POJEDNANIE I POSŁUGA POJEDNANIA W RÓŻNYCH JEGO ASPEKTACH JAKO GŁÓWNY ASPEKT NASZEJ DUCHOWOŚCI

Chcę w tym arty­ku­le poru­szyć temat, bar­dzo dla nas waż­ny jako czci­cie­li Krwi Chry­stu­sa, jakim jest poja­da­nie i uka­zać je w róż­nych jego aspektach.

 

  1. Pojed­na­nie w nie­któ­rych tek­stach Nowe­go Testamentu

W liście do Kolo­san (Kol 1,19–20) św. Paweł wychwa­la wiel­kość Chry­stu­sa i Jego zbaw­cze­go dzie­ła, cytu­jąc tekst jed­ne­go z hym­nów, jaki pierw­si chrze­ści­ja­nie śpie­wa­li w swo­ich wspól­no­tach. Poprzez śpie­wy tego typu hym­nów te wspól­no­ty się ewan­ge­li­zo­wa­ły. Chry­stus w żaden spo­sób nie jest tym prze­gra­nym, któ­ry padł ofia­rą mocy kosmicz­nych, spo­łecz­nych czy histo­rycz­nych, jak to mówio­no w Jego cza­sach. Chry­stus jest Wiecz­ny, jest Stwór­cą, tym, któ­ry wszyst­ko pod­trzy­mu­je, któ­ry jest wypeł­nie­niem i peł­nią wszyst­kie­go, Gło­wą Kościo­ła, Pier­wo­rod­nym z pośród umar­łych, spraw­cą pojed­na­nia we wszyst­kim. Śpie­wa­jąc ten hymn, chrze­ści­ja­nie wyzna­wa­li wła­sną wia­rę, pod­trzy­my­wa­li jed­ni dru­gich, wychwa­la­li Pana i wyno­si­li z tego kon­se­kwen­cje dla swo­je­go codzien­ne­go życia.

W pro­jek­cie, o któ­rym mówi List do Kolo­san, Chry­stus nie jest sam, samot­ny i wyizo­lo­wa­ny, lecz w Nim wszyst­ko znaj­du­je swo­je wypeł­nie­nie. On, któ­ry jest Odku­pi­cie­lem świa­ta, jest tym „cał­ko­wi­cie peł­nym” i tym, któ­ry wszyst­ko wypeł­nie­nia. Poprzez Chry­stu­sa czło­wiek i wszyst­kie rze­czy docho­dzą do peł­ni, do któ­rej zosta­li prze­zna­cze­ni od początku.

Byli we wspól­no­cie Kolo­san i tacy, któ­rzy za bar­dzo nale­ga­li na aspekt tra­gicz­ny odku­pie­nia Chry­stu­sa. Jezus był oczy­wi­ście ofia­rą śmier­ci, ale zmar­twych­wstał i w ten spo­sób pojed­nał w sobie wszyst­ko i przy­niósł pokój całe­mu stworzeniu.

Ten pokój, jakim dla nas jest Chry­stus, pocho­dzi z Krwi Krzy­ża, mówi św. Paweł w Liście do Kolo­san, z tej krwi, któ­ra w sobie zawie­ra krew cier­pie­nia i krew pojed­na­nia: krew nowe­go życia, nowe­go stworzenia.

Sam temat poko­ju w Chry­stu­sie i pojed­na­nia znaj­du­je­my w Liście św. Paw­ła do Efe­zjan: „Lecz teraz, zjed­no­cze­ni z Chry­stu­sem Jezu­sem, wy, któ­rzy nie­gdyś byli­ście dale­ko, sta­li­ście się bli­scy przez krew Chry­stu­sa. Chry­stus bowiem jest dla nas uoso­bie­niem poko­ju przez to, że z Żydów i nie- Żydów, burząc ist­nie­ją­cy mię­dzy nimi mur wro­go­ści, uczy­nił w swo­im cie­le jeden lud Boży”(Ef 2, 13–14).

W roz­dzia­łach 2–3 Listu do Efe­zjan znaj­du­je­my sens zbaw­cze­go dzie­ła, jakie Bóg reali­zu­je w Jezu­sie Chry­stu­sie. Przez Chry­stu­sa Bóg spra­wił, że ludz­kość prze­szła ze śmier­ci do życia, a On zebrał w jeden jedy­ny naród, czy­li Kościół, dwa ludy – żydów i pogan, któ­rzy żyli podzie­le­ni i w nie­przy­jaź­ni. Paweł posła­ny jest, aby gło­sić to orę­dzie zbaw­cze i pojednawcze.

Krew Chry­stu­sa, to zna­czy wier­ność Jezu­sa Chry­stu­sa miło­ści Bożej aż do śmier­ci, stwo­rzy­ła nowe kry­te­rium ludz­kie­go życia: teraz liczy się jedy­nie zjed­no­cze­nie z Nim, któ­ry jest poko­jem i peł­nią wszel­kie­go dobra. Nie ma już zatem podzia­łów ani nie­przy­jaź­ni z racji przy­na­leż­no­ści do naro­du żydow­skie­go: ona już się nie liczy, liczy się to, że wszy­scy, tak Żydzi ( któ­rzy nie­gdyś byli bli­scy), jak i poga­nie (któ­rzy nie­gdyś byli dale­ko) otrzy­ma­li tę samą Dobrą Nowi­nę i żyją w tej samej wspól­no­cie z Bogiem Ojcem w Duchu Świę­tym. Mówi się sym­bo­licz­nie, że Jezus „zbu­rzył roz­dzie­la­ją­cy je mur”, mając na myśli mur świą­ty­ni, unie­moż­li­wia­ją­cy wej­ście cudzo­ziem­com. On poprzez swo­ją śmierć uczy­nił z dwóch naro­dów, swe­go cza­su nie­moż­li­wych do pojed­na­nia, jeden naród. Wyda­rze­nie to uśmier­ci­ło sta­re pra­wo, czy też lepiej lega­lizm. Tak więc, a od teraz na zawsze nie moż­na już usta­no­wić i uspra­wie­dli­wić dys­kry­mi­na­cji we współ­ży­ciu ludz­ko­ści w imię reli­gii albo wiary.

W cen­trum ducho­wo­ści Krwi Chry­stu­sa znaj­du­je się ta świa­do­mość pojed­na­nia, o któ­rej mówi św. Paweł w Liście do Efe­zjan – pojed­na­nie poka­zu­ją­ce jed­ność przy­mie­rza i krzy­ża, jed­ność cen­trum nasze­go życia z jego mar­gi­ne­sa­mi. Jest ducho­wo­ścią przy­mie­rza, pod­kre­śla­ją­ca temat przy­na­leż­no­ści: Bóg uczy­nił z nas szcze­gól­ny naród poprzez Krew Chry­stu­sa. Przy­mie­rze wska­zu­je na zaan­ga­żo­wa­nie, tro­skę, gościn­ność. Two­rzy żywe cen­trum, gdzie doce­nia się oso­by i się je przyj­mu­je z rado­ścią. Jest praw­dzi­wym sank­tu­arium nasze­go życia, miej­scem świę­tym i miej­scem schro­nie­nia, miej­scem pojednania.

W dru­gim Liście do Koryn­tian 5,17–21 czy­ta­my: „Jeże­li więc ktoś pozo­sta­je w Chry­stu­sie, jest nowym stwo­rze­niem. To, co daw­ne, minę­ło, a oto wszyst­ko sta­ło się nowe. Wszyst­ko zaś to pocho­dzi od Boga, któ­ry pojed­nał nas z sobą przez Chry­stu­sa i zle­cił nam posłu­gę jed­na­nia. Albo­wiem w Chry­stu­sie Bóg jed­nał ze sobą świat, nie poczy­tu­jąc ludziom ich grze­chów, nam zaś prze­ka­zu­jąc sło­wo jed­na­nia. Tak więc w imie­niu Chry­stu­sa speł­nia­my posłan­nic­two jak­by Boga same­go, któ­ry przez nas udzie­la napo­mnień. W imię Chry­stu­sa pro­si­my: pojed­naj­cie się z Bogiem. On to dla nas grze­chem uczy­nił Tego, któ­ry nie znał grze­chu, aby­śmy się sta­li w Nim spra­wie­dli­wo­ścią Bożą”.

W tym frag­men­cie mówi się nam naj­pierw, że ten, kto żyje w Chry­stu­sie jest nowym stwo­rze­niem. Sta­re Przy­mie­rze prze­mi­nę­ło, a wraz ze zmar­twych­wsta­niem Chry­stu­sa roz­po­czę­ło się coś nowe­go, coś co potra­fi prze­mie­nić ludz­ką egzy­sten­cję i histo­rię. Auto­rem tego nowe­go dzie­ła jest sam Bóg, a ludzie wezwa­ni są do współ­pra­cy w tym dzie­le. To nowe dzie­ło pole­ga na akcji pojed­naw­czej, któ­ra bie­rze począ­tek z Boże­go miło­sier­dzia, uka­za­ne­go w Jezu­sie Chry­stu­sie. Misją zaś Apo­sto­łów jest prze­ka­zy­wa­nie dalej tego Boże­go postę­po­wa­nia. Misty­ka chrze­ści­jań­ska jest misty­ką nowe­go: „Jeże­li więc ktoś pozo­sta­je w Chry­stu­sie, jest nowym stwo­rze­niem”. Dla­te­go też śmierć Chry­stu­sa rozu­mia­na jest jako „pojed­na­nie”. Sło­wo to w języ­ku grec­kim pocho­dzi i odpo­wia­da sło­wu „nowe stwo­rze­nie”. Tak więc, odno­wa i pojed­na­nie są ze sobą ści­śle złą­czo­ne, jak to twier­dzi św. Paweł w cyto­wa­nym tekście.

Trze­ba powie­dzieć zatem, że pojed­nać się ozna­cza nie tyl­ko wyma­zać nie­szczę­śli­wy czas nasze­go życia i powró­cić do zera; pojed­na­nie nie jest „zamknię­ciem kon­ta” i roz­po­czę­ciem od nowa tak, jak­by się nic nie sta­ło. Prze­ciw­nie, pojed­na­nie uzna­je moż­li­wość i praw­do­po­do­bień­stwo popeł­nio­ne­go zła, będą­ce­go źró­dłem sepa­ra­cji (podzia­łu), lecz zawie­ra w sobie two­rze­nie nowej sytu­acji, w któ­rej roz­pocz­nie się prze­zwy­cię­żać i poko­ny­wać histo­rycz­ne limi­ty. W ten spo­sób rozu­mie się frag­men­ty NT odpo­wia­da­ją­ce pojed­na­niu: teraz wszyst­ko sta­je się nowe.

We Krwi Chry­stu­sa zapro­wa­dze­ni zosta­li­śmy do nowe­go miej­sca, któ­re wzno­si się ponad prze­by­te cier­pie­nie i sta­li­śmy się nowym ludem na chwa­łę Bożą. Ducho­wość pojed­na­nia prze­cho­dzi przez cier­pie­nia, śmierć i zmar­twych­wsta­nie Chry­stu­sa. I wpro­wa­dza nas bez­po­śred­nio w nasze cier­pie­nie. W głę­bo­ko­ściach tego cier­pie­nia zstę­pu­je­my do miej­sca zmar­łych (do tego, co może jest w nas mar­twe), jak Jezus. Póź­niej Bóg nas wywyż­sza, prze­no­si nas do nowe­go miej­sca i czy­ni z nas nowe stworzenie.

Posłu­ga pojed­na­nia – któ­rej Apo­sto­ło­wie są sza­fa­rza­mi z man­da­tu same­go Pana – nie jest czymś uspo­ka­ja­ją­cym, a to dla­te­go, bo nie pozo­sta­wia rze­czy taki­mi, jakie są, lecz wyma­ga odwa­gi two­rze­nia sytu­acji nowych, któ­re wykra­cza­ją poza wszel­kie limi­ty, w ramach któ­rych żyli­śmy do tej pory. Pojed­na­nie, może­my powie­dzieć, jest cał­ko­wi­tym zaprze­cze­niem tego, co stare.

Pojed­na­nie jest tak­że wyzwa­niem skie­ro­wa­nym ku dru­gie­mu, a tak­że ku sytu­acjom nowym, nie­zna­nym, a cza­sa­mi trud­no wyobra­żal­nym. Jest posta­wą rewo­lu­cyj­ną, w sen­sie szu­ka­nia dru­gie­go, ale nie jest powro­tem do tego, co daw­ne, czy „zało­że­niem sta­rych szat”. Ta dro­ga pojed­na­nia – dro­ga poszu­ki­wa­nia dru­gie­go – jest z pew­no­ścią nie­bez­piecz­na: zmu­sza bowiem do wyj­ścia poza sie­bie i do wej­ścia w rela­cję z inny­mi. Wyzwa­nie, jakie św. Paweł sta­wia przed chrze­ści­ja­na­mi w swo­ich listach, jest takie: nie moż­na być mniej niż Chry­stus, trze­ba uczy­nić się „grze­chem”, ryzy­ko­wać utra­tę nie­win­no­ści, aby – para­dok­sal­nie — odzy­skać ją na nowo; wyzbyć się tego, co sta­re, by przy­odziać się w nowe, kro­czyć w kie­run­ku nowe­go celu, ku nowej sytu­acji zmartwychwstania.

W ten spo­sób, ducho­wość Krwi Chry­stu­sa znaj­du­je się w peł­nej zgod­no­ści z tema­tem pojed­na­nia. Krew Chry­stu­sa zamy­ka w sobie dwa głę­bo­kie zna­cze­nia, odpo­wia­da­ją­ce tej Paw­ło­wej wizji pojed­na­nia. Po pierw­sze, krew cier­pie­nia, poprzez cier­pie­nie Jezu­sa, któ­ry nie znał grze­chu, nisz­czy ogrom zła w świe­cie. Ozna­cza to, że Bóg bie­rze na serio ból, jakie­go dozna­je­my kie­dy jeste­śmy przed­mio­tem zdra­dy czy nad­użyć. Nie zosta­je on zapo­mnia­ny, lecz prze­mie­nio­ny w sytu­ację nową, w nową rze­czy­wi­stość. To nas pro­wa­dzi do dru­gie­go zna­cze­nia jakie nie­sie ze sobą Krew pojed­na­nia dla naszej ducho­wo­ści – Krew Chry­stu­sa jest krwią nowe­go życia, nowe­go stwo­rze­nia i sym­bo­lem życia same­go Boga wewnątrz nas, jest zna­kiem Boże­go poko­ju w nas. Ta Krew wska­zu­je i oży­wia wizję ludz­ko­ści pojednanej.

 

  1. Pojed­na­nie w zna­cze­niu sakra­men­tal­nym

Odwo­łu­je­my się w tym frag­men­cie do sakra­men­tu poku­ty i pojed­na­nia. Nie jest on tyl­ko wyraz sakra­men­tal­ne­go pojed­na­nia z Kościo­łem i w Koście­le — moż­na by wymie­nić na przy­kład sakra­ment chrztu, któ­ry ma tak­że taki wymiar — ale mówie­nie o sakra­men­cie poku­ty i pojed­na­nia jest bar­dziej dla nas zro­zu­mia­łe, jeże­li chce­my mówić o pojednaniu.

Sakra­ment ten nazy­wa­ny jest sakra­men­tem pojed­na­nia, ponie­waż daje grzesz­ni­ko­wi miłość Boga przy­no­szą­cą pojed­na­nie. Może­my tu powo­łać się na sło­wa świę­te­go Paw­ła w liście do Koryn­tian: „Pojed­naj­cie się z Bogiem!” (2 Kor 5,20). Pojed­na­nie jest darem od Boga, poda­ro­wa­nym z Jego wła­snej ini­cja­ty­wy. Ponad­to, ten któ­ry żyje z miło­ści miło­sier­nej Boga, jest goto­wy odpo­wie­dzieć na wezwa­nie Pana: Idź i pojed­naj się naj­pierw z bra­tem two­im!” (Mt 5,24). Jest to wezwa­nie, któ­re ma spe­cjal­ne zna­cze­nie: aby pojed­na­nie było peł­ne, musi pocią­gać za sobą koniecz­nie wyzwo­le­nie z grze­chu, któ­ry musi zostać odrzu­co­ny w jego naj­głęb­szych korze­niach jaki­mi jest odrzu­ce­nie Boga i bliźniego.

Pojed­na­nie wią­że się z podwój­nym spoj­rze­niem: dostrze­że­nie rela­cji naj­pierw z Bogiem, a póź­niej z bliź­nim oraz nowe podej­ście, któ­re czę­sto wyma­ga zmia­ny czy prze­mia­ny, tego, co w języ­ku wia­ry nazy­wa­my nawró­ce­niem. Nawró­ce­nie z kolei wią­że się z powro­tem do Boga i pojed­na­niem z Kościo­łem (jako Ludem Boży). To w Koście­le reali­zu­je się litur­gicz­nie sakra­ment poku­ty i pojed­na­nia. Tak więc, pojed­na­nie z Kościo­łem jest nie­od­łącz­nym ele­men­tem pojed­na­nia z Bogiem i na odwrót (pojed­na­nie z Bogiem jest nie­od­łącz­nym ele­men­tem pojed­na­nia z Kościo­łem). Tak rozu­mia­ne pojed­na­nie uła­twia tak­że pojed­na­nie ludzi mię­dzy sobą.

Mówi Jan Paweł II w swo­jej adhor­ta­cji apo­stol­skiej „Recon­ci­lia­tio et Peni­ten­tia” (por. Wpro­wa­dze­nie, nr 1), że mówie­nie o pojed­na­niu i poku­cie jest zapro­sze­niem do odkry­cia na nowo tych samych słów, któ­ry­mi Jezus Chry­stus zechciał zain­au­gu­ro­wać swo­je prze­po­wia­da­nie: „Nawra­caj­cie się i wierz­cie w Ewan­ge­lię”, co ozna­cza z kolei przy­ję­cie Dobrej Nowi­ny o miło­ści, o przy­bra­niu za dzie­ci Boże i w kon­se­kwen­cji o bra­ter­stwie mię­dzy ludźmi.

Ale tym wła­śnie, co nas kosz­tu­je jest zmia­na nasze­go ser­ca i oka­za­nie Bogu i bliź­nim, że napraw­dę chce­my pojed­na­nia. Jed­nak­że, grzesz­nik, któ­re­go grze­chy nisz­czą w tym samym cza­sie zwią­zek z Bogiem oraz z bliź­nim (por. Łk 15,21), może ocze­ki­wać prze­ba­cze­nia jedy­nie od Boga, bo tyl­ko Bóg jest miło­sier­ny i zawsze skłon­ny i goto­wy, aby prze­ba­czyć grze­chu, z czło­wie­kiem jed­nak nie jest już tak samo. Sen­sem ofia­ry całe­go życia Chry­stu­sa jest to, że raz na zawsze zosta­li­śmy oczysz­cze­ni z naszych grze­chów w Jego Prze­naj­droż­szej Krwi (por. Hbr 9,22; 10,18). W ten spo­sób ten, któ­ry zawi­nił, jak i ofia­ra, są pojed­na­ni przez Boga w Jego miło­sier­dziu, w Bogu, któ­ry prze­ba­cza zawsze i zawsze przyj­mu­je z powrotem.

Praw­dzi­we pojed­na­nie z Bogiem odby­wa się w intym­no­ści ser­ca syna mar­no­traw­ne­go, któ­rym jest każ­dy peni­tent. Musi­my jed­nak dodać, że takie pojed­na­nie z Bogiem nie­sie za sobą inne spo­so­by pojed­na­nia, któ­re napra­wia­ją ska­że­nia spo­wo­do­wa­ne przez grzech: peni­tent dozna­je prze­ba­cze­nia z samym sobą w głę­bi swo­jej duszy, odzy­sku­jąc w ten spo­sób wła­sną wewnętrz­ną praw­dę o sobie; dozna­je pojed­na­nia ze swo­imi brać­mi, zaata­ko­wa­ny­mi przez nie­go (ponie­waż grzech jest zawsze rodza­jem agre­sji) oraz zra­nio­ny­mi przez nie­go w jakiś spo­sób. W ten spo­sób jed­na się on rów­nież z Kościo­łem i z całym stworzeniem.

Chry­stus zechciał, aby cały Jego Kościół, zarów­no w modli­twie, ale i w życiu i w całym swo­im dzia­ła­niu był zna­kiem i narzę­dziem prze­ba­cze­nia i pojed­na­nia. Jezus wyku­pił nas od śmier­ci i grze­chu za cenę wła­snej Krwi. Powie­rzył jed­nak wyko­ny­wa­nie wła­dzy odpusz­cza­nia grze­chów posłu­dze Apo­sto­łów, któ­rzy sta­li się odpo­wie­dzial­ni za „posłu­gę jed­na­nia” (por. 2 Kor 5,18). Apo­stoł jest posła­ny „w imię Chry­stu­sa” i jest on samym „Bogiem”, któ­ry za jego pośred­nic­twem wzy­wa i pro­si: „Pojed­naj­cie się z Bogiem” (2 Kor 5,20). Pojed­na­nie, któ­re­go owo­cem jest praw­dzi­we „zmar­twych­wsta­nie ducho­we”, jest przy­wró­ce­niem na nowo wszel­kich dóbr i god­no­ści dzie­ci Bożych, a co naj­cen­niej­sze – odzy­ska­niem przy­jaź­ni z Bogiem (por. Łk 15,32). To sta­je się darem pod­czas sakra­men­tal­ne­go pojed­na­nia w Kościele.

Innym aspek­tem pojed­na­nia jest ponow­ne spo­tka­nie się z bliź­nim, spo­tka­nie win­ne­go z poszko­do­wa­nym (ofia­ry ze spraw­cą) lub przy­naj­mniej pra­gnie­nie tego spo­tka­nia, któ­re w wie­lu przy­pad­kach wyra­ża się chę­cią praw­dzi­we­go pojed­na­nia i tęsk­no­tą za pojed­na­niem w peł­nym tego sło­wa zna­cze­niu, czy­li w sen­sie głę­bo­ko reli­gij­nym. Dla­te­go to wła­śnie Kościół jest powo­ła­ny do tej służ­by, do służ­by Bogu i czło­wie­ko­wi, jak już wspo­mi­na­li­śmy. A Kościół jest zna­kiem pojed­na­nia, o ile gło­si orę­dzie pojed­na­nia. Kościół jest zna­kiem pojed­na­nia rów­nież, o ile poka­zu­je czło­wie­ko­wi spo­so­by i ofe­ru­je środ­ki do pojed­na­nia, takie jak wier­ne wsłu­chi­wa­nie się w Sło­wo Boże, modli­twa oso­bi­sta i wspól­no­to­wa, sakra­men­ty, któ­re są praw­dzi­wy­mi zna­ka­mi i narzę­dzia­mi pojed­na­nia, a zwłasz­cza sakra­ment poku­ty i pojed­na­nia, któ­ry poma­ga, uła­twia i pozwa­la na wza­jem­ne zbli­że­nie się ludzi do siebie.

Jak nam poma­ga zauwa­żyć papież Jan Paweł II w powy­żej wspo­mnia­nej Adhor­ta­cji (Recon­ci­lia­tio et Peni­ten­tia), jed­ną z waż­niej­szych posług całe­go Kościo­ła jest kate­che­za: kate­che­za o pojed­na­niu z biblij­ne­go punk­tu widze­nia, kate­che­za teo­lo­gicz­na, któ­ra zawie­ra w sobie rów­nież ele­men­ty psy­cho­lo­gii, socjo­lo­gii i innych nauk, kate­che­za o poku­cie, a zwłasz­cza o war­to­ści nawró­ce­nia i o tym, jak poku­ta ozna­czać może rów­nież skru­chę, a tak­że kate­che­za o sumie­niu i jego for­ma­cji – rodzaj zmy­słu moral­ne­go, któ­ry pro­wa­dzi nas do roze­zna­nia, co jest dobre a co złe, a tym samym posiąść więk­szą świa­do­mość i wie­dzę o war­to­ści sakra­men­tu poku­ty i pojednania.

Ponad­to, nie może­my zigno­ro­wać ostrze­że­nia, jakie czy­ni nam Ojciec św. Jan Paweł II, mają­cy zwią­zek z posłu­gą pojed­na­nia w Koście­le, a mia­no­wi­cie wezwa­nie do dia­lo­gu w pra­cy dusz­pa­ster­skiej. Papież mówi, że ten dia­log dusz­pa­ster­ski, któ­re­go celem jest pojed­na­nie, pozo­sta­je dziś pod­sta­wo­wym obo­wiąz­kiem Kościo­ła w róż­nych śro­do­wi­skach i na róż­nych pozio­mach. Celem tego dia­lo­gu jest przede wszyst­kim odno­wa każ­de­go czło­wie­ka poprzez wewnętrz­ne nawró­ce­nie i poku­tę, a ma doko­ny­wać się w głę­bo­kim sza­cun­ku dla sumie­nia każ­de­go czło­wie­ka, z cier­pli­wo­ścią i stop­nio­wo, w warun­kach nie­zbęd­nych dla ludzi naszych cza­sów (por. Recon­ci­lia­tio et Peni­ten­tia, część 3, roz­dział 1, nr 25). Nie może być zatem pojed­na­nia, czy też trud­no je sobie wyobra­zić, bez dia­lo­gu z obu stron (to zna­czy pokrzyw­dzo­ne­go i krzywdzicielem).

Pod­su­mo­wu­jąc moż­na śmia­ło powie­dzieć, że sakra­ment poku­ty i pojed­na­nia jest waż­nym narzę­dziem do osią­gnię­cia praw­dzi­we­go i peł­ne­go pojed­na­nia, zarów­no w wymia­rze indy­wi­du­al­nym, jak i spo­łecz­nym. I to nie tyl­ko waż­nym, ale istot­nym i koniecz­nym z per­spek­ty­wy chrze­ści­jań­skiej, ponie­waż cele­bra­cja sakra­men­tu poku­ty i pojed­na­nia odzwier­cie­dla nasze pra­gnie­nie, aby żyć w dobrych rela­cji z Bogiem i z bliźnimi.

 

  1. Teo­lo­gicz­no-ducho­we aspek­ty pojed­na­nia

Spró­bu­je­my w tej czę­ści roz­wa­żyć dwa aspek­ty posłu­gi pojed­na­nia, wyni­ka­ją­ce z ducho­wo­ści Krwi Chry­stu­sa, jego wymia­ru teo­lo­gicz­ne­go i ducho­we­go, jak i praktyczno-duszpasterskiego.

Bio­rąc pod uwa­gę to wszyst­ko, co powie­dzie­li­śmy powy­żej, musi­my jesz­cze na począt­ku tej czę­ści naszych roz­wa­żań podać kil­ka definicji.

Jeden ze zna­nych Misjo­na­rzy Krwi Chry­stu­sa, pro­fe­sor teo­lo­gii ks. Robert Schre­iter mówi, że sło­wem, któ­re wie­lu wypo­wia­da w dzi­siej­szych cza­sach, któ­re cha­rak­te­ry­zu­ją się poprzez inten­syw­ne kon­tra­sty, nie­zgo­dy i prze­ciw­sta­wień jest sło­wo „pojed­na­nie”, zawie­ra­ją­ce w sobie wie­le róż­nych zna­czeń. Dla nie­któ­rych jest to wezwa­niem do odbu­do­wy spo­łe­czeń­stwa po doświad­cze­niach okre­su prze­mo­cy i znisz­cze­nia. Dla innych jest to krzyk, któ­ry wzy­wa do zaprze­sta­nia prze­mo­cy i podzia­łów. Dla jesz­cze innych jest to gorącz­ko­we wezwa­nie, aby zapo­mnieć o prze­szło­ści i nie­spra­wie­dli­wo­ści oraz szyb­ko przejść do inne­go typu spo­łe­czeń­stwa, jak gdy­by nie­któ­re rze­czy nigdy się nie wydarzyły.

Sło­wo „pojed­na­nie” jest uży­wa­ne na wie­le róż­nych spo­so­bów i jest czę­sto nad­uży­wa­ne. Ale pomi­mo wie­lu zna­czeń i inten­cji, jakie czę­sto zwią­za­ne są z tym sło­wem, wszy­scy zga­dza­ją się co do tego, że podzia­ły i kon­flik­ty, któ­re cha­rak­te­ry­zu­ją nasze cza­sy nie odpo­wia­da­ją ide­ałom przy­świe­ca­ją­cym powo­ła­niu człowieka.

Waż­ne jest, aby pamię­tać, iż sło­wo to ma wie­le zna­czeń w zależ­no­ści od tego, kto go uży­wa. Gdy ci, któ­rzy postę­pu­ją źle i ci, któ­rzy uży­wa­ją prze­mo­cy mówią o pojed­na­niu, rozu­mie­ją je jako zapo­mnie­nie o prze­szło­ści, któ­ra pozwa­la im unik­nąć kary za zbrod­nie czy złe czy­ny jakie popeł­ni­li. Przy­wód­cy Kościo­ła, z dru­giej stro­ny, cza­sa­mi wolą nawo­ły­wać do pojed­na­nia z zamia­rem zakoń­cze­nia kon­flik­tów, któ­re gro­żą znisz­cze­niem spo­łecz­no­ści i wspól­no­ty. Czę­sto czy­nią to jesz­cze zanim zaprze­sta­nie się prze­mo­cy, twier­dząc, że chrze­ści­ja­nin powi­nien zawsze prze­ba­czać swo­im nie­przy­ja­cio­łom. Być może nie potra­fią znieść atmos­fe­ry napię­cia panu­ją­ce­go wokół wyda­rzeń z prze­szło­ści i oba­wia­ją się, że rany, któ­re pozo­sta­ją otwar­te, podzie­lą spo­łe­czeń­stwo w teraź­niej­szo­ści. Jesz­cze inni po pro­stu chcą pojed­na­nia, aby uwol­nić się od cię­ża­ru, któ­re­go już nie mogą czy nie potra­fią dźwigać.

Nie­wąt­pli­wie, pojed­na­nie jest jed­nym z głów­nych aspek­tów prze­sła­nia chrze­ści­jań­skie­go odno­szą­ce­go się do dzie­ła, jakie­go Bóg doko­nu­je w świe­cie przez Jezu­sa Chry­stu­sa. W cza­sie, gdy tak wie­le mówi się o pojed­na­niu i kie­dy tak bar­dzo go potrze­ba, my chrze­ści­ja­nie musi­my być jak naj­bar­dziej pre­cy­zyj­ni i świa­do­mi tego, co może­my wnieść i jak przy­czy­nić się do reflek­sji w tej dzie­dzi­nie tak roz­le­głej i zło­żo­nej. A w ramach ogól­ne­go wkła­du chrze­ści­jań­stwa, Misjo­na­rze Krwi Chry­stu­sa i WKC muszą pró­bo­wać sku­pić się na tym, co ducho­wość Krwi Chry­stu­sa może wnieść do wysił­ków na rzecz pojednania.

Jako zgro­ma­dze­nie misjo­na­rzy, któ­rzy w ducho­wo­ści Krwi Chry­stu­sa odnaj­du­ją pod­po­rę i wspar­cie, mamy sta­rać się zro­zu­mieć na czym ma pole­gać nasz wkład i być prze­ko­na­nym, że nasza ducho­wość jest nie­zbęd­na dla reflek­sji na temat pojed­na­nia, zwłasz­cza w odnie­sie­niu do prze­mo­cy i wie­lo­kul­tu­ro­we­go świa­ta, w któ­rym dziś żyjemy.

Krew Chry­stu­sa jest naszą mocą i siłą, bo wie­my, że krew prze­la­na przez nie­win­ne­go Baran­ka, nasze­go Pana, jest odku­pień­czą Krwią. Wie­my tak­że, iż nie­po­wo­dze­nie krzy­ża Chry­stu­so­we­go było tyl­ko pozor­ne, bo wła­śnie dzię­ki Jego Krwi zosta­li­śmy zbawieni.

Ale, czym jest ducho­wość Krwi Chry­stu­sa, widzia­na przez doświad­cze­nie pojed­na­nia? Wra­ca­jąc do frag­men­tów listu do Kolo­san i Efe­zjan, wcze­śniej cyto­wa­nych, musi­my powie­dzieć po pierw­sze, że Bóg pojed­nał świat przez i w Chry­stu­sie, wpro­wa­dza­jąc pokój i jed­na­jąc wszyst­ko mocą Krwi krzy­ża. To Bóg daje nam w swo­im Synu pojed­na­nie, pojed­na­nie, któ­re zapi­sa­ne jest w cie­le Chry­stu­sa. Jego ser­ce czu­łe, zbo­la­łe, roz­cza­ro­wa­ne, będą­ce przed­mio­tem nad­użyć, sta­je się według ewan­ge­lii św. Jana, źró­dłem nowe­go życia. I dla­te­go wła­śnie, my chrze­ści­ja­nie, mamy nosić w sobie szcze­gól­ne zna­cze­nie pojed­na­nia, któ­re pocho­dzi z doświad­cze­nia Chry­stu­sa zmar­twych­wsta­łe­go: Pan Jezus, któ­ry umarł i został pogrze­ba­ny, zmar­twych­wstał do nowe­go życia.

Jed­nak­że pojed­na­nie nie jest, oczy­wi­ście, powierz­chow­nym poczu­ciem spo­ko­ju, któ­ry moż­na uzy­skać łatwo i szyb­ko, ale dłu­gim i żmud­nym pro­ce­sem pra­cy, tru­du i reflek­sji nad tym, co dzia­ło się w prze­szło­ści, aby się to nie powtó­rzy­ło. Nawet w naj­lep­szych przy­pad­kach, pojed­na­nie nigdy nie doko­nu­je się nagle, z dnia na dzień. Oso­bom pra­cu­ją­cych na rzecz pojed­na­nia potrze­ba szer­sze­go spoj­rze­nia, kon­cen­tra­cji i reflek­sji, a tak­że korzy­sta­nia z tego narzę­dzia jakim jest ducho­wość, zdol­na pod­trzy­mać ich w podej­mo­wa­nych dzia­ła­niach i wysił­kach, a któ­ra jest czymś wię­cej niż tyl­ko tak­ty­ką czy stra­te­gią. Jeśli nie towa­rzy­szy nam ducho­wość, szyb­ko się wyczer­pu­je­my, tra­ci­my siły lub ule­ga­my mocy zła, jakie pró­bu­je­my zwal­czyć i jakie­mu pra­gnie­my się przeciwstawić.

W jed­nej z kon­fe­ren­cji pod­czas sym­po­zjum na temat ducho­wo­ści pojed­na­nia ks. Schre­iter wymie­nia kil­ka punk­tów, któ­re muszą być wzię­te pod uwa­gę, aby zro­zu­mieć pro­ces pojed­na­nia, widzia­ne­go z per­spek­ty­wy ducho­wo­ści. Chcę teraz wymie­nić te punkty.

Po pierw­sze, pojed­na­nie jest przede wszyst­kim dzie­łem same­go Boga, któ­ry je zaczy­na i koń­czy w nas przez Chry­stu­sa. Pojed­na­nie nie jest osią­gnię­ciem czy­sto ludz­kim, lecz dzie­łem Boga w nas i pośród nas. Jest to oczy­wi­ste, gdy pró­bu­je­my zro­zu­mieć ogrom zła, któ­re­go doświad­cza jego ofia­ra i patrząc na nie­moc w wysił­kach prze­zwy­cię­że­nia tego zła o wła­snych siłach.

Aby zro­zu­mieć, jak Bóg dzia­ła na rzecz pojed­na­nia, musi­my uchwy­cić jego głów­ny aspekt, któ­ry może się wyda­wać na pierw­szy rzut oka para­dok­sal­ny. Zwy­kle, gdy myśli się o pojed­na­niu, pierw­szą myślą jaka się nasu­wa jest pra­gnie­nie zoba­cze­nia skru­chy u spraw­cy, pro­szą­ce­go ofia­rę o prze­ba­cze­nie. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak wie­my, że pojed­na­nie nie może zale­żeć od ini­cja­ty­wy zło­czyń­ców czy wino­waj­ców, bo więk­szość z nich nigdy nie żału­je za swo­je czyny.

W dzie­le pojed­na­nia Bóg nie zaczy­na nigdy od spraw­cy zły, ale od jego ofia­ry. Roz­po­czy­na od przy­wró­ce­nia poczu­cia czło­wie­czeń­stwa i god­no­ści ofie­rze, jakie­go spraw­ca zła sta­rał się (pró­bo­wał) pozba­wić swo­ją ofia­rę na dro­dze prze­mo­cy. Przy­wró­ce­nie god­no­ści ofie­rze jest pod­sta­wą pojed­na­nia i dodaj­my, pod­sta­wą wal­ki o pra­wa czło­wie­ka. Przy­wra­ca­nie uszko­dzo­ne­go, zachwia­ne­go poczu­cia czło­wie­czeń­stwa i god­no­ści, poprzez życio­daj­ną rela­cję z Bogiem, jest doświad­cze­niem łaski. W tej rela­cji ofia­ra odna­wia się i odzy­sku­je na nowo swój obraz i podo­bień­stwo Boga, dziec­ka Boże­go (por. Rdz 1, 26). Bóg zatem, dzia­ła na rzecz ofia­ry i na poprzez nią. I to wła­śnie przez tego, kto stał się ofia­rą jakie­goś zła spraw­ca tego zła może poczuć się wezwa­ny (zapro­szo­ny) do nawró­ce­nia i prze­ba­cze­nia. Jed­nym z para­dok­sów chrze­ści­jań­skiej kon­cep­cji pojed­na­nia jest to, że skru­cha i prze­ba­cze­nie nie są wymo­ga­mi w pro­ce­sie pojed­na­nia, ale jego kon­se­kwen­cją. Tyl­ko ofia­ra pojed­na­na jest w sta­nie zro­zu­mieć w pew­nym sen­sie to, czym jest skru­cha i cze­go będzie wyma­gał uścisk pojed­na­nia i znak prze­ba­cze­nia. To wła­śnie ofia­ra zła czy grze­chu pro­wa­dzi cały pro­ces w kie­run­ku pojed­na­nia, od niej on zale­ży, ponie­waż ona jedy­nie ma w sobie wizję tego, co pro­wa­dzi do połą­cze­nia cier­pie­nia z prze­szło­ści z obiet­ni­cą przyszłości.

Po dru­gie, pojed­na­nie jest bar­dziej ducho­wo­ścią niż stra­te­gią, jak już wspo­mnie­li­śmy powy­żej. Jeśli pojed­na­nie jest przede wszyst­kim dzie­łem Boga, to my nie jeste­śmy niczym innym jak tyl­ko „amba­sa­do­ra­mi Chry­stu­sa” jak mówi św. Paweł (2 Kor 5, 20). Pojed­na­nie ozna­cza pie­lę­gno­wa­nie rela­cji z Bogiem, któ­ry przy­wra­ca nam nasze czło­wie­czeń­stwo, rela­cji, któ­ra z kolei spra­wia, że pojed­na­nie sta­je się moż­li­we. To stwa­rza prze­strzeń dla praw­dy, któ­ra poko­nu­je kłam­stwa z prze­szło­ści i trium­fu­je nad nimi. Wzbu­dza głód spra­wie­dli­wo­ści, któ­ra nie jest zemstą na spraw­cach zła, ale przy­no­si zmia­ny w spo­łe­czeń­stwie i wspól­no­cie. Powo­du­je uzdro­wie­nie, któ­re prze­mie­nia pamięć i wspo­mnie­nie, aby mogło być pod­sta­wą do budo­wa­nia (two­rze­nia) lep­szej przy­szło­ści, nie zapo­mi­na­jąc jed­nak o prze­szło­ści. Łaska pojed­na­nia daje ofia­rom wizję rze­czy­wi­sto­ści i per­spek­ty­wę, któ­rą inni po pro­stu nie mają.

To wła­śnie dla­te­go pojed­na­nie jest przede wszyst­kim ducho­wo­ścią, rela­cją z Bogiem, któ­ra jest wzmoc­nio­na i oży­wia­na modli­twą, języ­kiem praw­dy i prak­ty­ką uzdra­wia­nia i przy­wra­ca­nia poko­ju. Tyl­ko na bazie ducho­wo­ści moż­na roz­wi­jać nowe wizje i pla­ny na rzecz pojed­na­nia. Jeśli zaczy­na się od stra­te­gii a nie od ducho­wo­ści, ryzy­ku­je się robie­niem pla­nów krót­ko­wzrocz­nych lub nie wystar­cza­ją­co sze­ro­kich, by objąć to zada­nie. To ducho­wość kar­mi wyobraź­nię i pra­gnie­nie budo­wa­nia przy­szło­ści już odku­pio­nej, uzdrowionej.

Po trze­cie, doświad­cze­nie pojed­na­nia czy­ni tak z ofia­ry jak i ze spraw­cy (wino­waj­cy) nowe stwo­rze­nie (por. 2 Kor 5, 17). Pojed­na­nie jest przy­wró­ce­niem zra­nio­ne­go poczu­cia czło­wie­czeń­stwa, ale nie cof­nię­ciem się i przy­wró­ce­niem sytu­acji wcze­śniej­szej, sprzed doświad­cze­nia zła i prze­mo­cy. To było­by zigno­ro­wa­niem czy zaprze­cze­niem cen­tral­ne­go aspek­tu nasze­go doświad­cze­nia i tego, czym uda­ło się nam stać po tym złym doświad­cze­niu, to zna­czy zaprze­cze­niem tych strasz­nych rze­czy, któ­re prze­cież wyda­rzy­ły się napraw­dę. Przy­wró­ce­nie poczu­cia god­no­ści musi zawie­rać w sobie to doświad­cze­nie pojed­na­nia. Ono nie zaprze­cza ani nie eli­mi­nu­je doświad­cze­nia nie­spra­wie­dli­wo­ści, prze­mo­cy i grze­chu. Prze­ciw­nie, jest prze­mia­ną tegoż doświad­cze­nia, któ­re na zawsze będzie czę­ścią nasze­go ist­nie­nia. Naj­bar­dziej ude­rza­ją­cy obraz tej prze­mia­ny moż­na zna­leźć w histo­rii obja­wień Zmar­twych­wsta­łe­go Chry­stu­sa w ewan­ge­lii św. Jana 20, w spo­tka­niu Toma­sza ze Zmar­twych­wsta­łym – rany tor­tu­ry wobec Jezu­sa pozo­sta­ją widocz­ne na Jego chwa­leb­nym Cie­le, ale nie są obcią­żo­ne cię­ża­rem i doświad­cze­niem śmier­ci, lecz prze­ciw­nie są źró­dłem nowe­go życia i nowej wia­ry Toma­sza, któ­ry po ich dotknię­ciu czu­je się zmu­szo­ny do wyzna­nia kim napraw­dę jest Jezus dla nie­go w obec­nej chwi­li, czy­li jego Panem i Bogiem (J 20, 28). Rany sta­ją się miej­scem i doświad­cze­niem, któ­re może dać uzdro­wie­nie innym (por. 1 P 1, 18–25).

Doświad­cze­nie pojed­na­nia prze­mie­nia nas w nowe stwo­rze­nie i prze­no­si nas do nowe­go miej­sca, do miej­sca, do któ­re­go nie mogli­by­śmy dotrzeć sami z sie­bie. Mówi ks. Schre­iter, że nie­któ­rzy poszko­do­wa­ni, któ­rzy otrzy­ma­li łaskę pojed­na­nia i uzdro­wie­nia opo­wia­da­ją, iż ich uwol­nie­nie nie sta­ło się w spo­sób, jaki sobie wyobra­ża­li, ale odna­leź­li je w miej­scu lub w sytu­acji dla nich nowej czy nieoczekiwanej.

Po czwar­te, to przez histo­rię męki, śmier­ci i zmar­twych­wsta­niu Jezu­sa zaczy­na­my rozu­mieć czym jest nowa ludz­kość stwo­rzo­na przez pojed­na­nie. Histo­ria męki i śmier­ci Jezu­sa, opo­wie­dzia­na z ludz­kie­go punk­tu widze­nia, to histo­ria poraż­ki i upo­ko­rze­nia. Ucznio­wie z Emaus będąc w dro­dze tyl­ko wte­dy, gdy sły­sze­li tę samą opo­wieść od tajem­ni­czej posta­ci, któ­ra nie robi nic inne­go jak tyl­ko na nowo odczy­tu­je histo­rię Izra­ela z per­spek­ty­wy zmar­twych­wsta­nia, poczu­li jak ich ser­ca zaczy­na­ją pałać (por. Łk 24, 32).

Histo­ria cier­pie­nia, śmier­ci i zmar­twych­wsta­nia jaką Bóg zdzia­łał w Jezu­sie, poma­ga ofia­rom zro­zu­mieć, co się z nimi sta­ło i gdzie Bóg pro­wa­dzi je teraz.

Po pią­te, pojed­na­nie będzie zakoń­czo­ne, czy­li kom­plet­ne tyl­ko w Chry­stu­sie na koń­cu cza­sów. Wiel­kość zada­nia pojed­na­nia wpra­wia nas w zakło­po­ta­nie, prze­ra­ża nas, uświa­da­mia nam coraz głę­biej, że jest ono nie tyl­ko dzie­łem Boga, ale że jest dzie­łem, któ­re nie zosta­ło jesz­cze zakoń­czo­ne i nie będzie zakoń­czo­ne (chy­ba że w Bogu na koń­cu cza­sów). Pojed­na­nie zakła­da zatem i wyma­ga wysił­ku czło­wie­ka, ale jego peł­na reali­za­cja wyma­ga ini­cja­ty­wy i wska­zó­wek Boga. My chrze­ści­ja­nie wie­rzy­my, że ini­cja­ty­wa ta roz­po­czę­ła się już w śmier­ci i zmar­twych­wsta­niu Jezu­sa Chry­stu­sa, ale zakoń­czy się na koń­cu cza­sów, kie­dy powró­ci Pan.

Pod­su­mo­wu­jąc ten roz­dział, musi­my dodać, że krew, któ­ra jest źró­dłem i sie­dzi­bą ludz­kie­go życia, nie­sie w sobie Boże tchnie­nie, daje nam życie, utrzy­mu­je nas w jed­no­ści z Bogiem. W tym samym cza­sie, w naszej wyobraź­ni, roz­lew krwi jest nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­ny z doświad­cze­niem prze­mo­cy i śmier­ci. Krew sta­je się tym miej­scem dla nasze­go życia, w któ­rej spo­ty­ka­ją się życie i śmierć. Jest gra­ni­cą mię­dzy życiem a śmier­cią. Danie czy odda­nie wła­snej krwi dla innych jest zna­kiem naj­więk­szej miło­ści, i nie ma sobie rów­ne­go zna­ku. Wszyst­kie te obra­zy mówią nam o mocy Krwi Chry­stu­sa: Krew Chry­stu­sa sta­je się dla nas wyra­zem tego, co Bóg czy­ni dla cier­pią­cych. I dla­te­go Krew Chry­stu­sa prze­la­na na krzy­żu jest gwa­ran­tem nasze­go pojed­na­nia i nasze­go poko­ju (por. Kol 1, 20). W niej znaj­du­je­my siłę i odku­pień­czą moc Syna Bożego.

 

  1. Nie­któ­re aspek­ty prak­tycz­no-dusz­pa­ster­skie

Pojed­na­nie może stać się sty­lem życia i powo­ła­niem, czy ina­czej mówiąc ducho­wo­ścią, a nie tyl­ko sze­re­giem zadań do wyko­na­nia i wypeł­nie­nia. Jeste­śmy powo­ła­ni do życia w nowy spo­sób, ponie­waż Krew krzy­ża nas zbawia.

Czym więc jest posłu­ga pojed­na­nia? W jaki spo­sób reali­zu­je się tę posłu­gę? Nale­ży pamię­tać, że to Bóg doko­nu­je pojed­na­nia, a my może­my jedy­nie wspo­ma­gać je i popie­rać, wyko­nu­jąc naszą część. Nasza posłu­ga musi być świa­dec­twem tego, co Bóg czy­ni w świe­cie i w Koście­le i dla niego.

Posłu­ga pojed­na­nia jest służ­bą dla Kościo­ła i spo­łe­czeń­stwa, to zna­czy jest cha­ry­zma­tem i dla­te­go z defi­ni­cji jest darem od Boga. Ten szcze­gól­ny cha­ry­zmat jest pod­sta­wą naszej toż­sa­mo­ści jako Misjo­na­rzy Krwi Chry­stu­sa i WKC. Mamy stać się sza­fa­rza­mi pojed­na­nia, to zna­czy oso­ba­mi obda­rzo­ny­mi spe­cjal­ny­mi umie­jęt­no­ścia­mi, któ­re pozwa­la­ją sta­wić czo­ła kry­zy­som czy kon­flik­tom bez ucie­ka­nia od nich czy uni­ka­nia ich, bez sta­wa­nia po czy­jejś ze stron lub pró­by roz­wią­za­nia spraw w pośpie­chu. Mamy sta­wać się ludź­mi obda­rzo­ny­mi zdol­no­ścią wysłu­cha­nia obu stron kon­flik­tu z sza­cun­kiem, uwa­gą i zro­zu­mie­niem, bez natych­mia­sto­we­go wycią­ga­nia wnio­sków czy wyda­wa­nia sądów. Umie­jęt­ność słu­cha­nia jest jed­ną z klu­czo­wych funk­cji każ­de­go sza­fa­rza pojednania.

Posłu­ga pojed­na­nia sta­ra się oprzeć wszel­kiej prze­mo­cy, któ­ra panu­je na świe­cie i w samych ludziach. Poprzez tę posłu­gę mamy nadzie­ję pomóc ofia­rom, aby mogły odkryć, zaak­cep­to­wać i roz­wi­jać swój wła­sny dar łaski pojed­na­nia, któ­ry doty­czy nie tyl­ko przy­szło­ści, ale tak­że ran z przeszłości.

Pojed­na­nie zmie­rza do przy­wró­ce­nia nowych rela­cji mię­dzy Bogiem a czło­wie­kiem, jak rów­nież pomię­dzy ludźmi.

Ta posłu­ga kon­cen­tru­je się na roz­wią­zy­wa­niu kon­flik­tów na dro­dze media­cji, któ­ra przy­czy­nia się do tego, by obie stro­ny (ofia­ra i spraw­ca, wino­waj­ca i poszko­do­wa­ny) osią­gnę­li jakieś poro­zu­mie­nie. Aby to pojed­na­nie zako­rze­ni­ło się w ser­cach ludzi, pierw­szym kro­kiem jest sta­wie­nie czo­ła kon­flik­to­wi i roz­wią­za­nie pro­ble­mu, któ­ry spo­wo­do­wał podział mię­dzy oso­ba­mi. Stąd istot­nym ele­men­tem pro­ce­su pojed­na­nia jest media­cja i nego­cja­cje oraz dialog.

Trze­ba powie­dzieć, że może­my zro­bić wie­le już przez naszą posta­wę goto­wo­ści do wspól­nej modli­twy. W łama­niu chle­ba i w kie­li­chu eucha­ry­stycz­nym może­my zło­żyć oso­by i gru­py dotknię­te prze­mo­cą lub zaan­ga­żo­wa­ne w sytu­acje kon­flik­to­we, aby skie­ro­wać je ku pojed­na­niu, albo też nadać sakra­men­to­wi poku­ty i pojed­na­nia jego praw­dzi­wą i real­ną wartość.

Kolej­ną rze­czą god­ną uwa­gi jest to, że Ci, któ­rzy żyją ducho­wo­ścią Krwi Chry­stu­sa koniecz­nie muszą być budow­ni­czy­mi poko­ju i pojed­na­nia mię­dzy ludź­mi, a tak­że we wspól­no­cie Kościo­ła i spo­łe­czeń­stwie. Trze­ba nam uwie­rzyć, że moż­na stać się sza­fa­rzem pojed­na­nia i poko­ju tak­że dla tych, któ­rzy nie nale­żą do naszej wspól­no­ty czy gru­py, pamię­ta­jąc zara­zem, że jest się nega­tyw­nym przy­kła­dem, jeże­li wewnątrz nas samych ist­nie­ją podzia­ły, nie­zgo­da, dys­har­mo­nia i kon­flik­ty. Sta­je­my się wte­dy zna­kiem sprze­ci­wu i powo­du­je­my wie­le zła. Wszyst­kie te pro­ce­sy musi­my zacząć od nas samych.

Sza­fa­rze pojed­na­nia, jak kobie­ty w histo­rii Męki Pań­skiej z Ewan­ge­lii, towa­rzy­szą ofia­rom na Dro­dze Krzy­żo­wej, zda­jąc sobie spra­wę, że nie mogą uwol­nić ich od bólu i pozba­wić cier­pie­nia. Tak jak te kobie­ty mogą być z nimi przez cały czas, ofe­ru­jąc pocie­chę i dzie­ląc z nimi ich ból. Wte­dy — nawet kie­dy znaj­dą się „poza bra­mą mia­sta”, kro­cząc swo­ją dro­gą krzy­żo­wą — ofia­ry nie pozo­sta­ją same, nie czu­ją się opuszczone.

Co kon­kret­nie ozna­cza ta obec­ność z ofia­ra­mi? Nawet jeże­li nie może­my sami doko­nać pojed­na­nia, to może­my stwo­rzyć warun­ki, któ­re na nie pozwo­lą. Na dro­dze krzy­żo­wej jaką idą ofia­ry może­my two­rzyć sta­cje słu­cha­nia i opie­ki. Czę­ścią pro­ce­su uzdro­wie­nia dla wie­lu ofiar jest powta­rza­nie w kół­ko, raz i dru­gi, tego, co się z nimi stało.

Inną for­mą uczest­nic­twa tej służ­by jest odbu­do­wy­wa­nie w ofia­rach poczu­cia przy­na­leż­no­ści, zaufa­nia i bez­pie­czeń­stwa, przyj­mo­wa­nie ich do wspól­not, odbu­do­wy­wa­nie w nich poczu­cia wspól­no­ty z innymi.

Tak­że sta­ra­nia o spra­wie­dli­wość jest czę­ścią tej posłu­gi. Dostrze­że­nie błę­dów i przy­zna­nie się do nich, jak i żal za nie (tak jak uczy­ni­ły to kobie­ty z pierw­szych sta­cji Dro­gi Krzy­żo­wej), jest uzna­niem ogro­mu zła w tym, co się sta­ło i nie pozwa­la na mani­pu­la­cję fak­tów, aby kłam­stwo nie jawi­ło się i nie było przyj­mo­wa­ne jako prawda.

Może­my powie­dzieć, że musi­my roz­róż­nić dwa prak­tycz­ne aspek­ty pojed­na­nia: indy­wi­du­al­ne i spo­łecz­ne (wspól­no­to­we). Nie ozna­cza to, że brak jest związ­ku pomię­dzy jed­nym a dru­gim. To roz­róż­nie­nie pozwa­la nam jedy­nie na roz­wa­że­nie tego, co każ­dy z tych aspek­tów zawie­ra w sobie i jak mają się jed­no do dru­gie­go. Na indy­wi­du­al­ne pojed­na­nie skła­da się przede wszyst­kim przy­wró­ce­nie ofie­rze poczu­cia god­no­ści oso­by ludz­kiej, któ­ra jest w sta­nie i jest zdol­na zapro­sić wino­waj­cę do skru­chy. Nato­miast pojed­na­nie spo­łecz­ne pole­ga na rekon­struk­cji porząd­ku moral­ne­go spo­łe­czeń­stwa czy wspól­no­ty, aby nie­mo­ral­ność prze­szło­ści już wię­cej się nie powtórzyła.

W ramach tego spo­łecz­ne­go wymia­ru pojed­na­nia może­my wyróż­nić trzy eta­py: pierw­szym jest poszu­ki­wa­nie praw­dy o prze­szło­ści; dru­gim — na bazie tej praw­dy — zapy­tać się, jakiej spra­wie­dli­wo­ści moż­na się doma­gać, by napra­wić zło, któ­re jest zosta­ło popeł­nio­ne (doko­ny­wa­ne); a trze­cim eta­pem jest pró­ba stwo­rze­nia bar­dziej spra­wie­dli­wej przy­szłość, zarów­no dla ofiar jak i dla spraw­ców (wino­waj­ców, grzeszników).

Nale­ży pamię­tać, że fun­da­men­tem wszel­kich wysił­ków podej­mo­wa­nych na rzecz budo­wy spra­wie­dli­we­go spo­łe­czeń­stwa czy wspól­no­ty musi być praw­da. Prze­moc jest zawsze nagro­ma­dze­niem kłamstw: kłamstw na temat ofiar (zasłu­ży­li na to, co ich spo­tka­ło), o spraw­cach, win­nych doko­na­ne­go zła (do tego wła­śnie zosta­łem wybra­ny, lub mia­łem obo­wią­zek zro­bić to, co zro­bi­łem) oraz o samym spo­łe­czeń­stwie (prze­moc była jedy­nym spo­so­bem ura­to­wa­nia spo­łe­czeń­stwa i osią­gnię­cia poko­ju). Celem kłamstw jest to, by sądzić, że są praw­dą. Jeśli nie uda nam się zde­ma­sko­wać kłam­stwa i poko­nać go, nigdy nie moż­na będzie zbu­do­wać rela­cji praw­dzi­wych i rzetelnych.

Co jako chrze­ści­ja­nie może­my zro­bić, aby osią­gnąć tego rodza­ju spo­łecz­ne pojed­na­nie i nowy ład moral­ny? Po pierw­sze, może­my two­rzyć wspól­no­ty pojed­na­nia, wspól­no­ty, któ­re zapew­nia­ją warun­ki, aby pojed­na­nie mogło być moż­li­we. Nie może­my spra­wić pojed­na­nia, ale może­my budo­wać wspól­no­ty, gdzie ono może się doko­ny­wać. Może­my zapew­nić ofia­rom obsza­ry i miej­sca bez­pie­czeń­stwa i gościn­no­ści, w któ­rych mogą przyj­rzeć się swo­im ranom i pra­co­wać nad wła­snym uzdro­wie­niem. W tych wspól­no­tach wspo­mnie­nia mogą zostać na nowo prze­my­śla­ne i ule­czo­ne. Uzdro­wić wspo­mnie­nia po jakiejś trau­mie nie zna­czy zapo­mnieć, co się wyda­rzy­ło, bo rze­czy tak strasz­nych się nie zapo­mi­na. Uzdro­wić wspo­mnie­nia ozna­cza — pamię­ta­jąc o prze­szło­ści – spoj­rzeć na nie w inny, nowy spo­sób, przez co uwol­nić się i wyzwo­lić z wię­zów prze­szło­ści w celu otwar­cia się na nową przyszłość.

Po dru­gie, pojed­na­nie zawie­ra w sobie towa­rzy­sze­nie ofia­rom. Tak jak Bóg ota­cza szcze­gól­ną opie­ką ubo­gich, tak i nam trze­ba towa­rzy­szyć ofia­rom w trud­nym pro­ce­sie odbu­do­wy ich zła­ma­ne­go życia. Sku­pia­jąc się na trud­no­ściach i per­spek­ty­wach ofiar, nie moż­na pozwo­lić, aby spo­łe­czeń­stwo pró­bo­wa­ło zatu­szo­wać prze­szło­ści i postę­po­wać dalej jak gdy­by nic się nie sta­ło. Towa­rzy­szyć ofia­rom, pozo­sta­jąc z nimi na ich Dro­dze Krzy­żo­wej, aż do chwi­li ich wyzwo­le­nia, uzdro­wie­nia i odkupienia.

Po trze­cie, pojed­na­nie wyma­ga zobo­wią­za­nia się do sta­nia po stro­nie praw­dy. Jest coraz bar­dziej jasne, że nie może być praw­dzi­wej i sku­tecz­nej spra­wie­dli­wo­ści, jeśli spo­łe­czeń­stwo czy wspól­no­ta nie jest budo­wa­na na praw­dzie o prze­szło­ści, bo ina­czej budu­je się na nie­sta­bil­nym fun­da­men­cie kłam­stwa i przemocy.

Czę­ścią zadań chrze­ści­jań­skiej wspól­no­ty, któ­ra żyje ducho­wo­ścią pojed­na­nia i ducho­wo­ścią Krwi Chry­stu­sa jest stwo­rze­nie prze­strze­ni, w któ­rej moż­na kon­ty­nu­ować sta­ra­nia, nie tra­cąc nadziei. Jako wspól­no­ta nadziei trze­ba nam cele­bro­wać i cie­szyć się tym, co nikt nie jest w sta­nie ode­brać czło­wie­ko­wi (i ofia­rom, w przy­pad­ku doświad­cze­nia przez nich jakie­goś zła czy nie­spra­wie­dli­wo­ści) — god­no­ści, jaką posia­da­my przed Bogiem jako oso­by (dzie­ci Boże) i jako wspól­no­ta. Jeste­śmy prze­cież wszy­scy oby­wa­te­la­mi Kró­le­stwa Nie­bie­skie­go, jakie dla nas przy­go­to­wu­je Bóg.

 

Zakoń­cze­nie

Jako ci, któ­rzy sta­ra­ją się żyć ducho­wo­ścią pojed­na­nia pod sztan­da­rem ducho­wo­ści Krwi Chry­stu­sa, nie może­my zigno­ro­wać fun­da­men­tal­ne­go fak­tu, iż pojed­na­nie z Bogiem i bliź­ni­mi jest naj­głęb­szym pra­gnie­niem czło­wie­ka jako oso­by, ponie­waż pojed­na­nie przy­no­si pokój, któ­ry jest zna­kiem obec­no­ści Boga w nas i pośród nas.

(Opra­co­wał ks. Woj­ciech Czer­na­to­wicz CPPS)