4. POKORA – UNIŻENIE BOGA W TAJEMNICY BOŻEGO NARODZENIA.
POKORA – UNIŻENIE BOGA W TAJEMNICY BOŻEGO NARODZENIA.
Nieludzki Bóg - czytamy często w warczących internetowych komentarzach. To nieprawda. Wcielony Bóg stał się ludzki do bólu: przyszedł jako dziecko, dobrowolnie ogołocił się z chwały. Nakreślona przez Jezusa prorocza wizja nieba zapiera dech w piersiach. Powracający Pan.
… przepasze się i każe im zasiąść do stołu, obchodząc, będzie im usługiwał (Łk 12, 37).
A człowiek wciąż wątpi, nie dowierza i chciałby, aby Bóg się uniżył i już tu na ziemi był na jego usługach. Bóg się uniżył nie po to, aby człowieka zgubić w dobrobycie tego świata, ale aby go zbawić i wywyższyć do godności dziecka Bożego.
Bóg spojrzał na świat wstrząsany lękiem i natychmiast zadziałał: z miłością pociąga go ku sobie, wzywa swą łaską, trzyma umiłowaniem i przywiązuje uczuciem. A więc: ziemię pogrążoną w nieprawościach karze i odmywa wodami potopu, Noego nazywa Ojcem nowego wieku i przemawia do niego serdecznie, dopuszcza go do swojej przyjaźni, łaskawie poucza o tym, co ma czynić i pełen dobroci pociesza co do przyszłości. Bóg nie tylko to mu nakazał, ale i współdziałając z Noem zamknął w arce potomstwo całego świata. Miłość płynąca z przestawania z Bogiem miała przezwyciężyć bojaźń sługi względem Pana, a wspólna troska zachować to, co ocalił wspólny wysiłek.
Następnie Bóg powołuje Abrahama spośród pogan, nadaje mu imię, czyni go ojcem wierzących, towarzyszy mu w drodze i zachowuje wśród obcych, wzbogaca go posiadłościami, wynosi zwycięstwami, zobowiązuje się uczynionymi mu obietnicami, uwalnia od przeciwności, wyróżnia przybywając doń w gościnę, wsławia nieoczekiwanym już potomkiem. Pan obsypał Abrahama tyloma darami, aby ten pociągnięty tak wielką słodyczą Bożej miłości, nauczył się Boga miłować, a nie lękać, czcić Go w miłości, a nie bojaźni.
Potem Bóg pociesza we śnie uciekającego Jakuba, powracającego nakłania do walki i z nim się mocuje, aby Jakub miłował Tego, który się z nim zmagał, ale nie lękał się Go.
Również i do Mojżesza Pan odzywa się, rozmawia z nim jak miłujący ojciec i powołuje go na wyswobodziciela swego ludu.
Wszystkie wspomniane tu sprawy rozpaliły w sercach ludzkich płomień miłości Bożej i upoiły ich uczucia tą miłością, która była dla nich jakby otwartą raną ducha, dzięki czemu zapragnęli ujrzeć Boga oczyma ciała.
Cały świat nie ogarnie Boga, a jakżeby mogło ogarnąć Go niezdolne wejrzenie ludzkie? Ale potęga miłości nie patrzy na to, co będzie, ani na to, co jest winna, ani jakie są jej możliwości. Miłość nie jest wyrachowana, nie rozumuje, nie zna miary. Miłość nie zniechęca się niemożliwością, ani nie słabnie w przeciwnościach. Miłość spala człowieka, jeśli on nie pochwyci upragnionego celu i dlatego idzie on za jej porywem, a nie tam gdzie powinien. Miłość rodzi pragnienie, rozpala się pożądaniem i namiętnie zmierza ku temu, czego jeszcze nie posiada. Miłość musi ujrzeć to, co miłuje, dlatego święci za nic poczytywali sobie swoje zasługi, gdyby nie mieli oglądać Pana. Także miłość spragniona oglądania Boga, chociaż nie rozumuje, to jednak kieruje się ku Bogu. Dlatego Mojżesz ośmielił się powiedzieć do Pana:Jeśli więc znalazłem łaskę w Twoich oczach, ukaż mi swoje oblicze.
Dlatego też inny sługa Pana powiedział: Okaż Twe oblicze. Podobnie i poganie, mimo że błądzili, to jednak rzeźbili posągi bóstw, ponieważ pragnęli mieć przed oczyma to, co czcili.
Żaden człowiek nie widział i nie poznał Boga, dopóki On sam nie objawił się ludziom przez wiarę, bo tylko ona jest zdolna Go ujrzeć. Ten Bóg, Pan i Stwórca wszechrzeczy, który wszystko powołał do istnienia i swoim rozkazem wszystko urządził, jest zarówno życzliwy ludziom, jak i cierpliwy.
Taki był zawsze, taki jest i taki będzie: łaskawy, dobry, łagodny, prawdomówny i niezrównany w dobroci. Po powzięciu wielkiego i niepojętego zamysłu zbawienia ludzkości, przekazał go tylko własnemu Synowi. Stąd nic dziwnego, że dopóki trzymał w tajemnicy to pełne mądrości postanowienie, wydawało się nam, że Go zupełnie nie obchodzimy, że jest On wobec nas całkowicie obojętny. Dopiero gdy postanowił, za pośrednictwem tegoż umiłowanego Syna, urzeczywistnić swój zamiar powzięty od początku, wtedy odsłonił przed nami i ujawnił całą prawdę, a wraz z tym objawieniem dał nam od razu wszystko: uczestnictwo w
Jego darach, wiedzę i rozumienie. Któż z nas mógł się spodziewać czegoś podobnego?
Po ułożeniu tego wszystkiego ze swym Synem, aż do właściwej chwili, nic nie mówił na nasze uleganie złym popędom, namiętnościom i pożądaniu. Nie cieszyły Go nasze grzechy, ale cierpliwie je znosił, nie patrzył obojętnie na tak długi stan naszej nieprawości, ale wprost przeciwnie, przygotowywał obecny stan usprawiedliwienia. Przedtem trzeba nam było doświadczyć, że sami przez się nie jesteśmy godni życia, abyśmy teraz tym jaśniej uświadamiali sobie, że o własnych siłach nie potrafimy wejść do królestwa Bożego i tym lepiej zdawali sobie sprawę, iż tylko moc Boska zdolna jest nas tam wprowadzić.
Gdy wypełniła się miara naszych niegodziwości i stało się pewne, że zasługujemy jedynie na karę i śmierć, wraz z tym nadeszła chwila wyznaczona przez Boga na objawienie Jego dobroci i mocy. I o to On, w niezmiernej swojej miłości, nie tylko nie rozgniewał się na nas, nie odtrącił od siebie, nie wypomniał naszej złości, lecz przeciwnie — odniósł się do nas z taką pobłażliwością i wyrozumiałością, że w swym miłosierdziu sam przyjął na siebie nasze grzechy, a jako okup oddał własnego Syna: świętego za niegodziwych i nieśmiertelnego za śmiertelnych.
Cóż bardziej uwydatnia miłosierdzie Pana, jak nie przyjęcie naszego stanu wołającego o miłosierdzie? I czyż może być większa dobroć niż ta, która Słowo Boże sprowadziła z wysokości do takiej miłości?
O Panie, czym jest człowiek, że o nim pamiętasz …i zwracasz ku niemu swe serce.
Miłość kazała Mu się uniżyć. Jego dobroć ukazuje się w tym, że im bardziej był dla mnie wzgardzony, tym więcej staje mi się drogi. Ukazała się – mówi Apostoł — dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga. Wielka to i oczywista dobroć i miłość! I wielki to dowód dobroci ukazujący uniżenie się Boga do człowieka.
Do tej pory ludzie mówili o Bogu i wytwarzali ludzkie obrazy Boga na wiele sposobów. Sam Bóg wielorako przemawiał do ludzi (por. Hbr 1, 1), ale teraz dokonało się coś więcej,On się objawił. On ukazał się, wyszedł z niedostępnej światłości, w której mieszka, On sam przyszedł pomiędzy nas. Dla starożytnego Kościoła to właśnie było wielką radością Bożego Narodzenia — Bóg się ukazał. On jest już nie tylko jakąś ideą, czymś, co można poznać intuicyjnie na podstawie samych słów, On się ukazał. Ale teraz pytamy: jak się ukazał, kim On jest naprawdę? Dla ludzi okresu przedchrześcijańskiego wśród okropności i przeciwstawieństw świata lękających się, że nawet Bóg nie jest dobry do końca lecz może być też okrutny i arbitralny, było to objawieniem, wielkim światłem, które się ukazało: Bóg jest samą dobrocią. Także i dzisiaj osoby, które nie potrafią już rozpoznać Boga przez wiarę pytają, czy Najwyższa Moc, która stwarza świat i go podtrzymuje, jest rzeczywiście dobra lub czy zło nie jest równie potężne jak dobro i piękno, które w chwilach olśnienia spotykamy w świecie. Ukazała się dobroć Boga … i jego miłość do ludzi, to jest ta nowa i pocieszająca pewność, podarowana nam przez Boże Narodzenie. Księga proroka Izajasza jeszcze bardziej szczegółowo opisuje Objawienie, które ma miejsce w Boże Narodzenie: Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczywa władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju. Wielkie będzie Jego panowanie w pokoju bez granic (Iz 9, 5).
Nie wiemy, czy prorok w tych słowach miał na myśli jakieś dziecko narodzone w czasie jemu współczesnym. Wydaje się to niemożliwe. Jest to jedyny tekst w Starym Testamencie, w którym o jakimś dziecku mówi się, że jego imię będzie: Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec. Mamy do czynienia z wizją, która daleko wykracza poza moment historyczny i zmierza ku czemuś tajemniczemu, co ma miejsce w przyszłości. Tym dzieckiem w całej Jego słabości jest Bóg Mocny, tym dzieckiem w całym swym ubóstwie i zależności jest Odwieczny Ojciec. A pokój będzie bez granic. Prorok nieco wcześniej mówił o Nim jako o wielkiej światłości, a co zaś tyczy się pokoju pochodzącego od Niego stwierdził, że pręt Jego ciemiężcy, każdy but pieszego żołnierza, każdy płaszcz zbroczony krwią pójdą na spalenie (por. Iz 9, 1. 3–4).
Bóg ukazał się jako dziecię, Właśnie w ten sposób przeciwstawia się wszelkiej przemocy i przynosi przesłanie, którym jest pokój. W obecnej chwili, kiedy świat wciąż zagrożony jest przemocą w wielu miejscach i na wiele sposobów, w świecie, w którym wciąż na nowo pojawiają się pręty ciemiężców i płaszcze zbroczone krwią, głośno wołamy do Pana: Ty o Boże mocny, ukazałeś się jako Dziecię i pokazałeś się nam jako ten, kto nas kocha i poprzez którego miłość zwyciężyła. Ty nam pozwoliłeś zrozumieć, że wraz z Tobą powinniśmy stać się budowniczymi pokoju. Kochamy Twoje bycie Dzieckiem, Twoje unikanie przemocy, lecz cierpimy z racji, że wciąż trwa na świecie przemoc i dlatego prosimy Ciebie: Okaż Swą moc o Boże. Spraw, aby w tym czasie, w tym naszym świecie pręty ciemiężców, płaszcze zbroczone krwią i buty pieszych żołnierzy zostały spalone, aby w ten sposób Twój pokój zwyciężył. Boże Narodzenie jest Objawieniem się Boga i Jego wielkiej światłości w dziecku, które przyszło dla nas, a narodziło się w stajence betlejemskiej, nie zaś w królewskich pałacach. Kiedy w 1223 roku Franciszek z Asyżu obchodził w Greccio Boże Narodzenie z wołem, osiołkiem i żłobem pełnym siana, uwidocznił się nowy wymiar tajemnicy Bożego Narodzenia. Franciszek z Asyżu nazwał Boże Narodzenie świętem świąt – większym od innych uroczystości i obchodził je z niewypowiedzianą pieczołowitością. Jak opisuje biograf Franciszka, Tomasz Celano, całował z wielką czcią wizerunki Dzieciątka i jak dzieci szeptał słodkie słowa.
Dla starożytnego Kościoła świętem świąt była Wielkanoc. Przez zmartwychwstanie Chrystus wyrwał bramy śmierci i w ten sposób radykalnie odmienił świat; w Bogu samym stworzył miejsce dla człowieka. Franciszek zatem nie zmienił i nie chciał zmienić tej obiektywnej hierarchii świąt, wewnętrznej struktury wiary z jej centrum w misterium paschalnym, a jednak przez niego i przez jego sposób przeżywania wiary, zaistniało coś nowego. Franciszek odkrył człowieczeństwo Jezusa w całkiem nowej głębi. Bycie człowiekiem ze strony Boga stało się najbardziej widoczne w chwili, kiedy to Syn Boży zrodzony z Dziewicy Maryi został owinięty w pieluszki i złożony w żłobie. Zmartwychwstanie zakłada Wcielenie. Syn Boży jako Dziecię, jako prawdziwy syn człowieczy – to właśnie głęboko dotknęło serce świętego z Asyżu, przemieniając jego wiarę w miłość. Ukazała się dobroć i miłość naszego Boga – to zdanie św. Pawła nabrało w ten sposób nowej głębi. W Dziecięciu w stajni betlejemskiej, można niejako dotknąć Boga i pieścić Go. W ten sposób rok liturgiczny otrzymał swoje drugie centrum, poprzez święto, które jest przede wszystkim świętem serca.
Wszystko to nie ma nic wspólnego z sentymentalizmem. Właśnie w nowym doświadczeniu człowieczeństwa Jezusa objawia się wielka tajemnica wiary. Franciszek kochał Jezusa, jako Dzieciątko, ponieważ właśnie w owym staniu się dzieckiem, bardzo klarowną okazała się dla niego pokora Boga. Bóg stał się ubogim. Jego Syn narodził się w ubóstwie stajni. W Dzieciątku Jezus, Bóg stał się zależnym, potrzebującym miłości innych, będącym w sytuacji kogoś proszącego o miłość. Dzisiaj Boże Narodzenie stało się świętem sklepów, których olśniewający blask ukrywa tajemnicę Boga, który zaprasza nas do pokory i prostoty.
Prośmy Pana, aby dopomógł nam przeniknąć wzrokiem wiary charakterystyczną dla obecnego czasu błyszczącą fasadę i odnaleźć za nią Dzieciątko w stajni Betlejemskiej, aby odkryć w ten sposób prawdziwą radość i prawdziwe światło.
Na żłobie, stojącym pomiędzy wołem i osiołkiem, Franciszek polecał sprawować najświętszą Eucharystię. W późniejszym okresie, na tym żłobie został zbudowany ołtarz, aby tam gdzie kiedyś zwierzęta jadły siano, teraz ludzie mogli otrzymać, dla zbawienia duszy i ciała, ciało Niepokalanego Baranka Jezusa Chrystusa, jak relacjonuje Tomasz z Celano. W Noc Wigilijną w Greccio, Franciszek jako diakon osobiście śpiewał dźwięcznym głosem Ewangelię o Bożym Narodzeniu. Dzięki przepięknym śpiewom bożonarodzeniowym braci, celebracja wydawała się prawdziwym wybuchem radości. Właśnie to spotkanie z pokorą Boga przemieniało się w radość; Jego dobroć rodzi prawdziwe święto.
Ten, kto dzisiaj pragnie wejść do kościoła Narodzenia Jezusa w Betlejem, odkrywa, że portal, który kiedyś mierzył pięć i pół metra, a przez który władcy i kalifowie wkraczali do budynku, został w większej części zamurowany. Pozostało tylko niskie wejście mierzące półtora metra. Intencją tego była zapewne lepsza ochrona kościoła przed ewentualnymi napadami, ale chodziło głównie o uniknięcie możliwości wjeżdżania konno do domu Bożego. Kto pragnie wejść do miejsca narodzenia Jezusa, musi się pochylić. Wydaje mi się, że w tym właśnie objawia się głębsza prawda, której chcemy pozwolić się dotknąć w tę Świętą Noc. Jeśli chcemy odnaleźć Boga, objawiającego się jako Dziecko, musimy zejść z konia naszego oświeconego rozumu. Musimy porzucić nasze fałszywe przekonania, naszą pychę intelektualną, które przeszkadzają nam doświadczać bliskości Boga. Musimy naśladować drogę wewnętrzną św. Franciszka – drogę wiodącą w kierunku radykalnej prostoty zewnętrznej i wewnętrznej, która uzdalnia serce do widzenia. Musimy pochylić się, pójść duchowo niejako na własnych nogach, aby móc przejść przez bramę wiary i spotkać Boga, który różni się od naszych wyobrażeń i ocen – Boga, który kryje się w pokorze nowonarodzonego dziecka. Tak właśnie sprawujmy liturgię tej świętej Nocy i przestańmy wpatrywać się w to, co materialne, co daje się zmierzyć i dotknąć. Pozwólmy, aby Bóg uczynił nas prostymi, Bóg objawiający się sercu, które stało się proste. I pomódlmy się w tej chwili przede wszystkim za tych, którzy muszą przeżywać Boże Narodzenie w ubóstwie, w cierpieniu, aby zjawił się im promyk dobroci Boga, aby dotknęła ich i nas owa dobroć, którą Bóg poprzez narodzenie Swojego Syna w stajni, zechciał przynieść na świat.
W Starym Testamencie Słowo Boże prowadzi człowieka pokornej uległości do Boga, jego Stwórcy i Zbawiciela. W Nowym Testamencie Słowo Boże staje się ciałem, by zaprowadzić człowieka na sam szczyt pokory, która na tym polega, by się uniżać przez miłość, wielbiąc w ten sposób Boga i ratując ludzi.
Jarosław Dziekański
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.