego woli. Przy tym potrzeb­na jest modli­twa, aby poznać, przy­jąć i zre­ali­zo­wać Bożą wolę w kon­kret­nej sytu­acji, aby w sumie kon­kre­tów z każ­de­go dnia, całe życie było speł­nie­niem Bożej woli.

Kie­dyś do s. Fau­sty­ny powie­dział Jezus: „[…] napisz na czy­stej kar­cie te sło­wa: Od dziś we mnie nie ist­nie­je wola wła­sna, i prze­kreśl ją; a na dru­giej stro­nie napisz te sło­wa: Od dziś peł­nię wolę Bożą wszę­dzie, zawsze, we wszyst­kim. Nie prze­ra­żaj się niczym, miłość ci da moc i uła­twi wyko­na­nie” (Dz. 372).

Póź­niej s. Fau­sty­na napi­sze: „Nie pra­gnę nicze­go, prócz speł­nie­nia Jego świę­tej woli. […] Sta­ram się, aby we wszyst­kim speł­nić wolę Bożą, nie pra­gnę wię­cej wyzdro­wie­nia niż śmier­ci, jestem zupeł­nie zda­na na Jego nie­skoń­czo­ne miło­sier­dzie” (Dz. 795).

Idę odważ­nie — choć ranią się sto­py — do ojczy­zny swo­jej, a w tej dro­dze posi­lam się wolą Bożą, ona mi jest pokar­mem” (Dz. 886).

(por. Jak odkry­wać wolę Bożą w swo­im życiu? – opo­ka.pl)

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/101_duchowosc_05.html

  1. Nasz prze­wod­nik w Wie­rze, a zara­zem Zba­wi­ciel – Jezus szu­ka woli swo­je­go Ojca

Jeże­li prze­śle­dzi­my uważ­nie wszyst­kie Ewan­ge­lie, to łatwo dostrze­że­my, iż tro­ska o peł­nie­nie woli Ojca była pod­sta­wo­wą tro­ską Jezu­sa. Jezus nazy­wa ją swo­im pokar­mem. Jezus żyje dzię­ki woli swo­je­go Ojca.

War­to zwró­cić uwa­gę na frag­ment Ewan­ge­lii wg św. Mate­usza, w któ­rym autor opi­su­je bar­dzo ostrą reak­cję Jezu­sa na sło­wa Pio­tra, któ­ry nie­ja­ko chciał Go odwieść od wypeł­nie­nia woli Ojca. Czy­ta­my:

Odtąd zaczął Jezus wska­zy­wać swo­im uczniom na to, że musi iść do Jero­zo­li­my i wie­le cier­pieć od star­szych i arcy­ka­pła­nów, i uczo­nych w Piśmie; że będzie zabi­ty i trze­cie­go dnia zmar­twych­wsta­nie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzu­ty: Panie, niech Cię Bóg bro­ni! Nie przyj­dzie to nigdy na Cie­bie. Lecz On odwró­cił się i rzekł do Pio­tra: Zejdź Mi z oczu, sza­ta­nie! Jesteś Mi zawa­dą, bo myślisz nie na spo­sób Boży, lecz na ludz­ki (Mt 16,21–23). Zatem Jezus wyraź­nie prze­ciw­sta­wia myśle­nie na spo­sób Boży myśle­niu ludz­kie­mu. Moż­na by powie­dzieć, że Piotr Kochał swe­go Mistrza, więc pra­gnął dla Nie­go dobra rozu­mia­ne­go na ludz­ki spo­sób. Pra­gnął życia wol­ne­go od cier­pień na tym świe­cie. Piotr jesz­cze nie umiał wyjść poza ten świat i myśleć bar­dziej per­spek­ty­wicz­nie. Nie rozu­miał, że przez cier­pie­nie zapo­wie­dzia­ne przez Jezu­sa, on sam i wszy­scy ludzie, któ­rzy zechcą sko­rzy­stać z owo­ców Jego cier­pie­nia, otrzy­ma­ją życie wiecz­ne, a taka była wła­śnie wola Ojca, Boga Ojca.

War­to zauwa­żyć, że Jezus wów­czas nie tyl­ko zgro­mił Pio­tra za jego krót­ko­wzrocz­ność, ale powie­dział wię­cej …do swo­ich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze same­go sie­bie, niech weź­mie krzyż swój i niech Mnie naśla­du­je. Bo kto chce zacho­wać swo­je życie, stra­ci je; a kto stra­ci swe życie z mego powo­du, znaj­dzie je… Albo­wiem Syn Czło­wie­czy przyj­dzie w chwa­le Ojca swe­go razem z anio­ła­mi swo­imi, i wte­dy odda każ­de­mu według jego postę­po­wa­nia (por. Mt 16,24–27). Zatem jeśli ktoś z nas chce pójść za Jezu­sem, to rów­nież powi­nien peł­nić wolę Boża, któ­rą jest dźwi­ga­nie wła­sne­go krzy­ża na kolej­ne sza­re dni wła­sne­go życia.

Moż­na też zauwa­żyć, że cho­ciaż Jezus przy­jął swój krzyż dobro­wol­nie, to jed­nak nie On sam wło­żył go na swo­je ramio­na. To nie Jezus fał­szy­wie oskar­żył sie­bie, nie ska­zał się na śmierć, nie zadał sobie ran biczo­wa­nia i nie wbił koro­ny cier­nio­wej na swo­ją gło­wę. On też nie przy­bił się do krzy­ża i nie szy­dził z same­go sie­bie… To wszyst­ko zgo­to­wa­li Mu inni ludzie praw­do­po­dob­nie słu­cha­ją­cy pod­szep­tów szatana.

Wezwa­nie Jezu­sa do kro­cze­nia za Nim z dobro­wol­nie przy­ję­tym krzy­żem wła­sne­go życia, ozna­cza rów­nież podob­ną dro­gę, na któ­rej przy­gnia­tać nas może cię­żar krzy­ża wło­żo­ne­go na nasze ramio­na przez innych. Cza­sem dźwi­ga­nie wła­sne­go krzy­ża sta­wia nas na gra­ni­cy ludz­kiej wytrzy­ma­ło­ści – aż po śmierć, ale nie ozna­cza wezwa­nia do zada­wa­nia cier­pień sobie samemu.

Kon­tem­pla­cja modli­twy w Ogrój­cu, peł­nej bólu, napięć i nie­po­ko­jów, poka­zu­je nam, ile wysił­ku i cier­pie­nia kosz­to­wa­ło Jezu­sa peł­nie­nie woli Ojca. Proś­ba: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kie­lich. Jed­nak nie moja wola, lecz Two­ja niech się sta­nie! (Łk 22,42) odsła­nia, ile było w ser­cu Jezu­sa lęku w odnie­sie­niu do cze­ka­ją­cych Go dra­ma­tycz­nych wyda­rzeń. Krwa­wy pot sączą­cy się na zie­mię świad­czy o tym.

Może­my przy­pusz­czać, iż w życiu Chry­stu­sa nie była to jedy­na tak bole­sna modli­twa, pod­czas któ­rej pytał On swo­je­go Ojca o Jego wolę. Praw­do­po­dob­nie Jezus modlił się opusz­cza­jąc Naza­ret po 30 latach ukry­te­go życia, pod­czas 40–dniowego postu na pusty­ni przed roz­po­czę­ciem publicz­nej dzia­łal­no­ści, przed doko­na­niem wybo­ru dwu­na­stu Apo­sto­łów czy przed inny­mi decy­du­ją­cy­mi wyda­rze­nia­mi w Jego życiu.

Ewan­ge­li­ści wspo­mi­na­ją wie­le razy, iż Jezus spę­dzał całą noc na modli­twie lub też wsta­wał wcze­śnie rano i uda­wał się na miej­sce pustyn­ne, aby się modlić.

Sło­wa Listu do Hebraj­czy­ków, któ­re mówią nam, że Jezus był doświad­czo­ny we wszyst­kim na nasze podo­bień­stwo, z wyjąt­kiem grze­chu (Hbr 4,15) dają nam moc­ną pod­sta­wę biblij­ną do stwier­dze­nia, że Jezus był do nas podob­ny nie tyl­ko w tru­dzie peł­nie­nia woli Ojca, ale tak­że w tru­dzie szu­ka­nia jej w codzien­no­ści życia (por. Roz­wa­ża­nia reko­lek­cyj­ne. XXI. Dar woli Bożej – mateusz.pl)

http://mateusz.pl/ksiazki/ja-cd/ja-cd-221.htm

Jak odkry­wać wolę Bożą w swo­im życiu?

Całe Pismo Świę­te jest wyra­zem Bożej woli. Zatem jak już było powie­dzia­ne przy oma­wia­niu poprzed­nie­go tema­tu z mie­sią­ca stycz­nia, przede wszyst­kim trze­ba zapo­znać się z Pismem świę­tym, przy­naj­mniej NT, aby wie­dzieć, cze­go Bóg od nas ocze­ku­je. Zna­jo­mość Pisma świę­te­go pozwa­la też na roze­zna­nie, czy nasze natchnie­nia mają swe źró­dło w Bogu, w naszej ludz­kiej natu­rze, czy może raczej pocho­dzą od złe­go. Moż­na by powie­dzieć, że w kon­kret­nych sytu­acjach roz­strzy­gnie­cie w roz­po­zna­niu dobra lub zła jest moż­li­we przez Ewan­ge­lię podob­nie jak w mie­rze­niu dłu­go­ści potrzeb­ny jest nam wzo­rzec metra (Mia­ra metro­wa np. kra­wiec­ka, czy meta­lo­wa rze­mieśl­ni­cza). W zro­zu­mie­niu Pisma Świę­te­go, jak już mówi­li­śmy poprzed­nio, poma­ga Kate­chizm Kościo­ła Kato­lic­kie­go, więc nale­ża­ło­by też tam szu­kać odpo­wie­dzi na kon­kret­ne tema­ty zwią­za­ne z pro­po­zy­cja­mi, jakie nie­sie życie.

Wolę Bożą wyra­ża Kościół, gdy naucza i dzia­ła w imie­niu Chrystusa.

Wola Boża wyra­ża się w naszych spo­tka­niach z inny­mi ludź­mi, przez ich sło­wa, przez ich posta­wy. Nie tyl­ko te pozy­tyw­ne. Tak­że nega­tyw­na posta­wa bliź­nie­go jest dla nas jakimś zna­kiem od Boga, któ­ry w ten spo­sób pobu­dza nas do reflek­sji lub kon­kret­ne­go działania.

Wola Boża wyra­ża się w wyda­rze­niach zarów­no tych nie­za­leż­nych od nas – wiel­kich doty­czą­cych państw, naro­dów, świa­ta przy­ro­dy, jak i tych drob­nych, małych doświad­cze­niach życia codzien­ne­go małych grup ludzi, a tak­że jed­no­stek. Trze­ba nie­raz wie­le tru­du, aby odkryć, co Bóg nam chce przez nie powie­dzieć, cze­go nauczyć, jakiej kon­kret­nej odpo­wie­dzi od nas oczekuje.

Wolę Bożą odkry­wa­my we wła­snym sumie­niu. Szcze­gól­nie jeśli to sumie­nie jest pra­we, kształ­to­wa­ne Ewan­ge­lią i jeśli czę­sto czy­ni­my rachu­nek sumie­nia. Jeśli nasze sumie­nie jest wraż­li­we, wów­czas jeste­śmy bar­dziej otwar­ci na Boże wyzwa­nia. W odkry­ciu Bożej woli może nam bar­dzo pomóc rada dru­gie­go czło­wie­ka, ale czło­wie­ka mądre­go, uczci­we­go, kogoś, o kim wie­my, że on rów­nież szu­ka Bożej woli.

W szcze­gól­ny spo­sób pomo­cą w odkry­wa­niu Bożej woli może być spo­wied­nik lub kie­row­nik duchowy.

Szu­ka­my woli Bożej w podej­mo­wa­niu decy­zji waż­nych, dłu­go­dy­stan­so­wych jak np. w odczy­ty­wa­niu wła­sne­go powo­ła­nia: czy wolą Bożą jest życie mał­żeń­skie, życie samot­ne czy życie w kapłań­stwie. Cza­sem powo­ła­nie jest tak sil­nie odczu­wa­ne, że nie ma żad­nej wąt­pli­wo­ści przy wybo­rze dro­gi życia, a cza­sem jest to odkry­wa­nie jest bar­dzo trud­ne. Nie­któ­rzy zasta­na­wia­ją się przez wie­le lat, a nawet nie­któ­rzy żału­ją doko­na­ne­go wybo­ru. Ktoś pyta nie­raz przez wie­le lat, czy to jest wola Boża, czy mój wymysł? Czy napraw­dę Chry­stus mówi: „Pójdź za Mną” (Łk 5,27)?

Odkry­wa­my wolę Bożą w odnie­sie­niu do codzien­no­ści, do kon­kre­tów, szu­ka­jąc odpo­wie­dzi na pyta­nie: jaka jest Boża wola, gdy trze­ba o czymś decy­do­wać np. w rodzi­nie; czy i jakie sta­wiać wyma­ga­nia współ­mał­żon­ko­wi, dzie­ciom, co kupić, co wybrać, czy pod­jąć jakieś ryzy­ko. Nale­ży posta­wić sobie pyta­nie: czy w świe­tle Ewan­ge­lii Pan Bóg rze­czy­wi­ście tego chce.

Bóg dzia­ła w nas i w naszym ser­cu. Pod­su­wa nam myśli i pra­gnie­nia. W liście św. Paw­ła do Fili­pian czy­ta­my: Umi­ło­wa­ni moi, sko­ro zawsze byli­ście posłusz­ni, zabie­gaj­cie o wła­sne zba­wie­nie z bojaź­nią i drże­niem… Albo­wiem to Bóg jest w was spraw­cą i chce­nia, i dzia­ła­nia zgod­nie z [Jego] wolą. Czyń­cie wszyst­ko bez szem­rań i powąt­pie­wań, aby­ście się sta­li bez zarzu­tu i bez winy jako nie­na­gan­ne dzie­ci Boże.… Trzy­maj­cie się moc­no Sło­wa Życia (por. Flp 2,12–16).

Zatem dobre myśli, wewnętrz­ne decy­zje, są natchnie­nia­mi Ducha Świę­te­go, ale trze­ba wiel­kiej poko­ry, aby je odkryć, przy­jąć i zre­ali­zo­wać. Trze­ba jed­nak bar­dzo uwa­żać, żeby nie nazy­wać natchnie­nia­mi Ducha Świę­te­go wła­snych pomy­słów, wypły­wa­ją­cych z ego­izmu czy wybu­ja­łej wyobraź­ni. W spra­wach waż­nych, war­to sko­rzy­stać z rady dru­gie­go czło­wie­ka, np. spo­wied­ni­ka, aby nie ulec pod­szep­tom złe­go ducha. Św. Paweł pisze: „Nie bierz­cie wzo­ru z tego świa­ta, lecz prze­mie­niaj­cie się przez odna­wia­nie umy­słu, aby­ście umie­li roz­po­znać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu miłe i co dosko­na­łe” (Rz 12,2).

Roz­po­zna­wa­nie woli Bożej to dopie­ro pierw­szy etap. Dru­gi etap to jej przyjęcie.

Trze­cim eta­pem przy­ję­cia woli Bożej jest wyko­na­nie. „Nie miłuj­my sło­wem i języ­kiem, ale czy­nem i praw­dą” (1J 3,18). Bóg jest w nas spraw­cą i chce­nia, i dzia­ła­nia zgod­nie z jego wolą (Flp 2,13). Cho­ciaż jeste­śmy wol­ni, to jed­nak Bóg jest spraw­cą w nas pra­gnie­nia dobra i dzia­ła­nia zgod­ne­go z Jego wolą.

Nie­zwy­kle waż­ne jest szu­ka­nie woli Bożej, aby Pan Bóg poprzez doświad­cze­nia życio­we, dał nam pozna­nie i zro­zu­mie­nie Jego woli. Przy tym potrzeb­na jest modli­twa, aby poznać, przy­jąć i zre­ali­zo­wać Bożą wolę w kon­kret­nej sytu­acji, aby w sumie kon­kre­tów z każ­de­go dnia, całe życie było speł­nie­niem Bożej woli.

Kie­dyś do s. Fau­sty­ny powie­dział Jezus: „[…] Napisz na czy­stej kar­cie te sło­wa: Od dziś we mnie nie ist­nie­je wola wła­sna, i prze­kreśl ją; a na dru­giej stro­nie napisz te sło­wa: Od dziś peł­nię wolę Bożą wszę­dzie, zawsze, we wszyst­kim. Nie prze­ra­żaj się niczym, miłość ci da moc i uła­twi wyko­na­nie” (Dz. 372).

Póź­niej s. Fau­sty­na napi­sze: „Nie pra­gnę nicze­go, prócz speł­nie­nia Jego świę­tej woli. […] Sta­ram się, aby we wszyst­kim speł­nić wolę Bożą, nie pra­gnę wię­cej wyzdro­wie­nia niż śmier­ci, jestem zupeł­nie zda­na na Jego nie­skoń­czo­ne miło­sier­dzie” (Dz. 795).

Idę odważ­nie – choć ranią się sto­py – do ojczy­zny swo­jej, a w tej dro­dze posi­lam się wolą Bożą, ona mi jest pokar­mem” (Dz. 886).

(Por. Jak odkry­wać wolę Bożą w swo­im życiu? – Opo­ka)

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/101_duchowosc_05.html

Papież Fran­ci­szek daje przy­kład szu­ka­nia i odnaj­dy­wa­nia woli Bożej

(Tłum. st (KAI) / Hawa­na /KAI)

Papież Fran­ci­szek 20 wrze­śnia 2015 r pod­czas spo­tka­nia z ducho­wień­stwem w cza­sie nie­szpo­rów w kate­drze Nie­po­ka­la­ne­go Poczę­cia NMP w Hawa­nie, wzru­szo­ny usły­sza­ny­mi świa­dec­twa­mi kard. Orte­gi i s. Yaile­ny odło­żył przy­go­to­wa­ny wcze­śniej tekst i wygło­sił spon­ta­nicz­ne przemówienie.

Oto skrót prze­mó­wie­nia Papie­ża, świad­czą­cy o słu­cha­niu i obser­wa­cji, w roz­po­zna­wa­niu woli Bożej.

Kar­dy­nał Jaime [Orte­ga y Ala­mi­no] mówił nam o ubó­stwie a sio­stra Yaile­ny [sio­stra Yaile­ny Pon­ce Tor­res, Cór­ka Miło­sier­dzia] powie­dzia­ła nam o naj­mniej­szych: „wszy­scy są dziećmi”.

Przy­go­to­wa­łem homi­lię na pod­sta­wie tek­stów biblij­nych, ale gdy mówią pro­ro­cy – a każ­dy kapłan jest pro­ro­kiem, każ­dy ochrzczo­ny jest pro­ro­kiem, każ­da oso­ba kon­se­kro­wa­na jest pro­ro­kiem – war­to ich posłu­chać. Zatem prze­ka­zu­ję homi­lię kar­dy­na­ło­wi Jaime, aże­by dotar­ła do was i zosta­ła opu­bli­ko­wa­na. Póź­niej ją prze­my­śli­cie. A teraz poroz­ma­wia­my tro­chę o tym, co powie­dzia­ło twych dwo­je proroków.

Kar­dy­nał Jaime musiał wypo­wie­dzieć pew­ne sło­wo bar­dzo nie­wy­god­ne, nie­zwy­kle nie­wy­god­ne, któ­re idzie pod prąd całej „struk­tu­ry kul­tu­ral­nej” świa­ta. Powie­dział „ubó­stwo” i powtó­rzył kil­ka razy. Myślę, że Pan chciał, aby­śmy je usły­sze­li kil­ka razy i przy­ję­li do ser­ca. Duch świa­to­wo­ści go nie zna, nie chce go nie ze wzglę­du na wstyd, ale z powo­du pogar­dy. Jeśli skła­nia do grze­chu i obra­zy Boga, aby nie nade­szło ubó­stwo, to tak czy­ni. Duch świa­ta nie kocha dro­gi Syna Boże­go, któ­ry ogo­ło­cił same­go sie­bie i stał się ubo­gim, stał się niczym, uni­żył się aby stać się jed­nym z nas.

Ubó­stwo prze­ra­ża owe­go boga­te­go, tak szczo­dre­go mło­dzień­ca: wypeł­niał wszyst­kie przy­ka­za­nia, a kie­dy Jezus rzekł do nie­go: „Sprze­daj wszyst­ko, co masz i roz­daj ubo­gim” stał się smut­ny, bał się ubó­stwa. Zawsze sta­ra­my się uciec od ubó­stwa, z powo­dów racjo­nal­nych, ale mówię o uciecz­ce w ser­cu. Umie­jęt­ność zarzą­dza­nia dobra­mi jest obo­wiąz­kiem, bo dobra są darem Boga. Ale kie­dy to dobra zaj­mu­ją ser­ce i zacza­ją kie­ro­wać two­im życiem to jesteś stra­co­ny. Nie jesteś już podob­ny do Jezu­sa, masz swo­je bez­pie­czeń­stwo, tam gdzie miał je boga­ty mło­dzie­niec, któ­ry odszedł zasmucony…

Ileż znisz­czo­nych dusz! Dusz hoj­nych, tak jak dusza owe­go boga­te­go a zasmu­co­ne­go mło­dzień­ca, któ­re dobrze zaczę­ły, a póź­niej przy­lgnę­ły do owej boga­tej świa­to­wo­ści i źle skoń­czy­ły. To zna­czy jako dusze prze­cięt­ne. Skoń­czy­ły bez miło­ści, bo bogac­two zuba­ża,… Duch ubó­stwa, duch ogo­ło­ce­nia, duch pozo­sta­wie­nia wszyst­kie­go, aby pójść za Jezu­sem. To nie ja wymy­śli­łem owo porzu­ce­nie wszyst­kie­go. Poja­wia się wie­le razy w Ewan­ge­lii, w powo­ła­niu pierw­szych, któ­rzy porzu­ci­li swo­je łodzie, sie­ci i poszli za Nim, tych, któ­rzy zosta­wi­li wszyst­ko, aby pójść za Jezusem.

…Kata­stro­fy eko­no­micz­ne są naj­lep­szym bło­go­sła­wień­stwem Boga dla swe­go Kościo­ła, bo czy­nią go wol­nym, czy­nią ubo­gim. Nasza Świę­ta Mat­ka Kościół jest bied­ny, Bóg chce, aby był ubo­gi, tak jak chciał, aby ubo­gą była nasza Naj­święt­sza Mary­ja Pan­na. Kochaj­cie ubó­stwo jak mat­kę… Nie zapo­mi­naj­my nade wszyst­ko, że pierw­sze z bło­go­sła­wieństw brzmi: „Bło­go­sła­wie­ni ubo­dzy w duchu” – ci, któ­rzy nie są przy­wią­za­ni do bogac­twa, do moż­nych tego świata.

Sio­stra powie­dzia­ła nam o ostat­nich, naj­mniej­szych, któ­rzy choć są doro­śli to w koń­cu trak­tu­je­my ich jak dzie­ci, ponie­waż uka­zu­ją się jako dzie­ci „naj­mniej­si”. To powie­dze­nie Jezu­sa. Zawar­te jest w pro­to­ko­le, według któ­re­go będzie­my sądze­ni: „Wszyst­ko, co uczy­ni­li­ście jed­ne­mu z tych bra­ci moich naj­mniej­szych, Mnie­ście uczy­ni­li” (Mt 25,40). Ist­nie­ją posłu­gi dusz­pa­ster­skie, któ­re mogą być bar­dziej opła­cal­ne z ludz­kie­go punk­tu widze­nia, nie będąc ani zły­mi czy świa­to­wy­mi. Kie­dy jed­nak ktoś sta­ra się dać pierw­szeń­stwo wewnętrz­ne naj­mniej­sze­mu, naj­bar­dziej opusz­czo­ne­mu, naj­bar­dziej cho­re­mu temu, któ­re­go nikt nie powa­ża, nikt nie chce, naj­mniej­sze­mu i posłu­gu­je naj­mniej­sze­mu, to ten słu­ży Jezu­so­wi w spo­sób najwznioślejszy.

[Zwra­ca­jąc się do sio­stry] – Zosta­łaś posła­na tam, gdzie nie chcia­łaś iść i pła­ka­łaś. Pła­ka­łaś, bo nie podo­ba­ło się Tobie, ale nie zna­czy to, że jesteś zakon­ni­cą-bek­są. Chroń nas Boże od płacz­li­wych zakon­nic, któ­re zawsze narze­ka­ją! Nie ja to mówię, ale mówi­ła to swo­im mnisz­kom św. Tere­sa. Mnisz­ce, któ­ra przy­szła do niej narze­ka­jąc cały dzień, że wyrzą­dzo­no jej nie­spra­wie­dli­wość… Jak­że wie­lu zakon­ni­ków i zakon­nic spa­la się – …obda­rza­jąc czu­ło­ścią to, co jest odrzu­ca­ne, obda­rza­jąc czu­ło­ścią tych, któ­rych świat odrzu­ca, któ­ry­mi świat pogar­dza, tych któ­rych świat wolał­by nie widzieć. Tych, któ­rzy dys­po­nu­jąc nowy­mi dostęp­ny­mi dziś meto­da­mi badaw­czy­mi, pozwa­la­ją­cy­mi na roz­po­zna­nie, iż dziec­ko może przyjść na świat z cho­ro­bą zwy­rod­nie­nio­wą, pro­po­nu­je się, aby ich się pozbyć przed naro­dze­niem! To ono jest tym najmniejszym!

A mło­da dziew­czy­na, peł­na marzeń, roz­po­czy­na swo­je życie kon­se­kro­wa­ne, uobec­nia­jąc czu­łość Boga w Jego miło­sier­dziu… A spa­la­nie swe­go życia w ten spo­sób, z tym co jest odrzu­ca­ne w oczach świa­ta, mówi nam nie tyl­ko o danej oso­bie. Mówi nam o Jezu­sie, któ­ry jedy­nie z powo­du Boże­go miło­sier­dzia uni­ce­stwił sie­bie, ogo­ło­cił same­go sie­bie, jak mówi tekst 2 roz­dzia­łu Listu do Fili­pian. Uni­ce­stwił same­go sie­bie. A ci ludzie, któ­rym poświę­casz swo­je życie są podob­ni do Jezu­sa, nie dla­te­go, że tego chcą, ale dla­te­go, że świat ich do tego dopro­wa­dził. Są niczym i cho­wa się ich, nie poka­zu­je, nie odwie­dza. A jeśli to moż­li­we, jeśli się zdą­ży pozby­wa się ich przed narodzeniem.

Dzię­ku­ję za to, co robisz, a tak­że wam wszyst­kim i to wie­lu kobie­tom kon­se­kro­wa­nym słu­żą­cym temu, co bez­po­ży­tecz­ne, bo nie moż­na zro­bić żad­ne­go inte­re­su, nie moż­na zaro­bić pie­nię­dzy, nie moż­na roz­wi­jać abso­lut­nie nic „kon­struk­tyw­ne­go” z tymi naszy­mi brać­mi, z malucz­ki­mi, z naj­mniej­szy­mi. Tam jaśnie­je Jezus. Tam też jaśnie­je moja decy­zja pój­ścia za Jezu­sem. Dzię­ku­ję Tobie i wszyst­kim oso­bom kon­se­kro­wa­nym, któ­re to czynią.

Ojcze, nie jestem zakon­ni­cą, nie trosz­czę się o cho­rych, jestem księ­dzem, mam para­fię lub poma­gam pro­bosz­czo­wi. Kto jest moim umi­ło­wa­nym Jezu­sem? Kto jest naj­mniej­szym? Kto mi uka­zu­je naj­bar­dziej miło­sier­dzie Ojca? Gdzie mogę je zna­leźć?”. Oczy­wi­ście zawsze wra­cam do pro­to­ko­łu z 25 roz­dzia­łu Ewan­ge­lii św. Mate­usza. Znaj­dzie­cie tam wszyst­kich: głod­ne­go, więź­nia, cho­re­go… Tam może­cie Go zna­leźć. Jest jed­nak uprzy­wi­le­jo­wa­ne miej­sce, gdzie kapła­no­wi uka­zu­je się ostat­ni, naj­mniej­szy, naj­słab­szy a jest to kon­fe­sjo­nał. A tam, kie­dy ten męż­czy­zna czy kobie­ta uka­zu­je ci swo­ją nędzę, …pro­szę nie krzycz na nie­go, nie karz. Jeśli jesteś bez grze­chu rzuć kamień jako pierw­szy, ale tyl­ko pod tym warun­kiem… Pro­szę was księ­ży, nie­stru­dze­nie prze­ba­czaj­cie. Odpusz­czaj­cie grze­chy, nie­stru­dze­nie prze­ba­czaj­cie, tak jak czy­nił Jezus. …kie­dy przy­cho­dzi peni­tent nie bądź­cie źle nasta­wie­ni, nie wyrzu­caj­cie go z kon­fe­sjo­na­łu, nie krzycz­cie na nie­go. Jezus brał go w obję­cia, miło­wał… Świę­ty Ambro­ży ma takie zda­nie, któ­re bar­dzo mi się podo­ba: „Gdzie jest miło­sier­dzie tam jest duch Jezu­sa. Tam gdzie jest suro­wość, tam są tyl­ko Jego słudzy”. 

Bra­cie kapła­nie, bra­cie bisku­pie, nie lękaj­cie się miło­sier­dzia, niech popły­nie przez two­je ręce i twój uścisk prze­ba­cze­nia… To wła­śnie przy­cho­dzi mi na myśl, po wysłu­cha­niu tych dwoj­ga pro­ro­ków. Niech Pan udzie­li nam tej łaski, jak oni zasia­li w naszych ser­cach: ubó­stwa i miło­sier­dzia, bo tam jest Jezus.