Konferencja „Uświęcenie się we Wspólnocie Krwi Chrystusa…” i Koronka do Krwi Chrystusa
Konferencja na podstawie marcowego tematu formacyjnego „Uświęcenie się we Wspólnocie, kiedy krwawią żywe rany bolesnych zranień” z poszerzeniem jego wygłoszona przez ks. Daniela Mokwę CPPS
następnie Koronka do Krwi Chrystusa
Modlitwa do Krwi Chrystusa w tym Koronka do Krwi Chrystusa z tematem „POMINO TO”
prowadzona przez Misjonarzy CPPS:
ks. Bogusława Witkowskiego CPPS, ks. Daniela Mokwa CPPS oraz br. Leonarda Wasik CPPS
Konferencja — Uświęcanie się we wspólnocie, kiedy krwawią żywe rany bolesnych zranień
Ten temat brzmi trochę poetycko, ale na pewno zawiera w sobie wiele ważnych i pięknych prawd. Niech ta konferencja będzie pewnym uzupełnieniem i dopełnieniem konferencji, którą napisał ks. Krzysztof na miesiąc marzec.
Ponieważ już w poprzednich miesiącach, w naszych konferencjach z Zeszytów Formacyjnych, były już poruszane kwestie związane z dialogiem, z pojednaniem, z rozwiązywaniem konfliktów, dlatego nie chcę w tym niniejszym rozważaniu poruszać tych kwestii. Chciałbym się raczej skupić stricte na tym temacie i wydobyć z niego esencję, a więc to, jak rzeczywiście możemy wykorzystać nasze zranienia do tego, aby się uświęcić.
Na początku tego rozważania chciałbym zacytować fragment jednej z modlitw z tradycji naszej duchowości (jest to modlitwa o jedność): „Nie chcemy pytać, kto jest winny, kto popełnił błąd, kto zaczął… Pragniemy raczej płacić własną krwią, aby stworzyć jedność…”
Niewątpliwie każda rana boli, szczególnie wtedy, kiedy to zranienie jest zadane przez osobę bliską, kogoś z rodziny, ze wspólnoty, itd. Mamy też pewne prawo oczekiwać od bliskich nam osób oraz naszych sióstr i braci w wierze, że oni będą dla nas pomocą, a nie przeszkodą, duchowym wsparciem, a nie powodem załamania.
Życie jednak pokazuje nam i uczy nas, że czasami właśnie doświadczamy bólu od bliskich nam osób. I wtedy te rany są często jakby otwarte i krwawią.
Jednakże, jak doświadczamy często w naszej duchowości Krwi Chrystusa, nie muszą to być rany, które nas osłabiają, które powodują duchowe choroby. Jak mówią słowa tej przytoczonej modlitwy: nie chcemy pytać, kto jest winny, kto popełnił błąd, kto zaczął. Innymi słowy można powiedzieć, że nie chcemy tracić czasu na to, aby dochodzić swoich racji, aby licytować się, aby szukać winowajcy… Jak mówi dalej ta modlitwa, Pragniemy raczej płacić własną krwią.
Naszym wzorem i przykładem w tej kwestii jest sam Pan Jezus. Akurat teraz w Wielkim Poście rozważamy dużo o tym w różnych nabożeństwach pasyjnych, czytaniach liturgicznych, pieśniach wielkopostnych… Ilu zranień i bólu doświadczył Jezus nie tylko od swoich prześladowców i przeciwników, ale również od swoich najbliższych uczniów, poprzez ich zdrady, niewiarę, tchórzostwo w obliczu cierpień, itp.
Oprawcy Jezusa zadawali Mu rany fizyczne, a apostołowie rany duchowe. Na pewno były to bardzo bolesne i dramatyczne przeżycia dla Jezusa. Ale czy to w jakikolwiek sposób umniejszyło Jego miłość do tych ludzi? Czy to wpłynęło na to, że Jezus się załamał, że się wycofał? Czy Jezus odgrażał się tym ludziom, którzy zadali Mu ból? Czy powiedział, że odda życie tylko za tych, co byli Mu wierni i Go nie zdradzili, za tych, którzy Go nie zranili i nie zadali bólu?
Odpowiedź nasza jest oczywista. Można powiedzieć, że wprost przeciwnie, Jezus, jako Bóg miłosierny i kochający, tym bardziej chciał ich zbawić, tym bardziej chciał za nich umrzeć. Te Jego rany spowodowały jeszcze większą miłość do tych, którzy Mu je zadali.
Kiedyś słyszałem o takim ciekawym spostrzeżeniu (nie pamiętam już, kto to powiedział), że Jezus umierał na krzyżu z otwartymi ramionami, a więc nawet w obliczu męki i śmierci oraz wielkich cierpień, zadanych Mu przez wielu, Jezus miał serce i ramiona otwarte dla każdego, serce nawet dosłownie miał na krzyżu otwarte – przez przebicie włócznią. A więc te straszne i bolesne rany naszego Pana były i są dla nas i wszystkich grzeszników uzdrawiające, są znakiem Jego miłości, przebaczenia, odkupienia… Prorok Izajasz mówi, że w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Tak więc sam Jezus jest dla nas wzorem, jak możemy i powinniśmy przeżywać sytuacje, w których doświadczamy różnych zranień. Te zranienia, doświadczane i przeżywane we wspólnocie, paradoksalnie mogą być właśnie źródłem naszego uświęcenia, naszej miłości do drugiego człowieka. Oczywiście, nie będziemy w stanie dokonać tego własnymi siłami, ale tylko i wyłącznie z pomocą Bożej łaski, mocą Krwi Chrystusa.
Ja sam osobiście staram się stosować następującą zasadę w moim życiu i proponuje ją innym (np. przy okazji spowiedzi, czy kierownictwa duchowego). Mianowicie, jeżeli doświadczam od jakiejś osoby krzywdy, czy niesprawiedliwości, która mnie rani, to wtedy to zranienie ofiaruję Bogu Ojcu, razem z Krwią i ofiarą Jezusa na krzyżu, właśnie za tą osobę, która zadała mi jakiś ból. I wtedy ta rana, ten ból, mocą Krwi Chrystusa, może stać się z jednej strony pewnym błogosławieństwem dla tej osoby, a z drugiej strony może być dla mnie okazją do uświęcenia.
To od nas samych zależy, czy te rany, zadane nam przez innych, będą dla nas źródłem frustracji, załamania i złości, czy będą okazją do tego, aby się uświęcać, oczyszczać i umacniać. Myślę, że do tego rozważanego przez nas tematu mogą pasować też słowa z 1 listu św. Piotra: Na koniec zaś bądźcie wszyscy jednomyślni, współczujący, pełni braterskiej miłości, miłosierni, pokorni! Nie oddawajcie złem za zło ani złorzeczeniem za złorzeczenie! Przeciwnie zaś, błogosławcie! Do tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo (1 P 3, 8–9).
Kiedy zamiast przeklinać, błogosławimy tych, którzy nam zadają rany, to wtedy, jak mówi to powyższe słowo, odziedziczamy błogosławieństwo, a więc uświęcamy się.
Warto też w kontekście niniejszego rozważania, zacytować punkt o Tajemnicy Paschalnej z naszych Statutów Regionu Polskiego WKC:
Tajemnica Paschalna. Motywem przewodnim życia członków WKC jest Krew Chrystusa, która jest wyrazem tajemnicy paschalnej. Formacja WKC zakłada, że członkowie będą uczyli się „dawać w życiu własną krew razem z krwią Chrystusa” (SG 4). Każdy otwiera z miłością swoje serce dla krwawiącego Zbawiciela, mistycznie obecnego w trudnościach, cierpieniach, w samotności oraz w niesprawiedliwości i ofiaruje się z Nim Ojcu Przedwiecznemu dla zbawienia świata. (Statuty Wspólnoty Krwi Chrystusa, s. 21–22)
Są to bardzo piękne i głębokie słowa, ale należy się spytać samego siebie, czy żyję tymi słowami? Czy wcielam je w moje życie, czy wprowadzam je w czyn? Czy daję własną krew razem z Krwią Jezusa? Czy otwieram moje serce dla krwawiącego Zbawiciela, mistycznie obecnego w cierpieniach, niesprawiedliwości? Czy ofiaruję to Ojcu Przedwiecznemu razem z Krwią Chrystusa?
Chciałbym się też w aspekcie tego dzisiejszego tematu podzielić się jeszcze moim spostrzeżeniem, co do naszej wspólnoty. A mianowicie mam wrażenie, że coraz częściej brakuje nam ducha ofiarności, poświęcenia się, gorliwości. Nie wiem, czy jest to przyczyną, czy może skutkiem (a może jednym i drugim) właśnie tego, że nie potrafimy przeżywać naszych zranień i cierpień, ofiarowując je razem z Krwią Chrystusa Bogu Ojcu i poprzez to uświęcać się w życiu wspólnotowym. Chyba trochę się przyzwyczailiśmy do pewnej wygody, do komfortu, zbyt łatwo się usprawiedliwiamy, dyspensujemy z naszych różnych obowiązków względem wspólnoty, naszej grupy, obowiązków animatorskich, zobowiązań, które są zawarte w naszych Statutach, czy Regulaminach. I nie mówię tu tylko o obecnym czasie pandemii, która zresztą też może być niejednokrotnie pewnym łatwym usprawiedliwieniem, ale takie tendencje można było już zauważyć dużo wcześniej w naszej Wspólnocie.
Trzeba nam wrócić do tego, o czym św. Jan w Apokalipsie pisze do kościoła w Efezie (właściwie te słowa mówi sam Pan): Mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmij! Jeśli zaś nie — przyjdę do ciebie i ruszę świecznik twój z jego miejsca, jeśli się nie nawrócisz (Ap 2, 4–5).
Trzeba nam się nawrócić, wrócić do pierwszej miłości, gorliwości, pierwsze czyny podjąć. Trzeba nam zrobić rachunek sumienia z tego.
Na ten temat zranień we wspólnocie można też spojrzeć szerzej, wykraczając poza naszą wspólnotę, a mianowicie na zranienia między-wspólnotowe.
Otóż czytając różne artykuły na katolickich stronach internetowych, czy słuchając różnych osób (też osób duchownych) wypowiadających się we filmikach na Youtube, coraz częściej zauważam pewną polemikę, czy nawet osądzanie, a czasami wzajemne oskarżanie się różnych osób z poszczególnych ruchów, czy wspólnot katolickich. Jest to bardzo przykre i zastanawiam się z czego to może wynikać? Czy z zazdrości? Z braku pokory? Z potrzeby zaistnienia w sieci?
Wydaje się, jakby te osoby zupełnie zapomniały o słowach samego Jezusa, który wzywa do miłości wzajemnej, do jedności braterskiej, do przebaczania sobie, do dostrzegania bardziej belki w swoim oku, niż drzazgi w oku bliźniego. Można tu też przytoczyć słowa Jezusa, kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami (Łk 9, 50). Dlaczego nie szukamy w różnych wspólnotach i ruchach kościelnych tego, co łączy, tego, co dobre, tego, co prowadzi do Boga, tylko szukamy, wytykamy i nagłaśniamy potknięcia ludzi, czy liderów różnych wspólnot, a nieraz nawet przypisujemy im wyimaginowane błędy i poprzez to popełniamy grzech oszczerstwa?
Ale oprócz zasad biblijnych, chciałbym tu też odwołać się do pewnej logiki zasad przyjętych w Kościele. Otóż, każda wspólnota i ruch katolicki, które zostały zaaprobowane przez odpowiednie władze kościelne, mają prawo istnieć w łonie kościoła i nikt nie powinien negować, czy deprecjonować taki, czy inny ruch katolicki lub wspólnotę. Oczywiście w każdej wspólnocie mogą zdarzać się błędy, czy nawet pewne odstępstwa, ale w takim przypadku należy zgłaszać to do odpowiednich władz Kościoła, a nie deprecjonować publicznie, czy nawet oskarżać się wzajemnie. Tu miałoby zastosowanie inne zalecenie Jezusa, który mówiąc o upomnieniu braterskim, nakazuje, aby najpierw dokonać tego w cztery oczy, później w obecności świadków, a dopiero na koniec donieść władzom Kościelnym (por. Mt 18, 15–17). Nic Jezus nie mówi o czwartym kroku, jakim jest nagłaśnianie i publiczne wytykanie i osądzanie takich błędów.
Każdy zatwierdzony ruch katolicki i wspólnota ma prawo istnieć i działać w kościele, obojętnie, czy jest to jakaś żywy i dynamiczny ruch charyzmatyczny, czy jakaś wspólnota preferująca tradycyjne i pobożnościowe formy działalności i modlitwy. To dobrze, że w Kościele jest tak wiele wspólnot i ruchów katolickich, że każdy może znaleźć coś odpowiedniego dla siebie, że jest takie bogactwo duchowości i charyzmatów poszczególnych wspólnot. Należy to docenić i wspierać się nawzajem, uzupełniać się w pracy na rzecz Królestwa Bożego, a nie sztucznie rywalizować ze sobą lub co gorsza osądzać się i oskarżać nawzajem i to publicznie. Mówię też i o tym, bo również w naszej wspólnocie były pewne głosy krytyki innych wspólnot i ruchów katolickich, czy różnych praktyk religijnych.
W tym powyższym problemie również może mieć zastosowanie treść niniejszego tematu. Jeżeli osoby z poszczególnych ruchów, czy wspólnot katolickich doświadczają jakichś zranień, w szerokim tego słowa znaczeniu, od osób z innych wspólnot, czy ruchów, to też może to być okazją do uświęcania się, okazją do miłości, do przebaczania, do szukania jedności w różnorodności, do ćwiczenia się w pokorze.
Niech Krew Chrystusa, którą adorujemy szczególnie w czasie tego Wielkiego Postu, będzie dla nas źródłem pojednania, miłości wzajemnej i uświęcenia. O to módlmy się w Koronce do Krwi Chrystusa.
Daniel Rafał Mokwa, CPPS
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.