4. Krople Krwi Chrystusa drogowskazami dla Wspólnoty na drodze do świętości
s. Konsolata — Misjonarka Krwi Chrystusa (MSC)
Krople Krwi Chrystusa drogowskazami dla Wspólnoty na drodze do świętości
m Novo millennio ineunte św. Jan Paweł II napisał, że „Drogi świętości są wielorakie i dostosowane do każdego powołania”. Należy z wielka mocą podkreślić, że każdy z nas, bez względu na wiek, zawód, czy swoje specyficzne powołanie jest zaproszony do świętości. Świętość nie jest zarezerwowana dla elity, dla wybranych, uprzywilejowanych. Moje często niczym nie wyróżniające się życie, niepozorne, zwykłe może stać się środkiem, drogą ku szczytom jakim jest świętość przeżywana w codzienności. Mówiąc bardzo kolokwialnie, każdy z nas – jest zaproszony do nieba, do radości, do nieustannego obcowania z Bogiem – Miłością. Nasza osobista świętość rodzi się z więzi z Bogiem, bo tylko On jest jedynym jej źródłem Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty! (Kpł 11, 44). Słusznie można by zadać pytanie – ale jak praktycznie przekuć słowa w czyn i starać się o świętość w codzienności? Odpowiedzi udziela św. Kasper w liście rekolekcyjnym z 1826 roku, pisząc, że to, co stanowi o naszej świętości, to „pragnienie doskonałości, prawdziwie niebiańskiej miłości, ufność w Bogu i gotowość dla Niego, bez oporu, do jakiejkolwiek ofiary”.
W czasach gdy zanikają jakiekolwiek autorytety, gdy brakuje jasnych i konkretnych przykładów do naśladowania, my chrześcijanie z dumą możemy powiedzieć, że mamy przykład, w który możemy się wpatrywać i który możemy naśladować. A jest nim Jezus, który nas Krwią Swoją odkupił.
Krople Krwi Chrystusa
Przysłowie polskie mówi o kropli drążącej skałę. Już znacznie wcześniej rzymski poeta Owidiusz napisał, że kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym spadaniem.
Żyjąc niejako pod sztandarem Krwi Chrystusa, musimy mieć świadomość, że
na naszej drodze ku świętości mamy już wytyczony szlak, mamy jasne znaki pozostawione przez samego Odkupiciela. I tymi drogowskazami są krople Jego Krwi.
Drogowskaz pierwszy – Słowo Boże
Każdego dnia zmierzamy się z wieloma trudnymi sytuacjami, nieprzewidzianymi zdarzeniami, z bólem, rozczarowaniem, zawodem, klęską. Praktykując życie Słowem Życia jestem wyposażony w narzędzie do walki z tymi piętrzącymi się problemami. To jest duchowość paschalna — kiedy od trosk, cierpień, zranień, chwytając się mocy Bożego Słowa dochodzę do zwycięstwa – nad sobą, nad swoim ograniczeniem, słabością czy wręcz grzechem.
W jednej ze swoich książek o. Raniero Cantalemessa opisuję historię pewnej kobiety, nauczycielki z Sycylii. Przez wiele lat uważała się za osobę niewierzącą. Tym co zachwiało jej ateizmem, była nieuleczalna choroba nastoletniej córki. Dziewczyna bardzo cierpiała zmagając się z chorobą nowotworową. Wychudzone ciało, zakrwawiona szpitalna pościel, liczne rurki, które wychodziły z jej ciała. Ostatkiem sił prosi, aby mama przeczytała jej fragment z Pisma Świętego. Kobieta szuka kapelana szpitalnego, zdobywa egzemplarz Nowego Testamentu i pyta córkę, jaki fragment ją interesuje. Dziewczyna prosi o lekturę opisu męki Pana Jezusa. I podczas tej lektury, mając przed oczyma umęczonego Jezusa i umęczoną córkę, wyznaje — moja córka zasypiała, a ja się budziłam. Dziewczyna zmarła, ale jej mama otrzymała łaskę wiary.
Czy w swoim życiu dostrzegam jak Słowo Boże mnie niesie, jak mnie prowadzi, jak pozwala konfrontować się ze słabościami, trudnościami?
Pewna kobieta dzieli się swoim doświadczeniem z życia Słowem Życia: „Do naszego bloku wprowadzili się nowi sąsiedzi. Pani X. była osobą bardzo sympatyczną, kontaktową, ale bardzo szybko przylgnęła do niej etykietka osiedlowej plotkary i wszystkowiedzącej. Często przesiadywała w oknie i przed klatką schodową. Mówiliśmy, że czeka na nowe osiedlowe wiadomości i zaczęliśmy jej po prostu unikać. Należę do wspólnoty, która na cotygodniowych spotkaniach wybiera Słowo Życia. W tym czasie wybraliśmy z Ewangelii św. Jana słowa To jest Pan (J 21, 7). Starałam się tego dnia często modlić tym Słowem, wracać do niego. Kiedy byłam w drodze z pracy, zobaczyłam wyglądającą przez okno sąsiadkę. I znowu ta myśl, osąd – plotkara, wszystko musi wiedzieć. Szybko jednak powróciłam w sercu do słów Ewangelii – To jest Pan, tym razem starając się myśleć o niej w ten sposób. Pani X. pomachała mi ręką i zaprosiła wieczorem na herbatę. W pierwszej chwili chciałam odmówić, ale w imię miłości postanowiłam się do niej wybrać, w duchu obmyślając jak uniknąć ewentualnych plotek. Jakież było moje zdumienie kiedy zamiast plotek okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów i czas upłynął nam naprawdę przyjemnie. Ale największym zaskoczeniem okazało się jej wyznanie już wtedy, gdy zbierałam się do wyjścia — ja wiem, że mówią na mnie plotkara, ale widzi pani, ja 5 lat temu straciłam w wypadku syna. Ja wiem, że on nie wróci, ale ja ciągle na niego czekam, ciągle za nim wyglądam. To doświadczenie pomogło mi w innym świetle spojrzeć na moją sąsiadkę, ale i na swoją słabość, którą był osąd.
I to jest nasze zadanie – nie pozwolić, aby żadna kropla Krwi Jezusa, aby żadne trudne doświadczenie nie zostało zmarnowane.
Drogowskaz drugi – życie w ofiarowaniu
Co mógłbym ofiarować, czego tak naprawdę nie otrzymałem wcześniej od miłującego Boga? A jednak…
Jezus nie kalkulował, nie odmierzał swej miłości na gramy, kilogramy czy tony. Daje się cały, totalnie cały. Czy ustanawiając sakrament Eucharystii, Jezus nie mógł posłużyć się tylko i wyłącznie znakiem Chleba? A On przelewając Swoją Krew daje się cały, w nadobfitości.
To życie w ofiarowaniu uczy nas wdzięczności za tak hojny dar. Czy dostrzegam w ciągu dnia te momenty, kiedy zostaję obdarowany, choćby miał być to TYLKO uśmiech, śpiew ptaka, możliwość chodzenia, słyszenia… . Ale czy i ja potrafię ofiarować te różne drobnostki drugiemu człowiekowi. I czasami TYLKO Bóg zobaczy moje staranie, moją kroplę potu, moje staranie się o to, aby podłoga była starannie pozamiatana, a naczynia na półce ułożone ze starannością. I to jest moja świętość. Nie rzeczy nadzwyczajne, ale uczynione z miłością. Nie rzeczy wielkie, ale to, co jest wolą Bożą na dziś dla mnie.
Drogowskaz trzeci – modlitwa
Nie jest to traktat o modlitwie, więc pokuszę się jedynie o kilka prostych spostrzeżeń. Bardzo dobrze znamy modlitwę Ojcze Przedwieczny ofiarujemy Ci Najdroższą Krew Jezusa Chrystusa, niech Ona zgładzi nasze grzechy, obdarzy zmarłych zbawieniem i zachowa Twój Kościół w miłości i jedności. Amen. Może często odmawiamy ją z wyciągniętymi rękoma. Jak często zastanawiam się nad głębią tej prostej modlitwy, która może jak żadna inna wyraża głębię naszego charyzmatu? Moje ręce są puste, ale jestem gotowy przyjąć ten dar, który Ojciec ma już w swoim zamyśle. Idę z nimi pod krzyż, chociaż moja dusza wzdryga się na to spotkanie. Ale to stamtąd mam czerpać. Głęboki sens tej modlitwy wyraża się również w jej wymiarze „modlitwy zakładnika”. Modlę się w niej za grzeszników, za zmarłych, modlę się o jedność i miłość. Swoją modlitwą, wyciągniętymi rękoma obejmuję wszystkich bez wyjątku. I to stanowi o uniwersalności naszej modlitwy, o jej powszechności. Nikogo nie omijam, nie wykluczam, bo Bóg jest Ojcem „naszym”, a nie „moim”.
Jak strumień, który nawadnia pola, tak moja modlitwa, moje zanurzenie wszystkich we Krwi Chrystusa niesie życie. My mamy nieść tę Krew. Czy nie było to pragnieniem św. Kaspra, kiedy przepełniony miłością do Chrystusa ukrzyżowanego wypowiada słynne słowa: „Chciałbym mieć tysiąc języków, ażeby każdą duszę zdobyć dla Najdroższej Krwi Chrystusa”.
A kiedy nie mogę głosić słowem, zawsze pozostaje mi ufna modlitwa. Francuski trapista o. Hieronim, w niepozornym dziełku „Możliwości i melodie” napisał bardzo obrazowo. „Drogę do Raju pokonujemy przewożeni autokarami Dobrego Boga – gdyby nie to, nigdy nie dotarlibyśmy do celu. Kilka pojazdów jest przeznaczonych dla przyjaciół Boga, a długi sznur innych – dla pozostałych. Te ostatnie są darmowe. Natomiast za przejazd autokarem przyjaciół Boga trzeba zapłacić, a bilety są drogie. Ale najlepsze jest to, że przyjaciele Boga muszą opłacić swoje miejsce po dziesięć albo i dwadzieścia razy. (…) W końcu przyjaciele zaczynają rozumieć, że płacą za innych, za tych, którzy podróżują bez biletu w długim sznurze darmowych autokarów. A kiedy po raz dwudziesty żąda się od nich zapłaty, skarżą się trochę swojemu Panu, ale nie tak bardzo, bo wiedzą, że nie jest to jeszcze ostatni raz. Na tym właśnie polega nasza funkcja zastępcza”(Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2017, s.63 – 64).
Zatem, czy jestem przyjacielem Boga gotowym płacić własną krwią w zastępstwie?
Drogowskaz czwarty – krzyż
W drugim liście rekolekcyjnym z 1827 roku, napisał św. Kasper, że „błogosławieni jesteśmy, jeśli u stóp Krzyża nabędziemy tego życia duchowego, które jest sercem wszelkiego działania”. A ponieważ w naszej codzienności nie brakuje nam większych czy mniejszych krzyży, możemy śmiało powiedzieć, że duchowość paschalna jest duchowością życia w Bożej obecności, niejako w cieniu krzyża. Boję się Krzyża, ale jako czciciel Krwi Chrystusa MUSZĘ stawiać Go w centrum swojego życia, a nie tylko o Nim mówić. O. Ivan Rupnik SJ w jednej ze swoich konferencji mówił, że miłość cierpi z powodu nieobecnych. Podaje przykład matki, która cierpi z powodu dziecka, które na noc pozostaje poza domem – nie wiadomo gdzie i z kim. Matka nie cierpi kiedy wie, gdzie jest jej dziecko i kiedy ma świadomość, że jest bezpieczne. Nie może mnie zabraknąć pod krzyżem, razem z Maryją, Janem i niewiastami.
Św. Maria De Mattias bardzo często w swych listach zachęcała do miłości Ukrzyżowanego. W jednym z nich, do swojej duchowej córki napisała; „Nie można kochać Jezusa, jeśli nie kocha się Jego Krzyża” (list 252). I chociaż te słowa mogą się nam wydać w swej prostocie bardzo naiwne, to jednak czy to już nie św. Paweł mówił, że Nauka krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia (1 Kor 1, 18).
Miłość jest twórcza, pomysłowa i bardzo konkretna.
Drogowskaz piąty – wspólnota
W cytowanym już liście rekolekcyjnym z roku 1826 możemy przeczytać zachętę św. Kaspra, aby wspólnota stawała się dla nas drogą do nieba. Kiedy jesteśmy wspólnotą przez duże „W”? Kiedy Jezus jest pomiędzy nami. Kiedy każde nasze działanie, pracę, modlitwę, wypoczynek przeżywamy z Nim i dla Niego.
Podczas homilii wygłoszonej przez Księdza Biskupa Piotra Liberę, 25 czerwca 2017 roku w „Miasteczku Krwi Chrystusa” w Chrustach, padły bardzo głębokie słowa, odnoszące się do zadań wynikających z przynależności do wielkiej rodziny Krwi Chrystusa „A jeśli chodzi o Wasz szczególny apostolat Wspólnoty Krwi Chrystusa, który nakreślił św. Kasper del Bufalo, to czyż nie chodzi tu o ukrytą służbę Kościołowi, bo całe Ciało Chrystusa ze swoimi wszystkimi członkami musi być jak krwią, wypełnione miłością Boga. W ten sposób ciało otrzymuje nową moc i pożywienie; może wzrastać, bronić się przed chorobami, zdrowieć i zasklepiać rany”. („Przez Jego Krew. Homilie odpustowe i jubileuszowe 2009 — 2018”, Chrusty 2019, s.102)
Wspólnota jest nam podarowana nie tylko po to, aby wzrastać, aby się w niej rozwijać i umacniać, ale też i po to, aby przygotowywać się do dawania świadectwa. Czasami zaledwie milczącego, czasami przez drobne gesty miłości. Kiedy słyszę głos powołania do danej wspólnoty, niewątpliwie zaczynam być uczniem Jezusa. Zaczynam chodzić Jego drogami, słuchać Jego głosu. Ale wspólnota ma mnie przede wszystkim wychowywać do bycia nie tylko uczniem, ale i świadkiem. Bo świadkiem staje się wtedy, kiedy dojrzewam do odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale i za cały świat.
Dlaczego nasza duchowość jest tak piękna? Bo jest prosta, bo uczy nie marnować drobnych wydarzeń codziennego życia, bo jest duchowością zwycięzców. Nie wystarczy tylko otworzyć się na łaskę, na dobro jakie niesie za sobą przynależność do wspólnoty, ale potrzeba mozolnego trudu walki wewnętrznej, nieustannego zmagania. Muszę odwrócić się od własnych egoistycznych skłonności, aby przez wspólnotę dojść do Boga. Mieć w sobie Ducha Świętego, myśleć po Bożemu, to zawsze stawiać dobro wspólnoty ponad swoje – lepiej ma być wspólnocie, a nie mi.
A będąc na drodze świętości w szkole Krwi Chrystusa, uczmy się od najlepszych. Nikt tak jak Maryja nie kochał Jezusa, nie słuchał Go i nikt tak jak Ona nie umierał wraz z Nim. Zabierzmy Ją do domu naszych serc i Tej wielkiej przewodniczce na drodze wiary zawierzmy naszą codzienność i dążenie do doskonałości.
s. Kosnolata — Misjonarka Krwi Chrystusa (MSC)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.