Krwi Chrystusa rozpal w nas ogień swojej miłości
Krwi Chrystusa rozpal w nas ogień swojej miłości — konferencję wygłosił ks. Daniel Mokwa CPPS-Moderator Krajowy Wspólnoty Krwi Chrystusa, na rekolekcjach dla rodziny Krwi Chrystusa 27.08.2023
Na jednym ze swoich formacyjnych dni skupień siostry Adoratorki Krwi Chrystusa poprosiły mnie o poprowadzenie konferencji nt. „Krwi Chrystusa rozpal w nas ogień swojej miłości”. Pomyślałem, że ten pięknie i poetycko brzmiący temat należy przekuć na konkretne słowa, które będą pewnym ukierunkowaniem naszego życia i apostolstwa w charyzmacie Krwi Chrystusa. Chciałbym podzielić się tymi refleksjami i z Wami, jako duchową Rodziną Krwi Chrystusa.
- Życie Krwią Chrystusa motywem przewodnim w naszym życiu i realizacją tajemnicy paschalnej.
Św. Kasper wybrał symbol Krwi Chrystusa jako motyw przewodni dla Misjonarzy Krwi Chrystusa, co miało również stanowić źródło ich siły apostolskiej w działalności misyjnej. W Regule Misjonarzy Krwi Chrystusa z czasów św. Kaspra możemy znaleźć takie zdanie: Ponieważ prowadzą bój pod sztandarami i w imię Przenajdroższej Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa, niech nie będzie dla nich nic ważniejszego niż czcić Ją i Jej kult wszędzie szerzyć. W wielu swoich pismach i listach rekolekcyjnych św. Kasper często cytował słowa z Pisma św. na temat Krwi Chrystusa, aby powoływać się na słowo Boże, które mówi o tym istotnym symbolu, który odtąd miał stanowić ów motyw przewodni życia i działania misjonarzy i świeckich, którzy żyją paschalną duchowością Krwi Chrystusa.
W swoim Trzecim Liście Rekolekcyjnym,napisanym z okazji dorocznych rekolekcji misjonarzy, św. Kasper pisze o tym, że misjonarzy mogą dotykać takie trudności, jak lenistwo, ospałość, przygnębienie, a nawet pokusa znudzenia samym dobrem. I w obliczu takich trudności św. Kasper radzi przypomnieć sobie o Krwi Chrystusa, aby poprzez to doświadczyć pewnego przebudzenia duchowego oraz działania mocy Ducha Świętego. Pisze on o tym w następujących słowach: Wystarczy jedno spojrzenie na Boską Krew, a Ona wstrząśnie nami, byśmy działali z niespożytą gorliwością i prawdziwym duchem Bożym.
Myśląc jednak o tych słowach św. Kaspra, tak sobie rozważałem, że takim ludziom, mistykom, jakimi byli św. Kasper, czy św. Maria de Mattias, to pewnie takie jedno spojrzenie wystarczało… Pamiętamy to wydarzenie związane ze św. Marią, kiedy została spoliczkowana przez współsiostrę; wystarczyło, że pobiegła do kaplicy, pod krzyż i tam spojrzała dosłownie i na sposób duchowy na Ukrzyżowanego, na ową Boską Krew, aby odzyskać wewnętrzny spokój, aby od razu być gotową na przebaczenie tej siostrze… Pamiętamy też chociażby tą przejmującą rzeźbę św. Kaspra na jego grobie, na której widzimy go leżącego już na łożu śmierci, ale wpatrującego się cały czas w krzyż, który dawał mu siły i wytrwałość w tym cierpieniu.
Tymczasem chyba dla nas nie zawsze wystarczy owo jedno spojrzenie na Boską Krew, na krzyż, być może, my nie jesteśmy jeszcze na takim duchowym poziomie, jakiego życzyłby sobie może dla nas św. Kasper. I być może my potrzebujemy więcej spojrzeń na ową Boską Krew, więcej czasu, aby ona nami wstrząsnęła. Może potrzebujemy więcej modlitwy, więcej kontemplacji, to do czego często wzywali nas święci, aby rozważać mękę Pańską, nie tylko raz, nie tylko krótko, ale często, ale dłuższy czas – a to oznacza życie duchowością Krwi, przeżywanie naszej duchowości, dzień po dniu, godzina po godzinie. A więc można powiedzieć, że życie duchowością Krwi Chrystusa to sposób na kryzysy i trudności, który św. Kasper zaleca swoim misjonarzom; mieli myśleć i sobie przypominać o Krwi Chrystusa, aby to dawało im siły w codziennych trudach i zmaganiach duchowych i apostolskich.
Możemy przytoczyć jeszcze jedno zdanie z Jedenastego Listu Rekolekcyjnego św. Kaspra, które uzmysławia nam, że Krew Chrystusa była dla niego samego i misjonarzy owym motywem przewodnim: Nabożeństwo do Boskiej Krwi jest skutecznym środkiem do osiągnięcia gorliwości, by urzeczywistnić to wszystko, co zostało tu przedstawione. Niech będzie ono rozkoszą naszych serc. Codziennie więc możemy przeżywać i doświadczać mocy Krwi Chrystusa, razem z Chrystusem i z Jego pomocą, mocą Jego Krwi przezwyciężać nasze słabości, zło, grzech, doświadczać mocy i światła Ducha Świętego w różnych trudnych sytuacjach życiowych, zakonnych, zdrowotnych, itp. Również takie sytuacje w naszym życiu, które nas denerwują, albo bardzo kosztują, które są dla nas trudne, bo coś trzeba przecierpieć, albo na coś poczekać i przez to ćwiczyć się w cierpliwości – te momenty można i trzeba przyjmować jako okazję do tego, aby myśleć o Boskiej Krwi, aby spoglądać na Boską Krewi doświadczać Jej mocy. To może nam nie tylko pomóc w poszczególnych wydarzeniach, czy momentach naszego życia, ale może też przemieniać nasze myślenie, nasze działanie, całe nasze życie…
Nasz krwawiący Zbawiciel jest mistycznie obecny w różnych trudnościach, cierpieniach, w samotności czy niesprawiedliwości i my mamy z miłością otwierać nasze serca i dawać naszą krew razem z krwią Chrystusa. Naszym powołaniem jest „dopełniać braki udręk Chrystusa” (por. Kol 1, 24), to znaczy poświęcić się dla dzieła zbawienia razem z Chrystusem, ofiarując nasze życie i naszą krew, jako znak miłości do Boga i człowieka.
Kiedyś słyszałem takie piękne wyrażenie: „Dla siebie zostawić Chrystusa Ukrzyżowanego, a innym dawać Chrystusa Zmartwychwstałego”. Osobiście rozumiem to i odczytuję w następujący sposób. Po pierwsze, aby być gotowym cierpieć w duchu pokory, pokuty i zadośćuczynienia, w cichości serca, bez narzekania, bez cierpiętnictwa… Po drugie, aby przeżywać każde cierpienie (duchowe, fizyczne, uczuciowe itp.) jednocząc je razem z ofiarą i cierpieniem Chrystusa na krzyżu, „przelewając” własne „kropelki krwi” razem z Krwią Chrystusa. I właśnie wtedy możemy doświadczyć owego paradoksu, że innym będziemy dawać Chrystusa Zmartwychwstałego, to znaczy: inni ludzie, spotykając nas, będą doświadczać od nas radości, pokoju, miłości… Ja osobiście tego doświadczyłem i myślę, że wielu z nas, żyjących duchowością Krwi Chrystusa, również doświadczało czegoś podobnego.
- „Krzyk krwi” jako wezwanie do wrażliwości na potrzeby drugiego człowieka
Niedawno mieliśmy słowo życia: Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie…? I kiedy się tak zastanawiałem nad wiarą w moim życiu, to musiałem przyznać, że niestety prądy myślowe tego świata, różne idee, poglądy, w jakiś sposób dotykają również i mnie i osłabiają moją wiarę. Coraz częściej się łapię na tym, że podchodzę do wielu spraw zbyt po ludzku, po ziemsku, zbyt racjonalnie, bez wiary, bez tego dziecięcego zaufania Bogu. Wiele lat wcześniej ta moja wiara była bardziej głębsza, mocniejsza, jakby więcej wierzyłem, miałem więcej zaufania. A teraz to wszystko tak osłabło, oziębiło się; myślę, że też doświadczam tego, o czym mówił św. Kasper, kiedy zachęcał swoich misjonarzy do spojrzenia na Boską Krew.
Niestety problemy, grzechy tego świata nas również dotykają, osłabiają, „zabrudzają” nas. I my musimy przed tym się jakoś bronić, oczyszczać się, odnawiać, a to wszystko możemy czynić właśnie przez przeżywanie, doświadczanie naszej duchowości, poprzez to spoglądanie na Boską Krew. Ale jeśli już to spojrzenie nie wstrząsa nami, to znaczy, że nie jest dobrze z naszym życiem duchowym, zakonnym, wspólnotowym. Każdy musi znaleźć swój sposób tego spoglądania na Boską Krew, aby się przebudzić do działania, choćby do owego „chcenia”, którego przyczyną, jak pisze św. Paweł, jest Pan Bóg, ale czy pozwolimy się popchnąć przez Boga do tego „chcenia”, to już zależy jednak od nas. Pan Bóg może nas popchnąć, ale my możemy nadal stać w miejscu, Pan Bóg nas popycha, porusza nas, ale dalej to my sami już musimy iść do przodu, podjąć ten wysiłek; Pan Bóg nie będzie nas ciągle popychał. To my mamy nasze oczy skierować na Boską Krew, to my musimy pozwalać się wstrząsnąć, poruszyć…
Myślę, że jednym z największych problemów w dzisiejszym świecie, ale nie tylko w świecie, ale i w życiu chrześcijańskim, zakonnym, wspólnotowym, jest to, co możemy nazwać obojętnością, albo w naszej terminologii „brakiem gotowości do poświęcenia się, do ofiarności”. Być może dlatego w naszej duchowości ukuł się taki termin, jak: „krzyk krwi” lub „wołanie krwi”. Ten termin stanowi pewien skrót myślowy w naszej duchowości Krwi Chrystusa i ma swoje źródło w tekście biblijnym, który opowiada o Kainie i Ablu. Jak pamiętamy, kiedy Kain zabił Abla, to wtedy autor biblijny przekazał nam słowa Boga, który mówi do Kaina: Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi (Rdz 4, 10).
Papież Benedykt XVI, podczas rozważania na Anioł Pański w miesiącu lipcu (05.07.2009.), mówiąc o lipcowej tradycji kultu Krwi Chrystusa, nawiązał do tego w następujących słowach: „Napisane jest w Księdze Rodzaju, że krew Abla, zabitego przez swego brata Kaina, głośno woła z ziemi do Boga. Niestety, tak jak w przeszłości, dziś również słychać to wołanie, bo ludzka krew wciąż jest przelewana na skutek przemocy, niesprawiedliwości i nienawiści. (…) Na rozlegające się we wszystkich częściach ziemi wołanie, spowodowane przez przelew krwi, Bóg odpowiada krwią swego Syna, który za nas oddał życie. Chrystus na zło odpowiedział nie złem, lecz dobrem, swoją nieskończoną miłością. Krew Chrystusa jest rękojmią wiernej miłości Boga do ludzkości.
Warto też w tym kontekście przypomnieć te znamienne słowa papieża Jana Pawła II skierowane do Misjonarzy Krwi Chrystusa z okazji XVII Zebrania Generalnego Zgromadzenia Misjonarzy Krwi Chrystusa w Rzymie (10–21.09.2001.): „Gdy św. Kasper del Bufalo założył wasze Zgromadzenie w roku 1815, mój poprzednik, papież Pius VII, polecił mu pójść tam, gdzie inni nie poszliby i prowadzić misje, które wyglądały mało obiecująco. (…) Dwa wieki później inny Papież wzywa synów św. Kaspra, aby byli nie mniej odważni w swoich decyzjach i dziełach – aby poszli tam, gdzie inni nie mogą lub nie chcą i podejmować misje, które nie budzą dużej nadziei na sukces.” (Żyć Ewangelią, Listopad 2001, nr 70).
Staramy się usłyszeć ten „krzyk krwi”, który dobiega dzisiaj do nas z różnych stron i zakątków nie tylko świata, ale i naszych środowisk oraz społeczeństw. Bardzo dobrze w naszą odpowiedź na „krzyk krwi” wpisuje się fragment przemienienia Pańskiego na górze; widzimy apostołów, którzy doświadczając przedsionka nieba, nie chcą zejść na ziemię, w sensie przenośnym i dosłownym. Ziemia jest tym „łez padołem” i doliną cierpienia, jednakże to sam Jezus jest Tym, który ich właśnie tam posyła, aby byli apostołami nadziei i zbawienia pośród cierpiącego i błądzącego w ciemnościach ludu.
Podobnie i każdego z nas Jezus posyła tam, gdzie nie jest wcale „miło i przyjemnie”, gdzie jest ten nasz lub naszych bliźnich „padół łez” i dolina cierpienia. Może często wolelibyśmy zostać w ciepłych i przytulnych domach, miejscach, gdzie czujemy się dobrze, jak apostołowie na górze przemienienia, ale to sam Jezus pragnie, abyśmy byli tymi źródłami światła w świecie, abyśmy nie uciekali od zwykłych ludzkich problemów i bied, ale abyśmy temu w miarę możliwości zaradzali.
Ks. Barry w swojej książce pt. „Krzyk krwi” podaje piękne przykłady osób, które usłyszały „wołanie krwi” i odpowiedziały na niego. M.in. siostra Adoratorka Caterina Girrens ASC, w wieku 84 lat (!) pojechała na misje na Filipiny, aby tam pomagać w założeniu nowej wspólnoty.
Ks. Barry przytacza swoje świadectwo, jak znalazł się kiedyś w sytuacji, gdy ten krzyk krwi wymagał od niego nawet wyboru poświęcenia życia dla drugiego człowieka. Otóż w czasie wojny domowej w Chile, za czasów generała Augusta Pinocheta, kiedy wielu ludzi było prześladowanych i zabijanych, ks. Barry pewnej nocy odebrał telefon od biskupa z informacją, aby udał się do pewnego kościoła, gdzie skryła się pewna grupa ludzi, która uciekała przed wojskiem. Biskup prosił, aby ks. Barry spędził z nimi noc w tym kościele i był dla nich pewnym umocnieniem i pomocą. Ks. Barry był świadomy, że była już godzina policyjna, w której wychodząc z domu ryzykował utratę życia, gdyż żołnierze nie patyczkowali się z nikim i często zabijali człowieka bez sądu i ostrzeżenia, tylko dlatego, że złamał prawo. Rozważył przez moment całą tą sytuację i wtedy przypomniał sobie o tym, że krew na odrzwiach chroniła Izraelitów przed niebezpieczeństwem śmierci. A on przyrzekał przed Bogiem, że chce być Misjonarzem Przenajdroższej Krwi Chrystusa. Poczuł się wtedy powołany do tego, aby jako osoba naznaczona Krwią, być pewną ochroną dla tych, którzy bali się o utratę swojego życia. Poszedł tam i była to dla niego noc bardzo długa, ale i owocna, bo przeżył w sposób dosłowny to, co do tej pory było tylko przedmiotem jego studiów i rozważań. I wszyscy ludzie, dla których tam poszedł, zostali uratowani.
Ks. Barry pisze dalej w swojej książce, że pewna siostra Adoratorka Krwi Chrystusa ze Stanów Zjednoczonych opowiadała swoje doświadczenie, które przeżyła w pewnym szpitalu, gdzie pracowała. Pewien młody człowiek umierał na chorobę AIDS. Pewnego dnia przeżywał ogromny kryzys; rzucał się na łóżku i wyrywał, płacząc i chcąc uwolnić się z tego łoża boleści. Wokół niego zebrali się lekarze i pielęgniarki, którzy próbowali go uspokoić i przytrzymać na łóżku, jednak bezskutecznie. W pewnym momencie jedna z pielęgniarek powiedziała: „Czemu nie wezwiemy tutaj siostry do pomocy, ona będzie wiedziała, co zrobić”. Zawołano ją i kiedy przyszła, to stanęła w drzwiach jak wryta. To, co zobaczyła, wstrząsnęło nią do głębi: widziała młodego człowieka, który miał nogi i ręce przywiązane do łóżka, a z każda część jego ciała była opleciona różnymi przewodami i rurkami, a który trząsł się i rzucał na łóżku oraz krzyczał zdesperowany. Późnej mówiła, że ten widok był dla niej, jakby zobaczyła cierpiącego Chrystusa ukrzyżowanego na tym łożu boleści. Kiedy ta siostra otrząsnęła się z tego widoku, wszyscy patrzyli na nią, jakby chcieli powiedzieć: „No, zrób coś wreszcie”. Ona jednak czuła się bezradna w całej tej sytuacji. Później jednak poczuła potrzebę zbliżenia się do tego łóżka, usiadła blisko tego młodego człowieka i delikatnie, z czułością przytuliła go do siebie. Nie powiedziała żadnego słowa, nie było nawet potrzebne. To przytulenie było uobecnieniem miłości Boga. I wtedy powoli ten młodzieniec się uspokoił.
Ks. Barry opowiadał też o innej siostrze, która posługiwała w pewnej dzielnicy w Nowym Yorku, która właściwie była takim współczesnym gettem, slumsem, gdzie ludzi żyją na granicy ubóstwa i godności ludzkiej. Ta siostra wiele tam zrobić nie mogła, nie miała żadnego programu duszpasterskiego, ale starała się dostrzegać obecnego w tych ludziach i w ich biedzie cierpiącego Chrystusa. Nazywała swoje apostolstwo w tym miejscu „apostolstwem obecności”, ponieważ poprzez swoją prostą, pokorną obecność, poprzez przykład ludzkiej, wyrozumiałej i miłosiernej postawy wobec nich, „mówiła” więcej i komunikowała może bardziej skutecznie, że Bóg ich kocha, że jest z nimi.
Z tych i innych różnych przykładów widzimy, że jest jeszcze dużo do zrobienia we współczesnym świecie i nie musimy nigdzie daleko wyjeżdżać, nie musimy mieć wielkich planów i projektów apostolskich, wystarczy, że rozglądniemy się dokoła siebie i usłyszymy to wołanie krwi, na które, jako ludzie żyjący duchowością Krwi Chrystusa, powinniśmy odpowiedzieć. Wystarczy choćby podjąć owe „apostolstwo obecności”, które, wbrew pozorom, może dużo dobrego zdziałać w dzisiejszym świecie, tak egoistycznym, tak materialistycznie nastawionym, tak deprecjonującym i zaniedbującym ludzką godność i podstawowe potrzeby współczesnego człowieka. Powinniśmy stawiać sobie pytania: „Gdzie słyszymy „krzyk krwi” w naszej szczególnej sytuacji lub w naszym kontekście społecznym i kulturowym?” „W jaki sposób możemy odpowiedzieć na to wołanie krwi w naszej posłudze?” Te pytania powinny nam towarzyszyć, kiedy zastanawiamy się nad naszym apostolstwem.
Ks. Daniel Mokwa CPPS
Moderator Krajowy Wspólnoty Krwi Chrystusa
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.