Na Bożą Chwa­łę uda­ło mi się przełamać
Chcia­ła­bym podzie­lić się z Wami swo­im doświad­cze­niem z dnia sku­pie­nia w Oża­ro­wie Mazo­wiec­kim, któ­re odby­ło się w dniach 22–24.03. Zacznę od począt­ku, na chwi­lę cofa­jąc się w czasie:

Kie­dy oko­ło mie­sią­ca temu zosta­łam popro­szo­na o powie­dze­nie świa­dec­twa pod­czas Nie­dzie­li Misyj­nej w swo­jej rodzin­nej para­fii bar­dzo pro­si­łam Pana by mnie do tego uzdol­nił. Oczy­wi­ście Pan przy­szedł z pomo­cą i uda­ło mi się to świa­dec­two powie­dzieć. Poczu­łam wte­dy w ser­cu taka ogrom­ną potrze­bę więk­sze­go zaan­ga­żo­wa­nia się w służ­bę Wspól­no­cie i „odko­pa­nia” swo­ich talen­tów. Zaan­ga­żo­wa­łam się aktyw­nie w służ­bę litur­gicz­ną na naszych wspól­no­to­wych Mszach i tak uda­wa­ło mi się trwać w tym posta­no­wie­niu aż do sobo­ty (dru­gie­go dnia sku­pie­nia) Wte­dy to rano, sio­stra Danu­sia, popro­si­ła mnie bym zaśpie­wa­ła psalm.
I co odpowiedziałam?
Oczy­wi­ście: „Nie! Ja nie zaśpie­wam”.
Sio­stra nie nale­ga­ła, ale odcho­dząc powie­dzia­ła, że jej przy­kro. Przez kolej­ne punk­ty spo­tkań ta spra­wa nie dawa­ła mi spo­ko­ju, czu­łam, że powin­nam zaśpie­wać ten psalm, ale „tchórz”, któ­ry był we mnie zwy­cię­żył. Kie­dy pod­czas kon­fe­ren­cji Edy­ta mówi­ła o sie­roc­twie w kon­tek­ście przy­po­wie­ści o synu mar­no­traw­nym czu­łam, że bar­dzo mnie to doty­czy. Dla­te­go też po zakoń­cze­niu popro­si­łam jej współ­to­wa­rzy­szy o modli­twę nade mną. Kie­dy zapy­ta­li mnie, w jakiej inten­cji mają się pomo­dlić – ku moje­mu zdzi­wie­niu powie­dzia­łam im, że „bar­dzo chce słu­żyć Panu Bogu swo­imi talen­ta­mi, ale strasz­nie się boję…, Kie­dy do nich szłam pla­no­wa­łam pro­sić ich o modli­twę w inten­cji tego, bym się nie czu­ła już sie­ro­tą, bym poczu­ła się uko­cha­nym dziec­kiem Boga, jed­nak Duch Świę­ty pokie­ro­wał ina­czej. Po modli­twie czu­łam wiel­ką ulgę i radość, jed­nak kwe­stia nie­zaś­pie­wa­ne­go psal­mu nie dawa­ła mi spo­ko­ju. Wie­czo­rem pode­szłam do sio­stry Danu­si i powie­dzia­łam Jej, że zaśpie­wam psalm w nie­dzie­lę. No i wte­dy to się dopie­ro zaczę­ło, nie mogłam spać w nocy bojąc się, że nie uda mi się zaśpie­wać psal­mu, rano mia­łam strasz­ny katar, kaszel … Jed­nak trwa­łam przy obiet­ni­cy danej Panu, że będę słu­żyć i upar­cie od 6 rano ćwi­czy­łam psalm. Na Bożą Chwa­łę uda­ło mi się prze­ła­mać i zaśpie­wać na Mszy, poczu­łam się wte­dy taka wol­na, czu­łam, że Jezus pomógł mi zwy­cię­żyć „tchó­rza”, któ­ry był we mnie i tak bar­dzo mnie stopował.

Bło­go­sła­wio­na Krew Jezusowa!
Chwa­ła Panu!

Pau­li­na